"Dziękuję za wasze wsparcie... Let’s rock’n roll i do przodu... podziwiam lekarzy, pielęgniarki, personel zawsze, zwłaszcza w tych czasach... dla nich wielkie nomen omen serce. Już OK, ale był dość rozległy zawał. Sam się doczłapałam, zamiast wezwać karetkę... już dostałem lekki oprd... za co też dziękuję" - napisał Jaryczewski i dodał:
Na razie wyczerpałem 3 życia i nie wiem, czy zostało jeszcze zapasowe... lepiej nie sprawdzać.
Jaryczewski, który śpiewał w Oddziale Zamkniętym w latach 1979-85, nie pierwszy raz ma poważne problemy zdrowotne. Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku stracił na kilka lat głos - doznał paraliżu strun głosowych. Wpływ na to miało nadużywanie narkotyków i alkoholu. Z kolei kilka lat temu musiał przejść przeszczep wątroby. - Wiele razy otarłem się o śmierć. Jak widzisz światło w tunelu, to w końcu potrafisz inaczej spojrzeć na życie, docenić tu i teraz. Potrzebna jest iskra, która spowoduje zmianę optyki - to może być jedno zdanie bądź słowo, które podziała jak zwrotnica i wszystko poprzestawia w głowie. Czasami, będąc na warszawskim Mokotowie, patrzę na bloki, w których mieszkali moi koledzy. Siadaliśmy na ławce i popijając graliśmy na gitarach "Dom wschodzącego słońca". Dziś wielu z nich nie żyje. A ja chcę żyć tę chwilą, która jest. Bo wiem, że ona nigdy więcej się nie powtórzy - mówił o wyjściu z nałogu w wywiadzie z 2016 roku.
Muzyk dzisiaj jest wokalistą grupy Jary Oddział Zamknięty, który ewoluował z założonego przez niego zespołu Jary Band. W składzie są także inni byli członkowie Oddziału Zamkniętego.