Mieczysława Fogga wspomina wielu. Ci młodsi nie zawsze kojarzą, jak wyglądał czy gdzie występował, jednak wszyscy słyszeli któreś z jego piosenek. Jego legendarna postać przywołuje wspomnienia teatrów rewiowych oraz warszawskich kabaretów. Fogg był jednym z nielicznych, którym udało się pozostać na scenie nieprzerwanie przez sześćdziesiąt lat. Wyjątkowo dopracowane wykonania piosenek, przygotowane za każdym razem w eleganckim stylu i z niebywałą precyzją warsztatową, zapisały go w pamięci Polaków. Teraz, z okazji 119. rocznicy jego urodzin warto przypomnieć sobie największe przeboje, którymi porywał tłumy.
Mieczysław Fogiel, bo tak nazywał się ten znany artysta, przyszedł na świat dokładnie 30 maja 1901 roku w Warszawie. Już od dziecka lubił śpiewać, co zresztą przychodziło mu z dużą łatwością. Potem, pracując już jako kasjer PKP, zapisał się do chóru kościelnego. Tam przypadkiem jego talent dostrzegł śpiewak, Ludwik Sempoliński i postanowił polecić go profesorowi z Wydziału Wokalistyki Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina, Janowi Łysakowskiemu. Wtedy to przyszły artysta dowiedział się, że dysponuje barytonem (konkretnie barytonem lirycznym) i poświęcił się rozwijaniu umiejętności muzycznych, przyjmując pseudonim „Fogg”.
Na początku Fogg występował na ślubach i pogrzebach. W ten sposób zarabiał na lekcje wokalu. Dopiero później debiutował w słynnym teatrzyku Qui Pro Quo. Dołączył także do Chóru Dana, czyli Władysława Daniłowskiego. Chór miał koncerty w wielu miejscach poza Polską, między innymi we Włoszech, Francji, Niemczech, Estonii czy Rumunii. Grupa zaśpiewała także w Stanach Zjednoczonych. Później Mieczysław Fogg odszedł z chóru, by poświęcić się wyłącznie karierze solowej.
Artystę można było zobaczyć w towarzystwie sławnych postaci z kabaretu, na przykład Hanki Ordonówny, Adolfa Dymszy czy Zuli Pogorzelskiej. Śpiewając solo, występował w Nowym Jorku, w Buffalo i Chicago. Lata okupacji wojennej spędził w Warszawie. Występował w kawiarniach, takich jak „U Aktorek”, „Cafe Bodo” czy „Swann”. Należał też do AK, a swoją działalnością artystyczną wspierał nie tylko żołnierzy, ale i cywili na terenie miasta. Po wojnie ze swoimi piosenkami jeździł po całym świecie, odwiedzając między innymi Austrię, Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Na scenie był bardzo długo, a jego talent doceniono w całej Europie i poza nią.
Trudno odnaleźć współcześnie taką gwiazdę estrady, jaką był Mieczysław Fogg. Piosenki, które śpiewał, wciąż nie straciły na aktualności i są chętnie wykonywane przez kolejnych wokalistów. W 1947 roku powstało chociażby słynne tango „Kochać nie warto”. Ogromną popularność zdobyły takie przeboje, jak:
Dziś może nie wszystkie z nich kojarzymy, ale dawniej były prawdziwymi hitami i miały ogromne znaczenie dla Polaków. Jedną spośród jego okupacyjnych piosenek był natomiast utwór: „Ukochana, ja wrócę”. Wspomina się także jego wykonanie „Już taki jestem zimny drań”. Aktualnie jednak najczęściej wraca się do popularnego szlagieru, który powstał jeszcze przed II wojną światową, „Tango milonga” w interpretacji Mieczysława Fogga.
Tego utworu nie trzeba nikomu przedstawiać. Przebój „To ostatnia niedziela”, często błędnie nazywany „Ta ostatnia niedziela” najbardziej kojarzy się z twórczością Mieczysława Fogga, ma status ponadczasowego. Mowa tutaj o tangu, które powstało w 1935 roku. Za muzykę do utworu odpowiadał Jerzy Petersburski, natomiast za słowa Zenon Friedwald. Ze względu na dosyć ponury charakter i smutną melodię, często nazywano go często tangiem samobójców. Choć wykonywało ją wielu wokalistów, to wersja Fogga zyskała największą popularność.
Było też sporo wykonań zagranicznych tej piosenki. Można ją wysłuchać po angielsku, rosyjsku, a także w wersji instrumentalnej. Trudno jednak odmówić ogromnego ładunku emocjonalnego wykonaniu Fogga, które na stałe zapisało się w historii polskiej piosenki i jest wciąż wspominane przy różnych okazjach.
Zobacz też: Słynny baryton zaczynał jako... klakier. Przypadki Mieczysława Fogga