Tym razem do sprawdzenia proponuję świeże wydawnictwa czterech silnych kobiet, z których każda ma do powiedzenia coś innego - i każda w innym stylu. Hayley Williams, Edyta Bartosiewicz, Sanah i Little Simz polecają się waszej uwadze.
Zobacz też: "POPKultura" odc. 36. Za co kochamy Władysława Pasikowskiego? Za kilka filmów, ale ten może was zaskoczyć >>
Wokalistka Paramore z konkretnym stażem scenicznym (31-letnia dziś Williams pierwszy kontrakt płytowy podpisała, mając lat 14) zdecydowała się wypuścić solowy projekt. “Petals for Armor” powstało w ramach redefiniowania samej siebie przez Williams po kilku burzliwych latach w życiu prywatnym. Wokalistka po rozwodzie i długiej terapii na nowo odkryła swoją kobiecość, o czym szeroko na tej płycie opowiada. Wydawnictwo ukazało się w formie trzech EP-ek, złożonych w kompletny produkt 8 maja. Po brzmieniach Paramore zostało jedynie echo - “Petals for Armor" to poszukiwania pewnego gruntu pod nogami w rytmach electro-popu, odrobiny R&B, łagodniejszej rockowych rytmów i tym podobnych. Dużo tańca ze łzami w oczach.
“Jak długo spałam? Ile minęło dni?”, pyta Edyta Bartosiewicz w tytułowym utworze z pierwszego od siedmiu lat premierowego wydawnictwa. Wokalistka budzi się z hibernacji i przede wszystkim trzyma poziom, do którego przyzwyczaiła przez poprzednie dekady miłośników swojej twórczości. Są gitary, są dobre polskie teksty i jest Bartosiewicz w doskonałej wokalnej formie. Co tu dużo mówić: "Ten moment" to dobry moment.
Sanah robi karierę w zawrotnym tempie. 22-letnia absolwentka warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina po EP-ce "Ja na imię niewidzialna mam" (nominowanej do nagrody Fryderyka 2020) wypuściła wyczekiwany debiutancki album, który promował m.in. "Szampan", hit rozgłośni radiowych w ostatnich miesiącach. Niektórzy mówią o niej "Dawid Podsiadło w spódnicy", niektórzy twierdzą, że śpiewa jak Sarsa albo Margaret, ale Sanah w gruncie rzeczy wnosi do polskiego popu świeżą dawkę delikatności i młodzieńczej autentyczności, której trochę mu brakowało. Zdolna, mądra, skromna - chociaż śpiewa, że wątpi, czy tak jest, ja po przesłuchaniu “Królowej dram” nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Krótka piłka. Little Simz to na brytyjskiej scenie hip-hopowej poważna ksywka i jest o niej głośno niezależnie od tego, czy wypuszcza longplaya, czy zaledwie dwunastominutową EP-kę. Niezapowiadany wcześnie zestaw pięciu utworów to niezła propozycja na weekendowe pobudzenie.