Kiedy wracam do ubiegłego lata i muzyki, która wtedy podkręcała u mnie temperaturę, w pierwszej kolejności mam w głowie krążek Jessie Ware "What's Your Pleasure?". Po niezbyt ciepło przyjętym albumie "Glasshouse" z 2017 roku i nieudanym koncercie na festiwalu Coachella, któremu zamiast krzyków publiczności towarzyszyło raczej cykanie świerszczy, Ware zaczęła wątpić, czy to wszystko ma jeszcze sens. Potem nieco odpoczęła, wystartowała z "Table Manners", luźnym podcastem o jedzeniu, który teraz liczy sobie dziesiątki milionów odsłuchań, urodziła drugie dziecko... i na nowo odkryła pasję do muzyki. Udało nam się złapać na Zoomie na 15 minut przy okazji premiery "What's Your Pleasure? (The Platinum Pleasure Edition)", tuż przed narodzinami trzeciej pociechy i w okolicach wydania jej książki "Omelette".
Jessie Ware: Chyba po prostu się przyzwyczaiłam do pracy w takim szalonym tempie. Najważniejszy jest fakt, że kocham to, co robię, więc nie stresuję się aż tak bardzo. Ten tydzień rzeczywiście daje mi trochę w kość i prawdopodobnie przesadzam z robotą, ale daję radę! Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczna losowi - ludzie chcą ze mną rozmawiać i bardzo to doceniam, bo takich rzeczy nie można brać za pewnik.
Oj, nie, nie chciałabym nawet próbować się z nim zmierzyć. Mogłabym co najwyżej zaśpiewać go na karaoke. A że nienawidzę karaoke… Pewnie nigdy nie doświadczysz tego wykonania (śmiech).
Tak, zdecydowanie! Czuję to podczas moich występów, rozmów w telewizji; czuję się o wiele pewniej, mówiąc o swoich sukcesach i rozsmakowuję się w tym. Czuję, że podejmuję lepsze decyzje, a przede wszystkim robię lepszą muzykę.
Jeszcze trudno mi w to uwierzyć, ale tym razem mocno się tego trzymam. Ostatni raz tak wiele uwagi poświęcano mi przy okazji premiery debiutanckiego albumu. To zrozumiałe - na samym początku jesteś świeża, nowiutka, błyszcząca, wszyscy chcą się dowiedzieć, kim jesteś. A ja nie byłam na to gotowa, nie wiedziałam, co z tym zrobić. Przysporzyło mi to sporo nerwów, nad którymi teraz coraz lepiej umiem panować. Jasne, że testuję przy tym swoje granice - to, że moja książka wyszła dzień przed wersją deluxe mojej płyty, oznacza całą masę wymagających obowiązków, ale... czuję się tym wzbogacona. Jest mi dobrze.
Podcast stał się dla mnie pracą na pełen etat, co wcale nie oznacza, że mnie męczy - tak naprawdę to przecież rozmowy o rzeczach, które kochamy, nie tylko o jedzeniu. Jeżeli chodzi o muzykę, myślę, że tworzenie podcastu zdjęło ze mnie jakiś rodzaj presji. Wyluzowałam. Zaczęłam postrzegać muzykę jako świętą przestrzeń, w którą wkraczam i od razu mogę kreatywnie płynąć. Wiem, że nie muszę myśleć o biznesie, o radiu, o listach przebojów - po prostu robię taką muzykę, do której moi fani będą chcieli tańczyć, i ja sama też. Taką muzykę, dzięki której wszyscy coś poczujemy.
To piosenki, które napisałam, kiedy nagrywaliśmy "What’s Your Pleasure?", ale z jakiegoś powodu nie pasowały mi do tego albumu. A później, gdy okazało się, jak bardzo płyta spodobała się słuchaczom, uznałam, że ze spokojem mogę wypuścić taki numer jak "Please" i ludzie będą na to gotowi. Nie jestem pewna, czy dobrze oddałoby to ducha albumu, gdybym zrobiła tak rok temu. W tej chwili bez problemu mogę dorzucić takie piosenki jak właśnie "Please" czy "Hot N Heavy" i dobrze to zadziała. Poza tym - jest lato, potrzebujemy takiej muzy!
Powiedziałabym, że "Eyes Closed" to niegrzeczna kuzynka "What’s Your Pleasure?", natomiast "Pale Blue Light" i "0208" wprowadzają nieco refleksyjny nastrój. Uznałam, że mogę zrobić, co mi się żywnie podoba. "Please" oraz "Hot N Heavy" są trochę bardziej popowe niż reszta tej płyty - i lubię to!
Wróciłam do brzmień, które w jakiś sposób zdefiniowały mnie jako słuchaczkę i wokalistkę. Donna Summer zaczynała w teatrze muzycznym, po czym stworzyła jedną z najbardziej futurystycznych płyt w historii, która zresztą do dziś brzmi, jakby była z przyszłości. Miała w sobie tak wiele pasji i namiętności, kiedy występowała… Mocno to na mnie wpłynęło. Do tego unikalny, czarujący, pełen ducha głos Minnie Ripperton, klimat muzycznej wspólnoty u Earth, Wind & Fire, rytmiczna zuchwałość Blondie… Wszyscy ci ludzie coś we mnie obudzili.
Tak naprawdę tę płytę nagrałam dla nich. Wszyscy fani, którzy należą do tej społeczności, zawsze byli wobec mnie niezwykle lojalni, na dobre i na złe. Tworząc "What’s Your Pleasure?", wiedziałam, że muszę im się jakoś odwdzięczyć i oddać im trochę energii, którą od nich dostaję. Pokazałam się od flirciarskiej, zawadiackiej strony, którą właśnie oni pomogli mi wydobyć — czy to przez rozmowy po koncertach, czy wymiany w mediach społecznościowych. Musieliśmy się trochę razem zabawić. Każdy z moich fanów jest dla mnie niezwykle ważny, ale nie da się ukryć, że fani ze społeczności LGBTQ+ szczególnie docenili "What’s Your Pleasure?". Po prostu ich kocham!
Uważam, że to działa w dwie strony. Musisz być dumny z muzyki, którą tworzysz i musi ona wychodzić z głębi ciebie, ale nie mogłabym przecież tworzyć muzyki, gdybym nie miała publiczności! Jest jakiś stopień szacunku, który należy się słuchaczom — a ja ich uwielbiam, chcę ich jak najdłużej zatrzymać przy sobie, chcę ich usatysfakcjonować i rozwijać się razem z nimi. Ale! Gdyby mój materiał nie spodobał się zupełnie nikomu, muszę z tym żyć i nadal trzymać głowę wysoko, jeżeli mnie samej się podoba. Chodzi o balans — są różne podejścia, różni artyści, niemniej skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie robię muzyki dla konkretnej publiczności, o której w ciągu ostatnich dziesięciu lat sporo się dowiedziałam.
Jak na razie nie wiem nic o dzieciach, ale dziennikarz z Australii wyznał mi, że niedawno po raz pierwszy pocałował się z chłopakiem w klubie, kiedy leciało "What’s Your Pleasure?". Bardzo się ucieszyłam, o to chodziło! Na dzieci może jeszcze przyjdzie czas (śmiech).
To będzie coś zupełnie nowego. Będzie taniec, wyjątkowa scenografia, mnóstwo zabawy od początku do końca. Nie zapominam o moich starszych utworach, którym też należy się trochę uwagi i czasu, ale skupiamy się oczywiście na "What’s Your Pleasure?". Będę ciężko pracować, prawdopodobnie ciężej niż kiedykolwiek wcześniej, bo chcę, żeby te koncerty zostały w pamięci publiczności. Marzę o tym, by wyjechać z tą trasą poza Wielką Brytanię. Nie wiem, kiedy będzie to możliwe - oby jak najszybciej. Polska zawsze jest na samej górze mojej listy, nigdy nie przepuszczę okazji, żeby was odwiedzić, więc czekajcie cierpliwie - jeszcze razem potańczymy!