Trzy nagrody Grammy, szczyty list przebojów w ponad 20 krajach, niesamowita rozpoznawalność - "Tears in Heaven" Erica Claptona pociągnęła za sobą całą masę sukcesów. Do napisania tego utworu Claptona popchnęła niewyobrażalna strata. 20 marca 1991 roku jego czteroletni syn wypadł z okna nowojorskiego mieszkania znajdującego się na 53. piętrze. - Wydawało mi się wtedy, że wkroczyłem do życia kogoś innego. I nadal się tak czuję - mówił Clapton rok po tragedii.
Śmierć syna sprawiła, że artysta odciął się od świata. Przez długie miesiące podróżował między Anglią a Antiguą, gdzie chodził na spotkania AA i szukał ukojenia w muzyce. W tym okresie powstały dwa ważne dla niego utwory. "Circus Left Town" opisuje wspólną wycieczkę Claptona z synem do cyrku, gdzie udali się noc przed śmiercią dziecka. "Tears in Heaven" to z kolei zapis rozważań artysty po stracie. "Wiedziałbyś, jak mam na imię, gdybyśmy się spotkali w niebie?" - pyta w pierwszym wersie Clapton, który później śpiewa m.in.: "Za bramą z pewnością jest spokój, dlatego wiem, że w niebie więcej łez już nie będzie".
W 2004 roku Clapton powiedział w rozmowie z Associated Press, że na jego koncertach nie usłyszymy więcej "Tears in Heaven" ani poświęconego ojcu utworu "My Father's Eyes". Wokalista stwierdził:
Nie mam już tego poczucia straty, które jest tak integralną częścią tych piosenek. Zeszło to ze mnie i wolałbym, żeby te uczucia nie wracały. [Utworom] przyda się przerwa i być może za jakiś czas wrócę do nich z innego punktu widzenia.
"Tears in Heaven" nadal pozwala wielu osobom radzić sobie z trudnymi, tragicznymi doświadczeniami. Clapton nie był zresztą jedynym artystą, który żal po stracie bliskiej osoby wyraził poprzez sztukę. Wspomnijmy chociażby o reportażyście i pisarzu Francisco Goldmanie, który zmierzył się z utratą żony poprzez pisanie powieści o niej.
Goldman i meksykańska pisarka Aura Estrada pobrali się w 2005 roku. Niecałe dwa lata po ślubie trzydziestolatka zginęła w wypadku w morzu. Jej mąż postanowił opisać ich historię miłosną w książce "Mów do niej". Nie stronił też od tematu samej żałoby i innych trudnych spraw. Jeszcze w szpitalu usłyszał od teściowej:
To twoja wina.
"Ta książka to po części biografia, po części medytacja żałobna i wreszcie - głównie - historia miłosna" - pisała o powieści Lila Byock w "The Paris Review". Dodała, że "Mów do niej" jest potężna i zaskakująca, a nawet zabawna w sposób, który wydaje się wyjątkowy. W rozmowie z nią Francisco Goldman, m.in. finalista Nagrody Kapuścińskiego, mówił:
Pracę nad książką zacząłem w grudniu. Aura zmarła w lipcu. Miesiące, które nastąpiły po jej śmierci, były straszne. Prawdopodobnie prawie przez cały ten czas byłem pijany. W grudniu, kiedy bałem się samotności w naszym mieszkaniu, Chloe Aridjis, pisarka z Mexico City, która mieszkała w Berlinie, zaproponowała mi swoje mieszkanie. To było bardzo "literackie" mieszkanie z bardzo ładnym biurkiem. Poza tym dobrze było być gdzieś, gdzie nikogo nie znałem. A samo miasto wydawało się zimne, szare; deszczowa mżawka padająca każdego dnia sprawiała, że noc wydawała się dniem - to w jakiś sposób idealnie pasowało do mojego nastroju. Tam zacząłem i niejako książka towarzyszyła mi w żałobie.
Goldman przyznał, że "rozmawiał" ze zmarłą żoną, by doradziła, jak ma on postąpić z jej matką i żeby podpowiedziała mu, co ma robić. Chciał też dostać odpowiedź na inne ważne pytanie. W wywiadzie mówi:
Jak zapytać kogoś, kogo nie ma, czy cię wini?