Co Janusz Panasewicz chciałby odpokutować? "Bez tych sytuacji dziś nie byłoby Lady Pank" [WYWIAD]

- Niektórzy mówią nam o tych piosenkach, że są smutne, refleksyjne, ale - co bardzo ważne - zawsze myślę wtedy, że w każdej z nich jest jakiś promyk nadziei - mówi Janusz Panasewicz o albumie "LP40". W wywiadzie dla Gazeta.pl wspomina również nagranie pierwszej piosenki z Lady Pank i próbuje wybrać swój ulubiony koncert. Rozmawiamy też o polityce, pandemii i depresji.

Swoje 40-te urodziny zespół Lady Pank postanowił uczcić dwunastoma piosenkami zawartymi na albumie "LP40". Ja natomiast postanowiłam porozmawiać z Januszem Panasewiczem, kierując się kluczem tytułów, które nadali utworom na nowej płycie.

Marta Korycka: Wydaliście nowy krążek w 40-lecie istnienia zespołu - waszych wyjątkowych wspólnych wspomnień z pewnością nie da się zliczyć. Gdybym zapytała w tej chwili o najważniejsze skojarzenie z otwierającą płytę "Ameryką", co by to było?

Janusz Panasewicz: Tę piosenkę śpiewa Janek Borysewicz - to trochę przewrotne, ponieważ z uwagi na te 40 lat wróciliśmy do samych początków. Pierwszą piosenką nagraną przez Lady Pank była "Mała Lady Punk", potem, na pierwszej płycie Janek zaśpiewał "Wciąż bardziej obcy"; w tamtym okresie wykonywaliśmy też numer "Minus 10 w Rio", gdzie zwrotki śpiewał Janek, a refreny ja. Na tym albumie umieściliśmy piosenkę "Karton", którą również wykonujemy wspólnie, i to właśnie takie oczko puszczone do tych, którzy pamiętają jeszcze nasze początki.

Jeszcze zanim zaczęliśmy działać jako Lady Pank, Janek grywał w różnych zespołach we Wrocławiu. Wyjazd do Ameryki wydawał się wtedy czymś bardzo dalekim, niemożliwym do zrealizowania. Kiedy pojechaliśmy tam w 1986 roku, potwierdziło się to, co o Ameryce myśleliśmy; z tekstu "Ameryki" wynika zresztą dokładnie, co Janek spodziewał się tam przeżyć, zobaczyć. Dziś ten kraj nadal jest piękny, ale zdecydowanie mniej, niż wtedy sobie wyobrażaliśmy.

Janusz Panasewicz (z lewej) o Jan Borysewicz - Lady Pank gra koncert w czerwcu 2001 roku.Janusz Panasewicz (z lewej) o Jan Borysewicz - Lady Pank gra koncert w czerwcu 2001 roku. Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Wyborcza.pl

Żałujecie trochę, że wtedy nie wyszło? Z tego, co czytałam, w latach 80. była szansa na międzynarodową, amerykańską karierę.

Byliśmy wtedy za młodzi, za bardzo skupieni na codzienności i zabawie… Wszystko działo się spontanicznie i po prostu cieszyliśmy się, że udało nam się tam dostać. Owszem, dostaliśmy propozycję, ale trzeba brać pod uwagę, że musielibyśmy tam zostać na długo, a być może i na stałe. Mieliśmy grać koncerty, supporty. Nasze piosenki puszczano w studenckich radiach, m.in. w Bostonie, gdzie zagraliśmy promocyjny występ. Można było kombinować, ale po pierwsze - w Polsce mieliśmy rodziny, po drugie - sytuacja polityczna w naszym kraju była dość skomplikowana. Było to właściwie chwilę po stanie wojennym, baliśmy się, co będzie z naszymi bliskimi. Dostaliśmy wizy na kilka tygodni i zwyczajnie musieliśmy wracać. Mogliśmy oczywiście próbować tam zostać na własną rękę, ale chyba nie byliśmy na to przygotowani. To nie był dobry moment na podejmowanie tak poważnych decyzji.

Ale w Polsce też można było prowadzić życie rock’n’rollowca. Jaki jest w pana wspomnieniach najważniejszy koncert Lady Pank?

Oj, trudno wybrać (śmiech). Nawet nie wiem, ile tych koncertów zagraliśmy - czy to było dziesięć tysięcy czy piętnaście... Na samym początku graliśmy po 300-350 występów rocznie. Bywało, że przyjeżdżało się do domu kultury i grało koncerty o 16, 18 i 20 - i tak codziennie. Mieliśmy wiele ważnych dla nas występów, m.in. koncert w Sopocie w 1985 roku, po którym zostaliśmy zaproszeni do Japonii na Tokio Music Festival. Występowały tam takie gwiazdy jak Gloria Estefan czy Los Lobos, imprezę prowadzili Carl Lewis i Kathleen Turner… Dla nas, młodych chłopaków, to było niesamowite wydarzenie - zagraliśmy co prawda tylko dwie piosenki, "Zamki na piasku" i "Mniej niż zero", ale było to coś nieprawdopodobnego. Z drugiej strony mam w głowie dużo zupełnie innych koncertów, np. we Wrocławiu w Hali Ludowej. Początki lat 80., emocje muzyczne i pozamuzyczne, policja (bo był przecież stan wojenny)... Tego się nie zapomina. Pracowaliśmy wtedy właściwie bez przerwy, ale mam duży sentyment do tych wariackich czasów.

À propos wariactw, w piosence "Erazm" zainspirowaliście się słynną pochwałą głupoty tytułowego Erazma z Rotterdamu. I on, i wy mówicie o zupełnie innym rodzaju głupoty, niewiedzy. W kontekście tego, o czym mówiliśmy przed chwilą, spytam jednak: czy jest coś, co chciałby pan wiedzieć na samych początkach kariery, co potencjalnie mogłoby zmienić dalszy bieg wydarzeń?

W odwołaniu do tej piosenki mogę na pewno powiedzieć, że wtedy nie było tak potężnych mediów jak dziś - ani społecznościowych, ani informacyjnych, kontakt między ludźmi miał zupełnie inny charakter. W tamtych latach nie spodziewałem się, otaczając się wieloma wspaniałymi, uśmiechniętymi osobami, że mimo wszystko na świecie żyje cała masa głupich ludzi, którzy nie są przyjaźni ani życzliwi. Wtedy nie miałem o tym pojęcia, ale dziś już doskonale to wiem; trudno powiedzieć, jaki by to miało na mnie wpływ, gdybym wtedy wiedział, jak to kiedyś będzie. Ta wszechobecna dziś głupota i bylejakość są przerażające. Rozumiem, że ktoś się głupio zachowa, powie - okej, to ludzka rzecz. Ale najgorsza jest ta głupota, na którą nie można nic poradzić. Ludzie są tak zatwardziali w swojej niewiedzy, w braku chęci do rozwijania się, dowiedzenia czegoś nowego… To mnie najbardziej denerwuje.

Zobacz wideo Którzy artyści uniknęli cenzury, a którzy spotkali się z jej nadgorliwością?

Wracając do płyty, wspominał pan, że to swego rodzaju podsumowanie. Z jednej strony i muzycznie, i tekstowo są tam nowości, ale z drugiej da się wyłapać nawiązania do numerów z przeszłości. Macie na koncie mnóstwo hitów i - tak jak śpiewacie zresztą w jednym z utworów na "LP40" - nikt wam tego nie zabierze. Co w takich momentach, kiedy nie możecie dać publiczności tych nowych kawałków na żywo, staje się dla was ważne?

Ta płyta oczywiście nawiązuje do tego, jak graliśmy kiedyś, bo trudno się wyzbyć charakterystycznych dźwięków, linii melodycznych, które układa Janek, stylu gry na instrumencie czy mojego śpiewania… Niezależnie od tego, kiedy będziemy grać, te elementy będą z nami zawsze - i to dobrze, bo wypracowaliśmy coś, dzięki czemu bez problemu da się nas rozpoznać. Niektórzy mówią nam o tych piosenkach, że są smutne, refleksyjne, ale - co bardzo ważne - zawsze myślę wtedy, że w każdej z nich jest jakiś promyk nadziei. I, odpowiadając na to pytanie, mam po prostu nadzieję, że ludzie wyzdrowieją. W Polsce ostatnio szczególnie brakuje nam wiary, ciągle pojawiają się nowi eksperci i znawcy tematu, nikt nie wie już, kogo słuchać… Bardzo ważne jest też zaufanie do rządu, którego polityka informacyjna ciągle się zmienia, często podaje się nam nieprawdę. W takiej sytuacji nawet najszczersze chęci nie odbudują tego zaufania, przez co walka z chorobą jest zupełnie nierówna. Ale - wracając do piosenek i kontekstu płyty - jesteśmy pełni nadziei, że damy radę. Musimy się tego trzymać.

Sporo z piosenek na "LP40" ma osadzenie we współczesności. Widać to np. w teledysku do "Drzew", gdzie - jak tłumaczyliście - głównym motywem jest depresja. Dopiero od jakiegoś czasu mówimy o tej chorobie głośniej, ale ten ostatni rok był dla zmagających się z nią osób wyjątkowo trudny.

Bardzo. Muszę powiedzieć, że wśród moich znajomych mam wiele osób, których ten problem dotyczy, i to naprawdę mocno. Czasami, nie mając z nimi bezpośredniego kontaktu, widzę, jak w mediach społecznościowych piszą tylko jedno zdanie i od razu wiem, o co chodzi. A w komentarzach zlatują się "specjaliści" i radzą: "uśmiechnij się", "idź pobiegać", "będzie dobrze". To przecież nie w tym rzecz. To jest choroba, która, niestety, będzie pewnie zbierać coraz większe żniwo w tym czasie, kiedy nie możemy niczego zaplanować, kiedy sytuacja społeczno-ekonomiczna jest taka, a nie inna… Depresja może dotknąć każdego, ale nie każdy chce albo potrafi ją nazwać po imieniu i podjąć leczenie. Cieszę się, że udało nam się zrobić klip, który jasno pokazuje, że należy zwracać na to uwagę. Mam taką nadzieję, że po obejrzeniu tego teledysku choć kilka osób zrozumie, że drugiego człowieka należy traktować z należytym szacunkiem; kilku innym może damy coś dobrego, bo poczują, że o nich pamiętamy i myślimy.

 

Idąc dalej, w piosence "Zostań ze mną" zawarliście bardzo aktualne słowa: "Nim się wiatr historii uspokoi, trzeba przetrwać trudny czas / I w cierpliwość zimną nerwy zbroić - my ich albo oni nas". Kim jesteśmy my, a kim są oni?

Sam siebie łapię na tym, że jeszcze kilka lat temu otwierałem szeroko oczy i mówiłem: "co? przecież to jest nielogiczne, to nie ma żadnego sensu". Mam wrażenie, że żyłem w jakimś przyjemnym kraju, który stopniowo zaczął się wymykać granicom mojego zrozumienia, zaczął stawać na głowie. Dziś widzę, że zaczynam oglądać więcej filmów, dużo sportu, bo budzę się rano i obok strasznej pandemii w polityce dzieją się okropne rzeczy. Boję się śledzić wiadomości, żeby nie przestraszyć się jeszcze bardziej. Pamiętam, jak w czasach transformacji budziliśmy się do życia, jak ludzie, którzy za komuny nie uśmiechali się do siebie, bo nie mieli tak naprawdę powodów, stali się wręcz nabuzowani dobrocią. Ktoś otwierał kawiarnię, ktoś inny sklepik z książkami, młodzi ludzie z nadzieją patrzyli w przyszłość - tętniło spontaniczne życie i świat zmieniał się na moich oczach. A dziś, po wielu latach, to wszystko znowu gaśnie. Mimo tego, że teoretycznie dalej się rozwijamy, rozbudowujemy, dla mnie Polska szarzeje, rozłazi się między palcami.

Kuba Badach - teledysk do piosenki 'Liczy się tylko to' Kuba Badach: Artystą czuję się w procesie tworzenia. Na scenie jestem zabawiaczem

Młodzi ludzie, którzy wychodzą na ulice, walczą o swoje prawa, próbują budować na nowo społeczeństwo obywatelskie - może to właśnie ten nasz promyk.

Społeczeństwo obywatelskie kojarzy mi się właśnie z latami 90., kiedy ludziom tak zwyczajnie się chciało - i działać, i ze sobą rozmawiać. Kilka lat temu zaczęło się dziać coś niedobrego; oczywiście można w kółko powtarzać, że mamy demokrację i wolność, ale brakuje nam optymizmu, wigoru, bez których ani rusz. Niemniej jeżeli chodzi właśnie o młodych, nawet w muzyce, rzeczywiście obserwuję fajne ruchy; dziewczyny i chłopaki tworzą po swojemu, drapieżnie, chcą na naszej scenie coś zmienić. A wraz z nimi są ci, którzy chcą coś zmieniać, wychodząc na ulice. Zdaje się, że dorastają do tego, do czego my dorastaliśmy przed laty. Bardzo im kibicuję w tych poczynaniach.

O młodych śpiewacie też w piosence "Pokolenia" - padają na przykład takie słowa jak "Po piętach depczą nam"...

Jasne, bo my to czujemy, ale wraz z takim powiewem świeżości, czegoś pogodnego. Niech walczą o swoje, niech robią, co chcą, ale z perspektywą na przyszłość. Ten numer to kolejny raz, kiedy puszczamy do słuchaczy oko, bo tak naprawdę my dawno już znaleźliśmy swoją ścieżkę i nikt nie zmieni tego, jak będziemy grać. Zawsze braliśmy udział w pewnego rodzaju konkurencji - dzieliliśmy miejsce na scenie z Republiką, Dżemem, Perfectem, Manaamem, Oddziałem Zamkniętym… Przebijanie się między tą masą zdolnych artystów i ich świetnymi kompozycjami nas kształtowało, bo zawsze chcieliśmy być w gronie fajnych kapel, które mają coś do powiedzenia i dzięki temu wydeptaliśmy tę własną drogę. Co jakiś czas musimy ją naturalnie odświeżać, próbować nieco nowych rzeczy, żeby nie zardzewieć i nie wpaść w rutynę. Nie będę przecież w kółko śpiewał “Mniej niż zero” i tyle, bo chcemy też dawać ludziom rzeczy, które na bieżąco wpadają nam do głów. Nie zatrzymujemy się - co wiąże się również z naszym trzymaniem ręki na muzycznym pulsie i obserwowaniu, co tam w trawie u młodych piszczy.

Natalia Nykiel Natalia Nykiel: Chcę zainteresować ludzi prawdziwą Ameryką Łacińską [WYWIAD]

A kogo z tych młodych twórców mógłby pan wyróżnić jako szczególnie ulubionych?

Długo by mówić, żeby wymienić wszystkich, bo naprawdę sporo się u nas dzieje, i to w wielu gatunkach. W pierwszej kolejności jest oczywiście Dawid Podsiadło - wielki artysta, który bezbłędnie trafia i ma poukładane w głowie, a do tego ma przeinteligentną publiczność. Jest Błażej Król, jest Darka Zawiałow z jej niezwykle świeżym głosem i wciągającymi, poszarpanymi tekstami. Jest świetny Krzysiek Zalewski, który czasem z nami gra i zawsze wnosi coś nowego, i muzycznie, i tekstowo. Natalia Przybysz roztacza cudowną atmosferę i śpiewa niezwykle mądre rzeczy. Niezmiennie od lat ekscytuje mnie twórczość Marysi Peszek, która ładuje w swoje teksty mnóstwo emocji. To i tak tylko kilka nazwisk z całej rzeszy utalentowanych muzycznych drapieżników.

Swoją drogą, przebłyski z młodości na "LP40" zostały zawarte także w numerze "Wieczny chłopiec", który wydaje się bardzo osobisty.

Tak, to prawda. Śpiewam tam, że chciałbym zostać taki, jaki kiedyś byłem, co wynika z tęsknoty do frywolności, do braku obowiązków, do kompletnej swobody artystycznej i życiowej… W mediach społecznościowych ludzie wrzucają czasem fotki z naszych koncertów w latach 80. - patrzę na nie i myślę: kurczę, to przecież ja. I patrzę, jak byłem ubrany, gdzie to mogło być, co się wtedy działo… No i nie da się ukryć, że się za tym po prostu tęskni, nawet jeśli bywało się głupiutkim chłopakiem. Bez tych przypominajek "Wieczny chłopiec" prawdopodobnie by nie powstał.

Zaraz po "Wiecznym chłopcu" przychodzi z kolei "Pokuta", która aż się prosi o pytanie, czy jest coś, co rzeczywiście według pana trzeba by było odpokutować.

Muzycznie coś by się na pewno znalazło, czy to z uwagi na to, ile nagraliśmy płyt, czy na masę koncertów, z których część była zła technicznie, inne przez naszą słabą dyspozycję… Za to na pewno moglibyśmy odpokutować i zrobimy to, mam nadzieję, na nadchodzących, świetnie przygotowanych koncertach. Ale tak naprawdę ja ani tych, ani innych rzeczy, które wydarzyły się z naszym zespołem, nie żałuję. Bez tych sytuacji, bez tej legendy, nie byłoby dzisiejszego Lady Pank.

Lady PankLady Pank fot. Jacek Poremba / Materiały promocyjne 'LP 40'

A no właśnie. "Pokuta" się kończy i wchodzi "Karton", który przywołał we mnie przeróżne skojarzenia. Pomyślałam sobie, słuchając tego utworu, że przez wasze cztery dekady, w czterech "ciasnych, ale własnych" metaforycznych ścianach, musiało się wydarzyć naprawdę sporo - były projekty solowe, były kryzysy, odejścia z zespołu, zawieszenia, wznowienia… Co was przez cały ten czas spina?

Ciężko jest utrzymać w ryzach taką kapelę, szczególnie że każdy z nas się rozwija, dojrzewa, stopniowo pojawiają się różnice, nawet i poglądowe, które są nie do pogodzenia, co nam się akurat nie przytrafiło, dlatego szczęście bez wątpienia odegrało tu dużą rolę. Z drugiej strony pomogła nam też pokora i cierpliwość - w młodości nie są to najłatwiejsze do przełknięcia słowa, ale z czasem się je docenia. Mamy do siebie w zespole wiele wzajemnego szacunku, znamy też doskonale swoje lepsze i gorsze strony, które się kształtowały przez nasze wspólne lata czy to w sytuacjach prywatnych, czy zawodowych. Spędziliśmy i nadal spędzamy razem kawał życia. Potrafiliśmy się siebie nauczyć, umiemy zawierać kompromisy, przyznawać się do błędów. Te dobre relacje - nie tylko między członkami zespołu, ale i z całą ekipą - później procentują, bo przychodząc na koncerty, widownia od razu czuje coś w powietrzu, jeśli ma do czynienia z grupą, w której coś nie gra.

Płytę zamyka utwór "Zapomnieć". Przewrotnie spytam więc - czego nigdy nie chciałby pan zapomnieć, jeżeli chodzi o Lady Pank?

Jest takich rzeczy wiele, ale w tym momencie jako szczególnie cenne przychodzi mi do głowy wspomnienie, gdy nagrywałem swoją pierwszą piosenkę. Wcześniej nie śpiewałem za wiele, byłem zresztą w wojsku, i któregoś dnia musiałem pojechać do Teatru STU, gdzie w studiu nagrywaliśmy "Tańcz, głupia, tańcz" i "Minus 10 w Rio". Nie znaliśmy się jeszcze za dobrze z Jankiem - on grał wtedy trochę z Budką Suflera, z Izą Trojanowską, a my mieliśmy okazję tylko pogadać trochę bez telefon, nie byliśmy ze sobą oswojeni. Pamiętam więc, jak wszedłem do tego studia i zaśpiewałem "Tańcz, głupia, tańcz". Jak się potem okazało, mój sposób wykonania tego numeru był fatalny. Nie rozumiałem, o czym śpiewam - używałem strun głosowych, ale nie było w tym głowy. Miałem opowiedzieć historię dziewczyny z gdyńskiego klubu Maxim i podszedłem do tego zadania niezwykle poważnie, chciałem się popisać, przyłożyć wokalnie, co było akurat zupełnie niepotrzebne. A że do tego w wojsku śpiewaliśmy “po wojskowemu”, od deski do deski, spotkał mnie kompletny szok.

Załamałem się wtedy trochę, zacząłem myśleć, że pewnie z tego zespołu nic nie będzie. I wtedy porozmawiałem z Andrzejem Mogielnickim, naszym autorem tekstów, który wziął mnie na bok i powiedział: "Słuchaj, musisz sobie wyobrazić, jaka ta bohaterka jest. Czy ty ją lubisz, czy jest ci obojętna. I w zależności od tego, jak ją zrozumiesz, ułoży ci się barwa głosu, która będzie wtedy szczera". Od tamtej pory za każdym razem, gdy zabieram się do nagrań, chodzi mi to po głowie - o czym śpiewam? Kim jest bohater tekstu? Do kogo mówię? Kim w tej sytuacji jestem? I tego nigdy nie chcę stracić, bo prawda jest najważniejsza.

Lady Pank, 'LP40'Lady Pank, 'LP40' Materiały Prasowe

Więcej o: