Rose McGowan wydała płytę, która ma leczyć. "Częstotliwość niższa niż ta używana przez nazistów" [CO W MUZYCE PISZCZY]

W tym tygodniu w cyklu #CoWMuzycePiszczy kolejna dawka premier płytowych. Podróżujemy po różnych planetach - po planecie rockowej, planecie rapowej, zahaczamy o retro-alternatywę i odwiedzamy z nutką niepewności "Planet 9" aktorki Rose McGowan.

Kolejny odcinek #CoWMuzycePiszczy to brzmieniowy miszmasz. AWOLNATION serwuje rocka skręcającego to w stronę heavymetalowego grania, to w stronę synth popu. Od rocka wychodzi też debiutantka Hazel English, ale ona z kolei dostarcza miłe dla ucha brzmienie retro. Mamy też dawkę hip-hopu: Chris do kwadratu, czyli Quelle Chris i Chris Keys oferują bardzo osobiste rapowe rozważania z powiewem letniego powietrza, zaś Dr. Dre przypomina swój debiut sprzed niemal 30 lat, wraz z którym niesie się zgoła inny powiew - można by rzec, że zielony. Debiutuje również aktorka Rose McGowan, ale z tego, co popełniła, najlepiej wytłumaczy się sama.

Zobacz też: Premiery muzyczne tygodnia. Debiutuje Igor Herbut, powracają Fiona Apple oraz Łona i Webber [CO W MUZYCE PISZCZY] >>

AWOLNATION - "Angel Miners & The Lightning Riders"

Twórcy hitu "Sail" proponują płytę, której powstanie według frontmana Aarona Bruno zainspirowały "najtrudniejsze wydarzenia, jakich kiedykolwiek doświadczył". "Angel Miners..." to wybuchowa mieszanka emocji najwyższego kalibru i różnorodności gatunkowej. Najlepiej obrazuje to chyba utwór "I'm a Wreck", w połowie którego Bruno wpada w heavy-metalowy szał i krzyczy sam do siebie: "Fake motherfucker/You know who you are/Terrible actor/You know who you are". Na płycie pojawili się goście: Alex Ebert z grupy Edward Sharpe & The Magnetic Zeros udzielił się w trochę tanecznym, trochę screamo utworze "Mayday!!! Fiesta Fever", zaś na nostalgicznym "Pacific Coast Highway in the Movies" zaśpiewał Rivers Cuomo z Weezera. Warto sprawdzić całość, żeby się przekonać, na ile stać AWOLNATION, bo panowie zdają się czuć jak ryby w wodzie w każdym muzycznym rejonie, w który się zapuszczą.

Quelle Chris, Chris Keys - "Innocent Country 2" 

W serwisie Pitchfork w recenzji "Innocent Country 2" czytamy, że ten album przywodzi na myśl "podchmielenie po kilku piwkach w gorący letni dzień", i rzeczywiście coś w tym jest. Quelle Chris, pochodzący z Detroit raper, który swój ostatni album "Guns" poświęcił wnikliwej krytyce amerykańskiej kultury przemocy i broni, tym razem ponownie połączył siły z dobrym kolegą - producentem Chrisem Keysem, by stworzyć płytę wypełnioną nadzieją i rozważaniami o życiu, śmierci, przyjaźni i miłości. Sam Quelle Chris powiedział o krążku: "On nie jest tylko o rozpoznawaniu tych czynników, które czynią nas nami, o tym, czym są dobro i zło, ale też o wzrastaniu, leczeniu, pomaganiu, komunikowaniu się, o nauce (i wielu innych czasownikach, które mógłbym spróbować tu wstawić) we wspólnocie". Pozycja obowiązkowa dla fanów rapu w jazzowym duchu.

Rose McGowan - "Planet 9"

Rose McGowan, jedna z twarzy ruchu #MeToo, swój debiutancki album reklamuje jako "muzykę na receptę". Na Twitterze obwieściła: "Dostroiłam te utwory do częstotliwości 432 Hz, nie 440 Hz, czyli tej częstotliwości, której używali naziści i do której stroi się większość piosenek pop". Z kolei ze strony internetowej McGowan możemy się dowiedzieć, że kiedy była dzieckiem, wymyśliła sobie utopijny świat, który nazwała właśnie "Planet 9". "Czułam się tam bezpieczna, a z czasem zaczęłam się zastanawiać, jakie dźwięki można by było tam usłyszeć. Po latach astronomowie znaleźli nową planetę, którą ochrzcili Planetą Dziewięć. To moja planeta!" - pisze aktorka. Część naszej redakcji już sprawdziła rzekome lecznicze właściwości krążka. Na "wszystkie bóle" nie pomógł, ale może u kogoś innego się sprawdzi.

Hazel English - "Wake Up!"

Retro-alternatywa w wydaniu australijskiej wokalistki Hazel English brzmi przesympatycznie. Nieco ponadpółgodzinny debiut trąci inspiracjami Fleetwood Mac, The Beatles, Beach House czy HAIM. "Wake Up!", napisany w całości przez samą artystkę, powstał po kryzysie egzystencjalnym, który 29-latka przeszła w ostatnim czasie i z którego postanowiła wyrwać się poprzez muzykę. Klimat lat 60. obecny niemalże we wszystkich utworach wciąga na dobre. Chociaż część tekstów ("Off My Mind", "Five and Dime", "Milk and Honey") nawet pomimo tła energetycznych gitarowych podkładów napawa pewnym smutkiem, czuć tu tak czy inaczej budzącą się do życia wiosnę i kryzys w nokaucie. Płyta genialna na samochodowe podróże.

Dr. Dre - "The Chronic"

Możecie się zastanawiać, co tutaj robi płyta, która bynajmniej nie ukazała się premierowo w tym tygodniu, ale prawie 30 lat temu. Dr. Dre postanowił sprawić fanom prezent i 20 kwietnia po raz pierwszy wypuścił do wszystkich serwisów streamingowych "The Chronic" - album legendarny dla słuchaczy hip-hopu, dzięki któremu raper i producent bardzo mocno zaznaczył swoją solową obecność na scenie po odejściu z N.W.A., a przy okazji pomógł wystartować z kopyta koledze znanemu wtedy pod pseudonimem Snoop Doggy Dogg. Nie powiem o tej płycie niczego, co nie zostało już powiedziane, więc spróbujmy tak: jeżeli macie ochotę na podróż w czasie do Kalifornii lat 90., gdzie pobujacie się do G-funku w oparach pewnej hołubionej na "The Chronic" rośliny, lepszej drogi niż poprzez odsłuch tego krążka raczej nie ma.

Więcej o: