Zgodnie z ustaleniami "Faktu" pogrzeb Krzysztofa Krawczyka odbędzie się pod koniec tygodnia. Pożegnalna msza święta prawdopodobnie zostanie odprawiona w bazylice archikatedralnej w Łodzi. Ciało piosenkarza spocznie na cmentarzu w Grotnikach - miejscowości, w której mieszkał razem z żoną Ewą, nieoficjalnie informował portal.
Wiadomość o śmierci muzyka przekazał jego wieloletni przyjaciel oraz menadżer Andrzej Kosmala, następnie potwierdziła ją również żona Krzysztofa Krawczyka - Ewa. Dwa dni wcześniej wokalista wyszedł ze szpitala po przebyciu COVID-19.
"Wychodzę ze szpitala. Dziękuję fanom za wsparcie. Żona czytała mi przez telefon wszystkie komentarze i życzenia. Wracam do zdrowia. Nie martwcie się o mnie, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej" - zapewniał artysta w mediach społecznościowych tuż przed świętami wielkanocnymi. W poniedziałek Krawczyk poczuł się jednak gorzej, w związku z czym trafił do szpitala Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Zmarł tuż przed godziną 17.00 z powodu chorób współistniejących, informowali bliscy.
Krzysztof Krawczyk spędził na scenie muzycznej ponad 55 lat. Jego przeboje uwielbiali zarówno jego rówieśnicy, jak i ich dzieci, a nawet wnuki. Wzbudzał szacunek wśród kolegów z branży. Wspomnieniami o artyście podzieliła się między innymi Natalia Kukulska w rozmowie z gazeta.pl.
- Miał wspaniałe poczucie humoru, a do tego niesamowitą klasę. Wiem też, że od pewnego czasu, kiedy zaczęły się jego spore problemy ze zdrowiem, swoje życie podporządkował Panu Bogu. Był osobą niezwykle wierzącą, ale nigdy na pokaz - szczerze się zmienił i miał potrzebę, żeby ta wiara była czymś, co go prowadzi - przekazała artystka.
W październiku 2020 roku Krzysztof Krawczyk oficjalnie skończył z koncertowaniem. Swoją decyzję tłumaczył wówczas problemami ze zdrowiem, a także strachem przed koronawirusem. - Finiszując w biegu mego życia, nie wypatruję jednak napisu meta. Jako człowiek wierzący wiem, że dla mnie nie ma mety, bo przede mną jest horyzont, w którego stronę zmierzam. Lecz będę walczył do ostatniego dźwięku, chyba że od publiczności usłyszę: "Panu już dziękujemy"! Albo Bóg mój zaprosi mnie do swego niebiańskiego chóru. Zapewne skieruje mnie do sekcji polskiej, a tam spotkam tak wielu moich przyjaciół - mówił wówczas "Super Expressowi".