Premiery muzyczne tygodnia. Debiutuje Igor Herbut, powracają Fiona Apple oraz Łona i Webber [CO W MUZYCE PISZCZY]

#CoWMuzycePiszczy to pięć wydawnictw, którym warto w tym tygodniu poświęcić chwilę uwagi. W debiutanckiej odsłonie cyklu m.in. również debiutujący (solowo) Igor Herbut, powracająca z przytupem po ośmiu latach Fiona Apple oraz serwująca rozmaite, przetkane popem brzmienia Rina Sawayama.

Pierwsze wydanie #CoWMuzycePiszczy maluje się niemalże w całości alternatywnie. Z poniższego zestawienia w radiu najprędzej spodziewałabym się usłyszeć Rinę Sawayamę, która ma niezłe zakusy na to, żeby w kolejnych latach podbić rozgłośnie. Łona i Webber do największych radiostacji po prostu nie pasują - i bynajmniej nie ma w tym nic złego. Kto jeszcze wypuścił godne uwagi nowości 17 kwietnia? Sprawdźcie moje propozycje. 

Zobacz też: Sting na PGE Narodowym. Jest nowa data koncertu w Warszawie >>

Fiona Apple - "Fetch the Bolt Cutters"

Od jej ostatniego wydawnictwa ("The Idler Wheel") minęło osiem lat. Fiona Apple wita słuchaczy piosenką "I Want You to Love Me" i trzeba przyznać, że naprawdę trudno jest nie spełnić tego pragnienia. Zdecydowana większość tej bezkompromisowej, pięknie surowej płyty powstała w domu artystki przy pomocy naturalnego echa, własnoręcznie zrobionych instrumentów perkusyjnych czy szczekających psów (Apple wymienia ich pięć), słyszanych m.in. w utworze "Newspaper". Nie brakuje towarzyszącego Apple od zawsze pianina, a wraz z nim szczerych tekstów pióra silnej kobiety, która nie ma nic do stracenia i bije się z dorosłością na swój własny sposób. Część mediów już teraz twierdzi, że "Fetch the Bolt Cutters" to materiał na album roku - powiem krótko: nie będę z nimi walczyć, bo nie mam o co. Kawał dobrego art popu.

Łona i Webber - "Śpiewnik domowy"

Ci panowie zrobili sobie z kolei czteroletnią przerwę po płycie "Nawiasem mówiąc". Tym razem przygotowali złożoną z siedmiu piosenek i jednego remiksu, zaledwie półgodzinną EP-kę. A na EP-ce m.in. gadająca po angielsku nordycka szafa, "arcyszczecińska historia" inspirowana dziejami żydowskiego bigbitowego zespołu Następca Tronów, którą to historię zakończyły wydarzenia Marca '68, a także hołd dla street artu pod postacią "Nikifora Szczecińskiego". Fani duetu Łona i Webber nie będą zawiedzeni, a nowi słuchacze, szczególnie ci zniechęceni do rapu, mają szansę w około pół godziny odkryć całkiem inne niż stereotypowe oblicze tego gatunku muzyki.

Igor Herbut - "Chrust"

Zapowiadając pierwszy solowy album, Herbut mówił, że słuchanie "Chrustu" jest niczym czytanie jego osobistego notatnika. Najkrótsza piosenka na płycie ma 3 minuty i 42 sekundy, najdłuższa liczy sobie prawie 9 minut. Herbuta nie ograniczało nic i słychać, że dał się tej wolności ponieść. "To historia prawie trzydziestoletniego chłopaka, który przez ponad 74 minuty dzieli się tym, co najpiękniejsze w jego życiu - ale też tym, co musiał pokonać" - twierdzi wokalista. Przy okazji wziął na warsztat "Krakowski spleen" Manaamu, z którym niedawno na swojej płycie zmierzyła się Natalia Przybysz. Herbutowi przygrywa jedynie pianino - zdawałoby się, że to spleen uproszczony, a jednak rozdziera. To samo można powiedzieć o całym "Chruście". Herbut solo jest dosłownie i w przenośni o wiele bardziej kameralny niż z LemONem, a tekstowo szczery jak nigdy dotąd. I to się chwali.

Rina Sawayama - "SAWAYAMA"

Pochodząca z Japonii Rina Sawayama obróciła wspomnienia z szalonych czasów dorastania w swój pierwszy studyjny album. Na nowo przeżywa zwariowane imprezy, burzliwy rozwód rodziców, zerwane przyjaźnie czy studia na prestiżowym Uniwersytecie Cambridge, który w rozmowie z serwisem Pitchfork określiła "miejscem znienawidzonym przez nią każdą komórką jej ciała". Jako politolożka i socjolożka z wykształcenia Sawayama nie przegapiła szansy, żeby skomentować kryzys klimatyczny w utworze "Fuck This World". Między brzmieniami skacze tak jak między opowiadanymi historiami - inspirowała się popem rodem z lat 2000. ("XS"), zahaczyła o glam metal ("Dynasty"), new jack swing ("Love Me 4 Me") czy R&B (wspomniane "Fuck This World"). "SAWAYAMA" jest niczym sałatka owocowa - dużo tu różności, ale koniec końców wypada smacznie.

EOB - "Earth"

Thom Yorke, Jonny Greenwood i Phil Selway od lat lśnią poza Radiohead - przyszedł czas na kolejnego członka grupy. Pod tajemniczym akronimem EOB skrywa się Ed O'Brien, gitarzysta Radiohead, który wychodzi na swoje z płytą "Earth". Na ręce słuchaczy składa tworzony przez prawie osiem lat album "zainspirowany duchem Brazylii, otwartością serc, rytmem i kolorami". Początkowo O'Brien nie był przekonany, że chce śpiewać własne utwory, ale dał sobie szansę - i prawidłowo. Na "Earth" pokazuje szeroką rangę możliwości. Płynie od wyciszonej folkowej nuty ("Mass", "Cloak of the Night") przez inspiracje momentami psychodelicznym funk rockiem ("Olympik") aż po słoneczne "Shangri-La", gdzie zaskakuje falsetem i bawi się formą - słychać tu trochę The Black Keys, trochę elektroniki w stylu Gorillaz... Krótko mówiąc, na "Earth" jest barwnie niczym na brazylijskim karnawale. Taka muzyczna podróż przyda się teraz chyba każdemu.

Więcej o: