Tuż przed finałem tegorocznej Eurowizji sięgamy pamięcią do kilku popisów, które może nie zapisały się w historii wydarzenia złotymi zgłoskami tak, jak zwycięzcy, za to na pewno odcisnęły na niej (i na widzach) piętno. O fińskich demonach z grupy Lordi przypominamy sobie właściwie co roku, więc im damy spokój - ale czy pamiętacie niemiecki hołd dla Czyngis-chana w stylu disco, kochane babuszki z Rosji albo irlandzkiego indyka (!) w utworze "Irelande Douze Pointe"? Jeśli nie, to czas na krótką wyprawę ścieżką wspomnień.
Eurowizja 2007. Zanim narodziła się Conchita, konkurs podbijała Wierka Serdiuczka
52. Konkurs Piosenki Eurowizji odbył się w Helsinkach dzięki spektakularnemu zwycięstwu Lordi rok wcześniej. Wiele krajów bez wątpienia czuło presję, żeby dostarczyć widzom coś równie niespodziewanego. Wygrana powędrowała wtedy do zdecydowanie innej klimatem "Molitvy" w wykonaniu Marijii Serifović z Serbii, jednak prawdziwym hitem okazał się występ Wierki Serdiuczki, ukraińskiej drag queen, z numerem "Dancing Lasha Tumbai".
Scenografia i kostiumy projektu Dolce & Gabbana były iście futurystyczne; progresywną przybyszką z przyszłości była zresztą sama Wierka. Szczególnego szumu narobiła w swojej ojczyźnie, gdzie licznym konserwatywnym grupom nie podobał się fakt, że Ukrainę na Eurowizji reprezentuje drag queen. Wierka (czyli komik Andrij Danyłko) pokazała im jednak, że to ona rządzi - i zajęła drugie miejsce.
Wspomnijmy na marginesie, że nasz eurowizyjny weteran, Michał Wiśniewski, jeszcze przed konkursowym triumfem Wierki nagrał z nią utwór "Hop, hop, hop, czyli zabrałeś serce moje" jako Renia Pączkowska. Tak to sobie śpiewały dziewczyny:
Skoro jesteśmy przy produkcjach na ludowo-taneczną nutę, przywołajmy nie aż tak szalone, za to zupełnie rozczulające Buranowskie Babuszki z piosenką "Party For Everybody". Sześć przeuroczych, uśmiechniętych od ucha do ucha pań rozpoczęło swój występ od krótkiej scenki przy starym piecu, by po chwili ruszyć w tany do eurodance'owego podkładu. Serducho jeszcze mocniej rozgrzewa fakt, że Babuszki postanowiły przeznaczyć wszelkie zyski z Eurowizji i wydarzeń dookoła konkursu na odbudowę kościoła w Buranowie (fundusze zaczęły gromadzić jeszcze przed startem w zmaganiach).
Babuszki osiągnęły duży sukces, bo - podobnie jak Wierka Serdiuczka - zajęły drugie miejsce, tuż za Loreen z przebojem "Euphoria". Spośród 41 krajów biorących udział w Eurowizji tylko jeden (Szwajcaria) nie przyznał paniom żadnych punktów. A kościół się buduje!
Zmieniamy klimat. Pora na atak krwiożerczych wampirów, które na Eurowizji wystąpiły co najmniej dwa razy. Ten pierwszy był związany z propozycją DJ-a BoBo pod dość bezpośrednim tytułem "Vampires Are Alive". Chyba nie trzeba nic dodawać - może poza tym, że wampiryczny song ze Szwajcarii (bez niespodzianki) nie otrzymał szansy powalczenia o zwycięstwo w finale.
Szansę taką dostał za to Cezar z Rumunii, który w anturażu godnym Drakuli wykonał w 2013 roku utwór "It's My Life". O powodzeniu tej operacji być może zadecydował powiew autentyczności z okolic Transylwanii - i to, że pomimo oczywistych aspektów wizualnych Cezar nie śpiewał o byciu wampirem. Reprezentant Rumunii dotarł do 13. miejsca w finałowej tabeli, a przy okazji dał piękny przykład eurowizyjnego zgłoszenia z dozą narodowego dystansu do siebie.
Cofnijmy się teraz o parę ładnych dekad. W finale 24. Konkursu Piosenki Eurowizji, który odbył się w 1979 roku w Jerozolimie, RFN wystawiła do startu grupę Dschinghis Khan. Szóstka Niemców, wystrojonych w połyskujące kostiumy inspirowane mongolskimi ubiorami, wykonała muzyczną legendę o Czyngis-chanie, która zapewniła im czwarte miejsce w końcowej stawce. Internauci w komentarzach na YouTube do dziś pytają, jak to możliwe, że "Dschinghis Khan" nie wziął wtedy złota. Jedna z internautek żartuje nawet: "jestem pochodzenia niemiecko-mongolskiego i mogę potwierdzić, że to mój oficjalny hymn narodowy".
Na koniec Irlandia, która może się pochwalić wieloma sukcesami w Konkursie Piosenki Eurowizji. Muzyczne zmagania dwukrotnie wygrywał Johnny Logan, na koncie zielonej wyspy są też wygrane Niamh Kavanagh, Lindy Martin czy duetu Paul Harrington & Charlie McGettigan, który w 1994 roku jakimś cudem pokonał Edytę Górniak. Również do Irlandii należy prawdopodobnie najbardziej odjechany występ w historii ostatnich 15 lat Eurowizji.
W roku 2008 w szranki stanął indyk Dustin, który został też ambasadorem UNICEF-u czy kandydatem na prezydenta. Jego utwór "Irelande Douze Pointe" żartuje sobie z Eurowizji i zawiera odwołania do takich gwiazd jako Bono czy Abba. Całość jest doprawiona wyznaniem miłości do krajów biorących udział w konkursie (z Polską włącznie). A strona wizualna... To już musicie zobaczyć sami:
Dodajmy jeszcze, że w tym samym roku do finału - w przeciwieństwie do Dustina - dostała się np. łotewska grupa Pirates of the Sea, która liczyła na to, że wielka popularność "Piratów z Karaibów" pomoże jej w podbiciu serc Europejczyków. Wyszło średnio (zajęli 12. pozycję), ale przynajmniej systematycznie zagrzewają teraz miejsce w zestawieniach najdziwniejszych eurowizyjnych propozycji:
W tym roku na Eurowizji nie dzieje się aż tak wiele - o miano najmniej ortodoksyjnego występu walczą m.in. Niemcy i Rosja (bo Islandia mimo wszystko nie odznacza się za dużą dziwnością), ale faworytami są bardziej tradycyjne - choć wciąż ciekawe - piosenki Malty, Szwajcarii, Francji czy Włoch. Jest też piękny upadły anioł z Norwegii oraz imprezowa produkcja z San Marino z udziałem Flo Ridy. O tym, kto zabierze do domu szklany mikrofon, przekonamy się w sobotni wieczór - start o 21:00. Relacji na żywo i najświeżych newsów wypatrujcie na Gazeta.pl.