"All I Want For Christmas Is You" znamy aż za dobrze. A co powiecie na świąteczny duet R2-D2 i Jona Bon Joviego?

Świąteczne albumy to gra na kasę, która z roku na rok staje się coraz trudniejsza. Są tacy artyści, jak Michael Buble, Mariah Carey czy Mannheim Steamroller, którzy osiągnęli w niej mistrzostwo. Wielu innych konsekwentnie podejmuje rękawicę, ale wybić się z bożonarodzeniowego tłumu jest naprawdę ciężko. Niektórych prób historia jednak nie zapomni, nawet jeśli wy nie pamiętacie. Umknęło wam, że świąteczne hity mają w swoim emploi np. Snoop Dogg, R2-D2 czy William Shatner? Odświeżymy waszą pamięć.

Wraz z wystąpieniem pierwszych jesiennych chłodów w powietrzu pojawia się woń nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Sporo osób już na początku listopada zastanawia się, co sprezentuje bliskim w tym roku, jak tym razem ubierze choinkę, itp., itd. - a ponieważ nic nie podkręca świątecznej atmosfery tak, jak muzyka, kolędnicy z całego świata oferują swoje usługi.

Tylko w ostatnich miesiącach świąteczne płyty wydali m.in. Meghan Trainor, Dolly Parton, Jamie Cullum, Carrie Underwood i Goo Goo Dolls. Część z nich zdołała się nawet załapać do okolicznościowych sklepowych playlist; część, jak to ze świątecznymi popisami bywa, odejdzie w zapomnienie. Ach, chciałoby się zostać drugim Elvisem Presleyem, Michaelem Buble czy kolejną Mariah Carey albo Celine Dion, ale dobrymi chęciami piekło bywa wybrukowane. Muzyczne również.

Zobacz wideo Paweł Sasko: Praca nad "Cyberpunkiem 2077" jest jak produkowanie 20 filmów jednocześnie

Koniec listopada? Czas, by Michael Buble wyłonił się z pieczary

Michael Buble ma na koncie kilka nieźle sprzedających się płyt - "It’s Time" czy "Call Me Irresponsible" wielokrotnie pokryły się platyną i wylansowały takie przeboje jak "Everything", "Home" czy cover "Feeling Good". Jego krążek "Crazy Love" z 2009 roku dotarł na pierwsze miejsca list sprzedaży m.in. w USA, Wielkiej Brytanii i Australii. Trzeba więc było kuć żelazo, póki gorące - kiedy w 2011 roku Buble ukazał światu album "Christmas", osiągnął absolutny szczyt dotychczasowej kariery. Część utworów, które się tam znalazły, kanadyjski wokalista przygotował jeszcze w 2003 roku na EP-kę "Let It Snow!". Po latach dodał co nieco, napisał piosenkę "Cold December Night", zaprosił do współpracy Shanię Twain, The Puppini Sisters i Thalię, i podbił świat. Żadna pozycja z jego dyskografii nie osiągnęła takiego wyniku - do 2019 roku globalny wynik sprzedaży "Christmas" dobił 12 mln egzemplarzy; w samych Stanach Zjednoczonych poszło ponad 4,3 mln kopii. Płyta pokryła się diamentem, platyną i złotem, a Michael Buble został nowym głosem Bożego Narodzenia, który rok w rok wraca na światowe listy przebojów.

 

Wbrew pozorom Buble nie udało się dotrzeć do pierwszej dziesiątki najlepiej sprzedających się świątecznych płyt w historii - przynajmniej w USA, gdzie świąteczna muzyka jest niezmiennie rozchwytywana. W 2016 roku Billboard podjął się stworzenia rankingu sprzedaży świątecznych płyt, które na swoich radarach ma Nielsen Soundscan (działający od 1991 roku) oraz RIAA. Na pierwszą dziesiątkę złożyły się wtedy (idąc od końca):

10. "Merry Christmas" Johnny’ego Mathisa (1958), 
 9. "A Christmas Album" Barbary Streisand (1967), 
 8. "These Are Special Times" Celine Dion (1998), 
 7. "Merry Christmas" Mariah Carey (1994),
 6. "Noel" Josha Grobana (2007), 
 5/4. "A Fresh Aire Christmas" (1988) oraz "Mannheim Steamroller Christmas" (1984) neoklasycznej grupy Mannheim Steamroller, która bez przeszkód może nazywać się królem świąt (łącznie 31 mln sprzedanych świątecznych płyt)
 3. "The Christmas Song" Nata King Cole’a (1960)
 2. "Miracles: The Holiday Album" Kenny’ego G (1994)
 1. "Elvis’ Christmas Album" Elvisa Presleya (1957). 

Każdy z wymienionych krążków sprzedał się w USA w liczbie większej niż 5 mln egzemplarzy. Według RIAA przodująca w zestawieniu płyta Elvisa Presleya, wraz ze wszystkimi jej edycjami wydanymi po 1957, rozeszła się w ogromnej liczbie ponad 20 mln egzemplarzy na całym świecie. Z "Elvis’ Christmas Album" pochodzi m.in. przebój "Blue Christmas", coverowany co roku przez wielu wokalistów. Przez Michaela Buble również.

Dla Kanadyjczyka wrota do topowej dziesiątki oczywiście się nie zamykają - w końcu Presley dorobił się tak imponującego wyniku w ciągu ponad 50 lat. Swoją drogą niełatwo też dogonić Mariah Carey, bo o ile Kenny G, Josh Groban czy Mannheim Steamroller sprzedali więcej płyt niż ona, żaden z wymienionych nie może się pochwalić takim hitem jak "All I Want For Christmas Is You". Carey tylko na tym numerze zarobiła ponad 60 mln dol. (!), a do tego - po 25 latach od premiery - trafiła dzięki niemu do Księgi Rekordów Guinnessa 2020 w trzech kategoriach, m.in. za najwyżej notowaną świąteczną piosenkę stworzoną przez solową artystkę. W 2017 roku powstał nawet film animowany inspirowany "All I Want For Christmas Is You". A podobno utwór powstał zaledwie w 15 minut…

 

A kto wie, czy za rogiem nie stoją Jon Bon Jovi i R2-D2…

Są tacy, którzy na świątecznej muzyce może nie zbili takich kokosów, jak państwo powyżej, ale zapisali się na kartach historii innym pismem. Pamiętacie okryty złą sławą świąteczny program z uniwersum "Gwiezdnych wojen"? Na tym się nie skończyło - pomysłów na wyciśnięcie ostatnich soków z szału na "Star Wars" było więcej. I tak w 1980 roku ukazała się płyta "Christmas in the Stars", gdzie większość utworów wykonuje… C-3PO (a właściwie udzielający mu głosu Anthony Daniels). Jedna z piosenek z albumu, "What Can You Get a Wookiee for Christmas (When He Already Owns a Comb)", zyskała nawet niemałą popularność - swoją drogą sama płyta też sprzedawała się nie najgorzej, ale jej wydawca splajtował, zanim zdążył wytworzyć kolejny nakład. Ciekawostka: "Christmas in the Stars" zawiera pierwsze profesjonalne nagranie z udziałem niejakiego 18-letniego Johna Bongioviego, który śpiewa główne partie w numerze "R2-D2 We Wish You A Merry Christmas". Jeśli to nazwisko kojarzy się wam z gościem od "It’s My Life", "Livin’ on a Prayer" czy "You Give Love a Bad Name", dobrze kombinujecie.

 

A skoro mowa o świątecznych debiutach, grzechem byłoby pominąć OutKast, hip-hopowy duet z Atlanty, który w tym roku obchodził 20-lecie wydania szeroko docenionej płyty "Stankonia". Pierwszy oficjalny singiel Andre 3000 i Big Boia pochodzi z kompilacji "A LaFace Family Christmas" (1993) - L.A. Reid, szef wytwórni LaFace Records, nie bardzo widział u siebie miejsce dla niegrzecznych 17-latków, więc zażyczył sobie, żeby stworzyli dla niego świąteczny numer. Młodzi zdolni, choć niechętnie, znaleźli na to receptę w postaci "Player’s Ball" - do numeru opowiadającego o ostrej imprezie wrzucili kilka wersów nawiązujących do świąt, żeby nikt nie mógł się przyczepić. No i stworzyli hit. Reszta jest historią: rok później ukazał się ich debiutancki album "Southernplayalisticadillacmuzik", który zapewnił im mocną pozycję na rapowej mapie USA, zaś w kolejnych latach trafili do panteonu najważniejszych twórców gatunku. Można? Można.

 

O świętach rapował też przed laty np. Snoop Dogg, który dziś ma już za sobą wyprawy w rejony reggae, electro i nie tylko. Solowo w 2008 roku wypuścił dość chłodno przyjęty krążek "Snoop Dogg Presents Christmas in Tha Dogg House", ale pierwsze podejście do połączenia gangsta rapu i świąt zrobił o wiele wcześniej z kolegami z Death Row Records. Czy znakiem wytwórni założonej m.in. przez Dr. Dre były numery o przemocy, narkotykach i seksie? Jasne. Czy to przeszkodziło im w stworzeniu świątecznej kompilacji? Ależ skąd. W 1996 roku ukazała się składanka "Christmas on Death Row", z której dochód przeznaczono na cele charytatywne. Ci, którzy spodziewali się tam wyłącznie gangsta rapu o świętach, obeszli się smakiem, bo album w większości zawierał kawałki w stylu R&B, jednak nie zabrakło też takich klimatycznych przebojów jak "Santa Claus Goes Straight To The Ghetto", nagranego m.in. z udziałem zmarłego w 2011 roku Nate’a Dogga. Jak widać, nikt nie jest zbyt cool, żeby oprzeć się magii świąt.

 

"Bolton śpiewa o świętach, jakby miał zaraz urodzić"

Wróćmy jeszcze do trochę mniej przyjaznej świątecznej galaktyki - trzeba otwarcie powiedzieć, że świątecznych płyt kiepskiej jakości jest cała masa. Prawie ćwierć wieku temu takową popełnił np. Michael Bolton. Nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem Randy’ego Lewisa z "Los Angeles Times", który napisał o "This Is The Time: The Christmas Album" (1996): "Bolton wyśpiewuje znane świąteczne piosenki z takim fizycznym wysiłkiem, że wręcz sprawia wrażenie, jakby miał zaraz urodzić". Lewis nie okazał też litości Scottowi Weilandowi - jego płytę "The Most Wonderful Time of the Year" (2011) skomentował: "Szczerze starając się słodko zanucić takie klasyki jak ‘White Christmas’ czy tytułowy utwór, frontman Stone Temple Pilots brzmi niczym najeźdźca z kosmosu, który zabłądził gdzieś na obrazie Normana Rockwella".

W anglojęzycznych mediach na listach najgorszych albumów świątecznych regularnie przewija się płyta "CeeLo’s Magic Moment", wydana w 2012 roku przez CeeLo Greena - kiedyś znanego z Goodie Mob i duetu Gnarls Barkley, dziś natomiast kojarzonego przede wszystkim z radiowym przebojem "Forget You" sprzed paru lat. Najpewniej właśnie ze względu na sentyment do "starego" CeeLo o soulowym sznycie dziennikarze muzyczni nie kryli zawodu jego świąteczną produkcją. I ja po latach przyznam, że piosenka "All I Need Is Love", wykonana wspólnie z Muppetami (tak, tak), nie jest strzałem w dziesiątkę - ale i do najgorszych na świecie nie należy.

Ciepłe miejsce we wspomnianych medialnych zestawieniach stale zagrzewa też "The Regis Philbin Christmas Album" (2005) autorstwa wymienionego w tytule Regisa Philbina, zmarłego w tym roku "najciężej pracującego człowieka showbiznesu". Amerykański prezenter i prowadzący oprócz dziesiątek tysięcy godzin spędzonych przed kamerą miał na koncie m.in. kilka nieszkodliwych płyt inspirowanych stylem Franka Sinatry czy Deana Martina - i nad tą świąteczną też nie potrafię się okrutnie pastwić, ale wydaje mi się, że rozumiem, skąd tak niskie noty od innych. Co powiecie na "Rudolfa czerwononosego" w duecie z Donaldem Trumpem?

 

Na wspomnienie w zupełnie osobnej kategorii zasłużył William Shatner, doskonale znany fanom "Star Treka" kapitan James T., który muzyką para się od dawien dawna. W 2018 roku ukazała się jego płyta "Shatner Claus", która na Amazonie zebrała takie recenzje, jak m.in.: "Najlepsza świąteczna płyta na świecie"; "Co mi się podobało? Wszystko. Co mi się nie podobało? Że nie ma albumu Shatnera na każde inne święto. Religijne, państwowe i spontaniczne. Shatner na Nowy Rok. Shatner na Wielkanoc. Shatner na Święto Niepodległości. Święto Pracy z Shatnerem…" oraz "Część problemu z nowszymi albumami Williama Shatnera polega na tym, że teraz on sam łapie komizm sytuacji. Było lepiej, gdy nie miał pojęcia, co robi". Aktor zaangażował do współpracy Iggy’ego Popa, Henry’ego Rollinsa czy Brada Paisleya i bez reszty oddał się melorecytacji największych świątecznych hitów. Największy urok "Shatner Claus" polega na tym, że William Shatner zdaje się po prostu dobrze bawić i chyba niespecjalnie przejmuje się, ile na tym zarobi. To pewnie nawet lepiej.

 
Więcej o: