Uciekła tuż przed wejściem na estradę. Wróciła i wygrała - tak zaczęła się kariera najlepszej pianistki świata

"Swój pierwszy występ konkursowy Argerich rozpoczęła oryginalnie: ucieczką sprzed wejścia na estradę. Później w kuluarach mówiono, że 24-latka uciekała przed zwycięstwem, ale sukces i tak ją dopadł. Zwróciła na siebie uwagę pierwszym dotknięciem klawiatury wyzwalającym z fortepianu dźwięki o przedziwnej magnetycznej sile".

Tak Stanisław Dybowski w książce "Laureaci Konkursów Chopinowskich w Warszawie" opisuje jedną z najbardziej zaskakujących zwyciężczyń w historii Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina - Argentynkę Marthę Argerich. Dzisiaj jest uznawana za najsłynniejszą pianistkę na świecie i choć laur zdobyty w Warszawie nie był jej pierwszą wygraną, to właśnie on uczynił ją gwiazdą muzyki klasycznej. Główną nagrodę konkursu chopinowskiego Argerich zdobyła 13 marca 1965 roku. Dziś koncertuje coraz rzadziej, ale nadal jest legendą jednego z najstarszych i najbardziej prestiżowych konkursów muzycznych na świecie w klasie fortepianu, odbywającego się (zwykle) co pięć lat w Warszawie. Tych legend jest zresztą kilka: Pogorelic, Osokins, Zimerman czy Blechacz.

Przypominamy artykuł, który po raz pierwszy został opublikowany w marcu tego roku.

"Żelazne palce" skandalistki

Gdy w 1965 roku 24-letnia Argentynka przyjechała do Warszawy, nie była faworytką. Na próbach podobno odpalała jednego papierosa od drugiego. Niezwykle utalentowana, o "żelaznych palcach" i ogromnej energii pokazywanej w trakcie gry na fortepianie, tuż przed swoim pierwszym warszawskim występem uciekła. Zresztą, nie był to jedyny raz, gdy próbowała się wycofywać z kariery, odwoływała koncerty, nawet trasy koncertowe. Jako dziecko podobno wkładała sobie mokre szmaty do butów, by przeziębić się i uniknąć występu. W Warszawie zdobyła zarówno główną nagrodę jak i wyróżnienie Polskiego Radia za najlepsze ("najbardziej polskie") wykonanie mazurków. 

Urodzona 5 czerwca 1941 roku w Buenos Aires, Martha w wieku trzech lat zaczęła uczyć się gry na fortepianie, a jako ośmiolatka zagrała pierwszy koncert. - Fortepian przy niej maleje. Ona nie jest pianistką, ona jest muzykiem, któremu podsunięto akurat fortepian - mówiła kilka lat temu o Argerich Anna S. Dębowska z "Gazety Wyborczej" w podcaście "Klasyki dla grzeszników" Karoliny Głowackiej w TOK FM. 

Zobacz wideo The Beatles - dlaczego drogi zespołu się rozeszły?

O Argerich mówią, że tak samo jak genialna, jest niepoukładana, niepokorna, ekscentryczna. W pierwszych minutach filmu dokumentalnego "Bloody Daughter" wyreżyserowanego przez jej córkę Stephanie obserwujemy poród, któremu przygląda się pianistka, a potem moment, w którym poznaje wnuka. W tym czasie z offu słychać głos Stephanie:

Nie wiem, czy to, że jestem teraz matką, zmienia sposób, w jaki ona na mnie patrzy. Myślę, że dla niej ciągle jestem dzieckiem. Ja jednak często czułam, że nasze role są odwrócone i to ona jest dzieckiem, które ja muszę chronić.

W filmie Stephanie mówi o Marthcie, pokazując fragment jej warszawskiego występu konkursowego: "Większość ludzi zna moją matkę właśnie taką: jako 24-latkę. Była dwukrotnie zamężna i rozwiedziona, ma trzy córki, wygrywała międzynarodowe konkursy muzyczne". Jej córki nie ukrywają, że jest trudną matką - najstarszej zresztą nie wychowywała. Dzisiaj Lyda sama jest muzyczką, gra na altówce.

Co takiego wyjątkowego jest w grze Marthy Argerich? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, przyznaje to m.in. Dębowska, podkreślając, że nie tylko umiejętność gry ma tu znaczenie:

Jest to taki fenomen, że trudno właściwie określić, na czym to polega, bo to nie chodzi tylko o fantastyczną technikę, o muzykalność, to jest kwestia osobowości, a ta osobowość jest zagadkowa

- To słychać w wykonaniu nawet do tego stopnia, że ludzie osłuchani z fortepianem, z różnymi wykonaniami, są w stanie rozpoznać, że gra Martha Argerich po jakiejś niesamowitej dynamice jej wykonań - dodaje.

Martha Argerich w Warszawie w 2009 rokuMartha Argerich w Warszawie w 2009 roku Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl

Bez krawata, ale z talentem

Sama Martha z pewnością zdawała sobie sprawę, że wygrana w konkursie chopinowskim może zmienić życie. Być może także dlatego tak mocno zareagowała w 1980 roku, opuszczając jury X edycji po tym, jak wyeliminowano Ivo Pogorelicia - jej zdaniem geniusza fortepianu - z półfinałów konkursu. Jej wyjazd to był prawdziwy skandal.

22-letni chorwacki pianista gorszył niektórych członków jury i widzów konkursu, wychodząc na scenę w skórzanych spodniach, bez krawata i ostentacyjnie żując gumę. W dodatku ten muzyk w trampkach pozwalał sobie na taką interpretację utworów Fryderyka Chopina, która była dla bardziej konserwatywnych specjalistów trudna do zaakceptowania. Padały nawet zarzuty, że traktuje muzykę polskiego kompozytora "jak dyskotekową".

Okazało się wtedy, że paradoksalnie, to ta "niewygrana" dała pianiście duży rozgłos, a swoimi wykonaniami i nonszalancją ujął też dużą grupę słuchaczy. Otrzymał "nagrody pocieszenia" od prywatnych fundatorów i nagrano w Polsce płytę z jego wykonaniami muzyki Chopina. Pogorelic koncertował na całym świecie, współpracował z największymi orkiestrami. I nie zwracając uwagi na krytyków, ani na buczenie, które równie często pojawiało się na jego koncertach co owacje na stojąco, po prostu grał po swojemu, pracując na miano "gwiazdora muzyki klasycznej". Porażkę w Warszawie tłumaczył natomiast... ingerencją władz sowieckich.

 

Do finału dostał się za to podczas ostatniego konkursu chopinowskiego Georgijs Osokins z Łotwy, który nie tylko siadał przy instrumencie bez krawata, ale pozwalał sobie na odsłonięcie fragmentu torsu. Osokins, choć do 12. roku życia grał w tenisa, chyba nie miał za bardzo wyjścia i musiał zostać pianistą - na fortepianie zawodowo grają jego ojciec, matka i brat, a on naukę gry zaczął jako pięciolatek.

Trochę narcyz, trochę aktor, wykalkulowany burzyciel idący pod prąd Chopina, pianista o dużych umiejętnościach, nie mniejszej wyobraźni, kontrowersyjny

- pisała o nim po drugim etapie Anna S. Dębowska. Jego charakterystyczna koszula doczekała się licznych tweetów (we wszystkich etapach występował w podobnej, pojawiły się nawet przypuszczenia - pół żartem, pół serio - że ma tylko jedną), a sam Osokins był porównywany do Doriana Graya. Dość niespodziewanie chyba nawet dla samych organizatorów i muzyków, także za sprawą charyzmatycznego Łotysza, XVII konkurs chopinowski stał się wydarzeniem, który przyciągnął w 2015 roku nie tylko miłośników klasyki. Tylko pierwszy etap przesłuchań śledziło przed ekranami komputerów i smartfonów średnio od 20 do 30 tys. widzów. Każda kolejna odsłona konkursu te wyniki tylko śrubowała - poszczególne transmisje z trzeciego etapu podwoiły wynik, pierwszy dzień przesłuchań finałowych to już liczba rzędu blisko 100 tys. widzów. Uwaga: chodzi o oglądalność w samym internecie, bo do tego dochodzą jeszcze relacje w TVP Kultura, Polskim Radiu i migawki w czołowych programach informacyjnych. Choć Osokinsowi nie udało się wygrać, zyskał w naszym kraju ogromną rozpoznawalność.

 

Zimerman do Blechacza: Brachu, rozbiłeś bank! 

W 1975 roku świat był zupełnie inny. To wtedy narodziła się wielka - może największa - (i nieobliczalna) gwiazda konkursu - Krystian Zimerman. Był trzecim Polakiem w historii, który zwyciężył w konkursie chopinowskim i najmłodszym wtedy zdobywcą Złotego Medalu wraz ze wszystkimi dodatkowymi wyróżnieniami. A także kolejnym dowodem na to, że o wielkości artysty świadczy połączenie talentu i osobowości. "Wyjątkowa aura, jaką tworzy wokół siebie, jak również niespotykana zdolność kreowania własnego wspaniałego muzycznego świata, w którym każdy wygrywany dźwięk jest szalenie istotny - oto fundament jego fenomenu" - pisał o Zimermanie Jacek Marczyński w "Rzeczpospolitej".

Naukę gry na fortepianie rozpoczął w wieku lat pięciu u swojego ojca, także pianisty. Już pierwsze wykonanie zrobiło z niego faworyta konkursu chopinowskiego. Po wygranej rozpoczęła się jego wielka międzynarodowa kariera. Każda jego płyta to wielkie muzyczne wydarzenie, a ponieważ rzadko daje koncerty, to prawdziwy fart móc podczas jego występu zasiadać na widowni.

Z okazji 150. rocznicy śmierci Fryderyka Chopina w 1999 roku, stworzył Polish Festival Orchestra, która odniosła światowy sukces, dając 41 koncertów w krajach europejskich i w Stanach Zjednoczonych. Zimerman wykonał w roli pianisty i dyrygenta oba koncerty fortepianowe Chopina.

 

Jego interpretacje Chopina jednych zachwycają, ale choćby w 1999 roku padały też w stosunku do nich zarzuty o szarganie świętości. Dębowska zachwyca się wirtuozem:

On nigdy nie zawodzi, bo jego interpretacje są głęboko przemyślane, a rejestracja w studiu nagraniowym i realizacja nagrania są opracowane przez pianistę w najmniejszym detalu

W kwietniu 2009 roku wprawił w zdumienie publiczność w Walt Disney Concert Hall w Los Angeles, gdy zamiast grać, zaczął się odgrażać, że nie wystąpi więcej w Stanach Zjednoczonych, ponieważ USA łamią prawa człowieka, nie szanują demokracji i próbują militarnie zdominować cały świat. Z kolei w 2013 roku przerwał występ w niemieckim Essen po tym, jak zorientował się, że koncert nagrywa smartfonem jeden z widzów.

No i "last but not least" - Rafał Blechacz. "Mamy pierwszego od 30 lat polskiego zwycięzcę Konkursu Chopinowskiego" - cieszyliśmy się 22 października 2005 roku. 20-letni student Akademii Muzycznej z Bydgoszczy oprócz głównego trofeum (25 tys. tysięcy dolarów i złotego medalu) zdobył wszystkie przewidziane w regulaminie nagrody: za najlepsze wykonanie poloneza, mazurków oraz koncertu. "Po werdykcie ludzie rozpoznawali pianistę na ulicy i nie byli to tylko melomani z Filharmonii. W niedzielę po mszy w kościele św. Krzyża ludzie podchodzili do niego i gratulowali wygranej. Tych gratulacji było więcej - zarówno pianista, jak i jego ojciec mieli zapchane skrzynki w telefonach" - pisze Marcin Bogucki w książce "Chopinowskie igrzysko".

Rafał Blechacz w momencie ogłaszania wyników konkursu chopinowskiegoRafał Blechacz w momencie ogłaszania wyników konkursu chopinowskiego Fot. Piotr Bernaś / Agencja Wyborcza.pl

A tę rozpoznawalność wśród publiczności dały mu nie tylko wyśmienite interpretacje, ale także... fryzura. Gęsta grzywa stała się jego znakiem rozpoznawczym na tyle, że nawet po latach wiele osób go z nią kojarzy i przypomina, choćby Dorota Szwarcman z "Polityki", która w 2015 roku pisała: "Z chłopaczka w garniturze zmienił się w lwa salonowego w świetnie skrojonym fraku, nawet fryzurę trochę zmienił, przesuwając przedziałek i wydłużając nieco włosy".

Choć w Polsce nie było jeszcze wtedy Facebooka, to i tak Jacek Hawryluk dla "Gazety Wyborczej" wspomina to, co działo się w 2005 roku, używając słów: "ogólnonarodowa gorączka". Zimerman w liście gratulacyjnym do Blechacza napisał:

Brachu, rozbiłeś bank!

Blechacz od czasu zwycięstwa w warszawskim konkursie występuje w najważniejszych salach koncertowych całego świata, ma kontrakt z prestiżową wytwórnią Deutsche Grammophon (dostał propozycję dosłownie w chwili, gdy ogłoszono go zwycięzcą). A jego nazwisko znają i znać będą nie tylko miłośnicy muzyki klasycznej.

W zeszłym roku z powodu pandemii konkurs się nie odbył. Kolejna gwiazda być może objawi się już 2 października tego roku - wtedy rozpoczyna się XVIII Konkurs Chopinowski, który potrwa do 23 października.

Więcej o: