Nie żyje znany autor szant Jerzy Porębski - poinformował portal swinoujskie.info. Artysta odszedł w nocy z soboty na niedzielę. Gra na gitarze oraz komponowanie własnych utworów i opowieści stały się jego zajęciem od połowy lat 60. XX wieku. W tym czasie zaczął pływać w długie rejsy, a muzyka miała być lekiem na nostalgię oraz trudy życia rybaka.
Jerzy Porębski był pieśniarzem i marynarzem, a także doktorem oceanografii biologicznej - tytuł zdobył na Uniwersytecie Jagiellońskim. To również jeden z założycieli legendarnej grupy szantowej Stare Dzwony. Artysta pochodził ze Śląska, później osiadł w Świnoujściu, ale był też związany ze Szczecinem.
- Był to dla mnie bardzo wzruszający moment, jak pan prezydent powiedział, że Porębski jest nasz, szczeciński, a cała sala zawyła i powiedziała: nie oddamy. Pozwoliłem sobie wtedy na taki żart, że my ludzie z wyspy, wyspiarze, świnoujścianie, bardzo lubimy Polaków i się z nimi kolegujemy - mówił w reportażu Katarzyny Wolnik-Sayny "I to już koniec tej piosenki", cytowanym przez Radio Szczecin.
Porębski był autorem piosenki "Gdzie ta keja", która stała najsłynniejszym przebojem polskiej sceny szantowej. - Od początku czułem, że ta piosenka spodoba się słuchaczom. Ale nie sądziłem, że stanie się szantą wszech czasów - mówił w 2011 roku na 40-leciu szanty w rozmowie z magazynem dla żeglarzy "Wiatr" we fragmencie cytowanym przez Onet.
Utwór był śpiewany nie tylko po polsku, ale też w języku angielskim i rosyjskim. Porębski występował z piosenką w USA, Kanadzie, Argentynie, Brazylii, a nawet na Falklandach. - Dlaczego ten prosty utwór ma taką siłę? Dlaczego przetrwał 40 lat i wciąż chcemy go słuchać? "Keja" w zwykłych słowach opowiada o wielkich marzeniach. O naszych tęsknotach. Przecież wszyscy, nim umrzemy, chcemy po prostu popływać. Byle dalej. Właśnie dlatego zostałem marynarzem - tłumaczył artysta.
Podczas XXV Pływającego Festiwalu Piosenki Morskiej "Wiatrak" w Świnoujściu w 2009 roku odbył się benefis Jerzego Porębskiego. Jednemu z dziennikarzy szczecińskiej redakcji "Gazety Wyborczej" udało się chwilę porozmawiać z artystą, który wytłumaczył, skąd bierze się popularność szant w Polsce.
- Ci, którzy pływają, lubią posłuchać historii morskich. Ci, którzy nie pływają, też lubią posłuchać czegoś, co się im jawi jako opowieści z tajemniczego, nieznanego świata. Dlatego nigdzie w świecie nie ma tylu festiwali szant i piosenki żeglarskiej czy morskiej, co u nas. To dlatego, że my bardziej niż inne narody jesteśmy ciekawi świata. To zamiłowanie do pieśni żeglarskiej zaczęło się od naszej tęsknoty. Kiedyś, gdy wracałem z rejsów i przywoziłem ze sobą puszkę coca-coli, była ona symbolem świata, którego nie znaliśmy. Tak samo z szantą - była symbolem lepszego świata - mówił. Cała rozmowa dostępna na szczecin.wyborcza.pl.