Marcin Maciejczak: Chcę być przykładem, że można być odważnym bez ograniczeń. Moje pokolenie bardzo tego potrzebuje

W tym roku skończył 15 lat. Od 11 czerwca może się już chwalić debiutancką płytą, która powstała w bardzo przemyślany, dojrzały sposób. "Dojrzałość" to zresztą słowo, które ciągnie się za tym młodym artystą bez przerwy. - Dla wielu ludzi jeszcze przez jakiś czas będę małym Marcinkiem Maciejczakiem, który wygrał program dla dzieci. Sporo osób będzie do mnie podchodzić z dystansem, bo może mnie brać za przemądrzałego dzieciaka - mówi w rozmowie z Gazeta.pl i dodaje: - Nie chciałbym być postrzegany jako "dojrzałe dziecko", tylko dojrzały artysta.

Maja Piskadło: Debiutancka płyta - brzmi dumnie, co?

Marcin Maciejczak: Zdecydowanie, jestem bardzo podekscytowany. To dla mnie wielka radość, że mogę w wieku 15 lat powiedzieć: spełniam się muzycznie i jestem dumny z tego, co robię. 

Ostatnio pytałam Natalię Zastępę, twoją niewiele starszą koleżankę, jak często słyszy, że jest "dojrzała jak na swój wiek". Podejrzewam, że w twoim przypadku to chleb powszedni.

(śmiech) Tak, słyszę to niemal od każdego, kto słucha mojej muzyki - że jest bardzo dojrzała, ale też m.in., że ewidentnie płynie prosto z serca. Cieszy mnie to. Lubię być postrzegany jako ktoś odmienny, czasem nawet słyszę, że jestem kontrowersyjny "jak na swój wiek", choć nie do końca rozumiem, z czego to wynika. Jestem prawdziwy, tworzę w zgodzie ze sobą i zupełnie nie czuję, żebym robił coś na maksa odważnego.

Zobacz wideo Magda Bereda nie dostała się do The Voice of Poland? Odpowiedź w najnowszym odcinku "Plotkersów"

Nie masz wrażenia, że ta fraza narzuca pewnego rodzaju presję? Z jednej strony nadal jesteś bardzo młody, z drugiej - ktoś "dojrzały jak na swój wiek" nie będzie się zachowywał jak dziecko...

Zgadzam się, jest w tym coś ograniczającego. Dla wielu ludzi jeszcze przez jakiś czas będę małym Marcinkiem Maciejczakiem, który wygrał program dla dzieci. Sporo osób będzie do mnie podchodzić z dystansem, bo może mnie brać za przemądrzałego dzieciaka, któremu się wydaje, że coś tam wie o śpiewaniu czy w ogóle o sztuce. Bardzo chcę przełamywać stereotyp, że współczesne nastolatki są odklejone od świata. Ludzie w moim wieku potrafią być dojrzali - mam na to potwierdzenie, kiedy patrzę na moich znajomych czy rówieśników ze szkoły, i ja też chciałbym być tak postrzegany. Nie jako "dojrzałe dziecko", tylko dojrzały artysta.

Widzisz siebie jako głos pokolenia? 

Chciałbym być przykładem na to, że można być odważnym, ubierać i robić to, co się chce, bez żadnych ograniczeń. Z prostego powodu - wiem, jak bardzo moje pokolenie potrzebuje takiego wsparcia. Myślę, że daję chociaż trochę odwagi czy inspiracji osobom, które boją się pokazać swój styl, boją się pokazać takimi, jakimi są. 

Często mam wrażenie, że dorośli na wyrost generalizują i nie do końca was doceniają, przez co np. spychają twoją twórczość do kategorii fanaberii. 

Widać to m.in. po nauczycielach - moje liceum jest akurat bardzo otwarte, tolerancyjne i inaczej nas traktuje, ale wiem, że jesteśmy wyjątkiem. Bez wątpienia sporo osób uważa moich rówieśników za bezczelne bachory, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, że nasze pokolenie w ogóle sobie na takie miano nie pracuje. Niektórzy w internecie pokazują się od tej najgorszej strony i psują zdanie nie tylko o sobie. Sam mogę się chwalić tym, że są przy mnie bardzo dojrzałe osoby, które nie spędzają czasu np. na hejtowaniu innych na TikToku.

Co do internetu - wybacz, że znowu wracam do wieku, ale zastanawiam się, skąd 15-latek ma na tyle mocne nerwy, żeby dźwignąć wpisy, których autorzy czasami nie przebierają w słowach. Ostro komentują twoją barwę głosu, styl ubierania się...

Myślę, że to wynika z mojej potrzeby nieokłamywania samego siebie. Bardzo nie chciałbym, żeby te hejty namieszały mi w głowie, nie chcę się tym zamartwiać. Uwielbiam czytać komentarze, zawsze jestem ciekaw, co ludzie mają do powiedzenia o moich piosenkach, ale nauczyłem się ignorować komentarze tych, którzy życzą mi źle. 

Te komentarze to też najpewniej efekt zderzenia się odbiorców z oryginalnym zjawiskiem - porównywanie twojej twórczości do innych nie jest najłatwiejszym zadaniem. Zostawmy hejty na rzecz czegoś przyjemniejszego - skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia?

Od początku powstawania płyty największą inspiracją była Billie Eilish, ale robiłem, co mogłem, żeby wyrzucić ją z głowy i się do niej nie upodabniać. Przez dłuższy czas zastanawiałem się, jaki ja chcę być - dałem wytwórni wskazówki, z jakimi ludźmi chciałbym pracować i dostałem do tego wielką przestrzeń. Mnie samego pobudza natura, widoki z okna na moją miejscowość, która jest bardzo mała, ale bardzo inspirująca. Wszędzie staram się szukać artyzmu i narzędzi, na których mogę się skupić i poćwiczyć moją wyobraźnię. 

Fajnie, że inspiruje cię twoja rodzinna miejscowość - nie wiem, czy myślisz w podobny sposób, ale z doświadczenia wydaje mi się, że osoby z takich właśnie małych miejscowości muszą się w życiu bardziej starać. Stąd też płynie ta inspiracja?

Powiem ci, że tu u siebie dostałem wiele wsparcia. Po wygranej w programie zostałem wręcz uroczyście przywitany, ale potem nie odczułem jakiegoś specjalnego traktowania - wszyscy są naprawdę w porządku. Jeżeli chodzi o miejsce, w którym się uczyłem - kompletnie inna historia. Wiem o tym, że jest dookoła wielu nieżyczliwych ludzi, chcących podciąć mi skrzydła. Teraz mam jednak ogromne szczęście w kontekście szkoły, bo chodzę do liceum w większym mieście, w którym dostaję bezwarunkowe wsparcie, to moja oaza.

Można ci tylko pozazdrościć - szczególnie na tym etapie nauczania szkoła potrafi być miejscem, w którym wiele osób najchętniej by się nie pokazywało. 

Między szkołą podstawową a liceum zauważyłem ogromny przeskok. Nawet w ósmej klasie byliśmy traktowani jak dzieci chodzące do podstawówki. Zmieniając szkołę, musimy dość szybko dorosnąć. Na pierwszej lekcji wychowawczyni zaczęła z grubej rury - o tolerancji, edukacji seksualnej, o posiadaniu własnego zdania. Cieszę się, że miałem szansę trafić do szkoły, w której nie panuje piekło. Jest mi bardzo źle ze świadomością, jak ciężko w wielu miejscach jest osobom, które w jakiś sposób się wyróżniają, którym nie okazuje się zrozumienia. Życzyłbym każdemu uczniowi, by mógł się otaczać takimi artystycznymi duszami jak te, które ja znam ze szkoły.

Skoro wspomniałeś o artystycznych duszach, wróćmy do twojej własnej artystycznej duszy i do płyty "Tamte dni". Zaczyna się ona wręcz filmowym wstępem - powiedziałbyś, że te piosenki też opowiadają coś na kształt filmowej historii?

Dokładnie. Było wiele planów, jak ułożyć te utwory - i padło na ten, na głębokie wejście do mojego świata, mojej głowy, mojej estetyki. To cała historia o pewnych relacjach, samotności, tęsknocie… Na pewno poruszam bardzo poważne, ale i niedookreślone tematy, jeżeli chodzi o relacje. Pojawiają się dwa duety - ten z Natalią Nykiel ma wesoły charakter, chociaż opowiada o tym, że na świecie czai się wiele zła, które jednak nie jest nam aż tak straszne, bo mamy przy sobie życzliwych ludzi, w naszym przypadku - fanów. Z kolei piosenka z Luną, "Nie proszę o więcej", podkreśla, że nie wiedząc do końca, kim jesteśmy, potrzebujemy bliskości drugiego człowieka i warto po prostu być razem. 

Cieszę się, że wspomniałaś o tej historii, bo dostaję sporo sygnałów, że słuchacze dostrzegają w tym wszystkim spójność - takie było założenie. Dodam też, że nie spodziewałem się, jak bardzo kolorowa płyta nam wyjdzie. Po pierwszych utworach, które na nią powstały, wyobrażałem ją sobie jako smutną, czarno-białą… Tymczasem udało się pokazać, że nostalgia czy smutek wcale nie muszą być czarno-białe.

Z serii pytań standardowych: który z utworów na płycie jest dla ciebie najważniejszy?

Jestem zadowolony z każdego z nich, ale jednym z najbliższych mi jest utwór "W sercu żal". Powstał przy współpracy z duetem Linia Nocna i Haulą Nakakembo w ubiegłoroczne wakacje, ale do tej pory mi się nie znudził. Mówi on trochę o hejcie, o plotkach, o tym, że każdy może o nas powiedzieć, co mu się żywnie podoba, ale koniec końców my sami znamy siebie najlepiej. W warstwie muzycznej jest trochę elektroniki, ale są i smyki - uwielbiam je. Cieszę się bardzo, że będę mógł wreszcie posłuchać całej płyty na CD czy w serwisach streamingowych zamiast tylko z plików przesyłanych między telefonami. Mam nadzieję, że słuchacze wysłuchają krążka od A do Z. Chcę, żeby przy tej płycie można było się odciąć od rzeczywistości, zamknąć oczy i razem ze mną odpłynąć. 

 

Pociągnę wątek odcinania się od rzeczywistości. Ze wspomnianego przez ciebie duetu z Natalią Nykiel wyłania się obraz świata, który nie zachwyca, ale barw dodają mu ludzie pełni miłości i ciepła. Spytam abstrakcyjnie - masz wizję na to, co musiałoby się w nas wszystkich zmienić, żeby ten obraz jednak rysował się lepiej? Receptą jest tolerancja?

Wątek cierpienia od dziecka był mi bliski. Moje postrzeganie świata mocno ukształtowała prababcia, która sporo opowiadała mi o wojnie. Mam czasem takie myśli, że na świecie jest tak wiele zła, że piekło, które znamy z rozmaitych opisów literackich, jest już tutaj na ziemi i zmienić to mogłoby tylko coś kompletnie wstrząsającego. Recepty na to wszystko szukałbym we wzajemnym szacunku do siebie. Jest rok 2021, nie żyjemy w średniowieczu, a nadal oceniamy się nawzajem przez pryzmat koloru skóry, orientacji seksualnej, wyznania… Trochę to do mnie nie dociera.

Zadałam ci to trudne pytanie również dlatego, że widzę, jak bujną wyobraźnią jesteś obdarzony jako artysta. Może przynajmniej kawałek tej wspomnianej recepty skrywa się właśnie w sztuce?

Polska jest tak okrojona, że większość społeczeństwa nie lubi dotykać muzyki głęboko. Doceniam każdą osobę, która rzeczywiście słucha muzyki, wchodzi z nią w dialog, szuka dla siebie muzycznej drogi i ma w tym ujście dla emocji. Muzyka jest bardzo tolerancyjna, wszyscy możemy w niej znaleźć coś dla siebie… Gdyby każdy był taką artystyczną duszą, świat byłby dużo piękniejszy. 

Bardzo często w wywiadach z tak młodymi ludźmi jak ty pada pytanie, gdzie się widzisz za pięć lat. Pozwól, że ja spytam po prostu - jak myślisz o najbliższej przyszłości? Wydałeś bardzo spójną pierwszą płytę, ogromny kamień milowy. Kiedy tylko skończyłam jej słuchać, pomyślałam: kurczę, ciekawe, co będzie dalej.

Na pewno chcę się jak najbardziej rozwijać - ciągle uczę się śpiewać i w idealnym świecie będę to robił do końca życia. Bardzo nie chciałbym się zamknąć w obrębie jednego gatunku, będę stale podnosił sobie poprzeczkę. Ponieważ słyszymy, że moja debiutancka płyta jest taka spójna i dojrzała, mamy już teraz zagwozdkę, jak ugryźć kolejny album. Nie mogę się doczekać koncertów - 29 czerwca zagram w warszawskiej Pradze Centrum mój koncert premierowy. Próby, poszukiwania kostiumów, przygotowania idą pełną parą. Oby takich okazji było jak najwięcej!

A twoje najbardziej odjechane muzyczne marzenie na ten moment to…

Takich marzeń mam milion na minutę! W tej chwili do głowy przychodzi mi np. numer z Laną Del Rey albo zespołem Cigarettes After Sex, którego jestem wielkim fanem. Myśląc o polskiej scenie, mam oczywiście chrapkę na wielkie, festiwalowe sceny. W sumie... chciałbym trochę być jak Brodka (śmiech). Jestem teraz bardzo wkręcony w jej nową płytę. 

Więcej o: