Kobieta, która w 1965 roku miała 12 lat, zeznała, że folkowy piosenkarz i autor tekstów, za które w 2016 otrzymał literackiego Nobla, podawał jej narkotyki i alkohol, a potem wykorzystał seksualnie. Miało to trwać przez sześć tygodni w kwietniu i maju 1965 roku.
W pozwie, do którego dotarł "Guardian", padają słowa o wcześniejszym "zaprzyjaźnieniu się i nawiązaniu emocjonalnej więzi z powódką", której dane zostały ukryte pod inicjałami JC. 68-latka mieszkająca w Greenwich w stanie Connecticut, twierdzi, że Dylan, który miał w 1965 roku 23 lub 24 lata, "wykorzystywał swój status jako muzyka, dbając o JC, aby zdobyć jej zaufanie i przejąć nad nią kontrolę w ramach swojego planu molestowania seksualnego i wykorzystywania jej".
Według zeznać JC, Dylan miał nie tylko podać jej narkotyki i alkohol, ale także grozić jej, że zastosuje przemoc fizyczną. W pozwie znalazły się informacje, że Bob Dylan, który naprawdę nazywa się Robert Allen Zimmerman, wielokrotnie wykorzystywał powódkę, a niektóre incydenty miały miejsce w słynnym hotelu Chelsea na Manhattanie. Zgodnie ze skargą, emocjonalne skutki nadużycia wobec JC obejmowały depresję, upokorzenie i lęk, które "mają charakter stały i trwały oraz uniemożliwiły powódce uczęszczanie jej normalne funkcjonowanie".
JC domaga się odszkodowania i procesu przed ławą przysięgłych w związku z zarzutami o napaść, pobicie, fałszywe uwięzienie i zadawanie cierpienia emocjonalnego, którego następstwa skłoniły ją do wielokrotnego szukania pomocy medycznej.
Rzecznik Dylana, obecnie 80-latka, powiedział w poniedziałek Guardianowi, że "oświadczenie sprzed 56 lat jest nieprawdziwe i będą się zdecydowanie bronić".
Pozew trafił do sądu 14 sierpnia, w ostatnim dniu obowiązywania Ustawy o Dzieciach Ofiarach Stanu Nowy Jork. Prawo pozwalało zareagować dorosłym, którzy wcześniej nie mogli wnieść powództwa cywilnego o nadużycia, których doznali jako dzieci, niezależnie od roku, w którym doszło do wykorzystania seksualnego.