CHVRCHES: Lepiej nie poznawać swoich idoli? Bzdura. Robert Smith jest najsłodszy

W tym roku szkockie trio synthowe CHVRCHES obchodzi dziesiątą rocznicę działalności. Ich najnowsza płyta, "Screen Violence", wyznacza nowy, bardziej mroczny niż dotychczas kierunek muzyczny i ukazuje świat przez pryzmat tytułowego ekranu (oraz tego, jakie ekran narzuca nam obrazy). W rozmowie z Gazeta.pl Lauren Mayberry, Martin Doherty i Iain Cook opowiadają m.in. o muzycznych echach przeszłości oraz o tym, czy Roberta Smitha z The Cure należy się bać.

- Wy też się stresujecie, kiedy musicie przejść przez drzwi obrotowe? - pytam Lauren, Martina i Iaina, z którymi połączyłam się na Zoomie na kilka tygodni przed premierą "Screen Violence". Wszyscy ze śmiechem odpowiadają, że właściwie tak. - Co za przedziwny wynalazek! Nie znoszę tego, kiedy ludzie kotłują się tam w środku, spieszą się nie wiadomo gdzie - mówi Iain. - Zawsze gdy wchodzę do hoteli, wpadam w te ekrany albo nie mogę wejść w porę i się o nie obijam. Okropne - dopowiada Lauren. 

"Screen Violence". Dwa rodzaje strachu na nowej płycie CHVRCHES

Drzwi obrotowe są wymownym leitmotivem teledysków do singli promujących płytę "Screen Violence". Myśl o zakleszczeniu się w takich drzwiach od razu wywołuje u mnie skojarzenia z brakiem powietrza, z niemożliwością ucieczki, bezradnością. O tym poniekąd opowiada singiel "He Said, She Said", podobnej tematyki dotyka "How Not to Drown". Zastanawiałam się, czy takie scenariusze jak ten mój towarzyszyły zespołowi CHVRCHES podczas powstawania wszystkich utworów na płytę. 

- Myślę, że w większości tak. Szczególnie tworząc muzykę, chłopakom udało się uchwycić to uczucie bycia w pułapce i jednoczesną potrzebę ucieczki. Dwa różne rodzaje strachu, ale z tego samego źródła: z braku kontroli i bezpieczeństwa - opowiada Lauren. - Na samym początku nasz zespół w ogóle miał się nazywać Screen Violence. Wróciliśmy do tego pomysłu w kontekście tytułu płyty i bardzo się nam spodobało, że można to czytać na dwa sposoby. Z jednej strony to dosłowne odniesienie do kina, do przemocy, którą oglądamy na ekranach, z drugiej — mowa o ekranach, poprzez które dziś funkcjonujemy.

 

- Można powiedzieć, że mierzycie się z pytaniem, czy przez te wszechobecne ekrany dopadła nas społeczna znieczulica? - pytam. - Można. Bardzo ciekawi nas to, że ten temat wcale nie jest taki nowy - mówi Martin. - Robiąc płytę, oglądaliśmy "Wideodrom" Cronenberga i myśleliśmy sporo o tym, że ta znieczulica była problemem już w latach 80. Wtedy chodziło o telewizję; dziś w naszych rękach jest dużo szybsza, bardziej obezwładniająca technologia. "Wideodrom" mocno ukształtował "Screen Violence"; im dalej postępowały prace, tym lepiej rysowała się cała estetyka. Zaczęliśmy od kina, przeszliśmy do social mediów, a potem przyszła pandemia, przez którą ekrany stały się naprawdę niezbędnym środkiem do życia.

Lauren Mayberry: Jest pewna granica tego, ile jako człowiek mogę znieść w sieci. Ale nie umiem się odciąć

A co na ekranach? Przede wszystkim media społecznościowe, z którymi CHVRCHES mają trudną relację. Lauren Mayberry przez lata zmagała się z niewybrednymi atakami internetowych trolli. Czytała m.in.: "dowiesz się, czym jest kultura gwałtu, jak sam cię zgwałcę", "zachowujesz się jak szmata, więc jesteś traktowana jak szmata", "mam twój adres, przyjadę i zrobię z tobą, co zechcę". Cały zespół nie ukrywa, że te i masa innych komentarzy odcisnęły na nich piętno. - W tak publicznym zawodzie jak nasz trudno unikać internetu, dlatego teraz robimy wszystko, by używać go w najbardziej pozytywny sposób, jak się da - zapewnia Lauren.

Szczególnie w ubiegłym roku potrzebowaliśmy kontaktu z fanami. Nie chcę zabrzmieć arogancko, ale mam nadzieję, że jako zespół przynosimy ludziom jakąś radość, więc to wspaniale, jeżeli da się tę radość dostarczać bezpośrednio, bez bufora. Natomiast cała reszta internetu… Cóż, jest pewna granica tego, ile jako myślący i czujący człowiek mogę znieść. Poustawiałam w telefonie limity czasowe na konkretne aplikacje, inne usunęłam, ale nie umiem się całkowicie odciąć.

- Też nie używam już mediów społecznościowych tak często, jak kiedyś. Dziś to dla mnie tylko jeden aspekt funkcjonowania w sieci, możliwy do ominięcia - mówi Martin, na którego Twitterze oprócz aktualności z życia zespołu można czasem poczytać o kryptowalutach. - Jeśli spojrzymy ponad to wszystko, co złe w social mediach, zobaczymy coś niezwykłego. Ciągle nie mogę się nadziwić, jak szybko postępuje rozwój nauki, edukacji. Świat tak bardzo się zmienił, odkąd byłem dzieciakiem, że trudno w to uwierzyć - wspomina.

- W zupełności się zgadzam. Sam właściwie wcale nie działam w social mediach, źle to na mnie wpływało, więc odpuściłem, ale Martin ma stuprocentową rację. Myślę o platformach streamingowych - to cudowne, że dziś każdy 15-latek może przez kilka kliknięć nagle zachwycić się zespołem, który zmieni jego życie, i wejść tak głęboko w ten świat, jak tylko się da. Kiedy my dorastaliśmy, trzeba było pójść i kupić płytę, czytać magazyny muzyczne… - dodaje Iain.

- I mieć na to wszystko sporo kasy, co nie dla każdego było osiągalne - wtrąca Martin. - Zastanawiam się czasem, kim byłbym dzisiaj, gdybym zamiast słuchania tych samych kilku albumów w kółko miał takie możliwości, jak dzieciaki teraz.

- Ja tak samo! Ale to "stare" słuchanie muzyki nauczyło mnie, jak głęboko i daleko można wejść w jedno nagranie, jak odkrywać kolejne warstwy i je smakować. Dzisiaj już się tak nie robi.

- Sami zresztą się tak zachowujemy. Kiedyś w taki sposób, jak mówisz, słuchałem jednego na pięć albumów. Dziś? Jednego na pięćdziesiąt. Jasne, to nadal się zdarza, ale trzeba szukać o wiele dłużej.

Martin Doherty: Muzykę z lat 80. najpierw czuję w płucach

À propos muzycznych przemian, wracam do muzyki CHVRCHES i pandemii koronawirusa, która wywróciła plany zespołu do góry nogami. Nieduża część "Screen Violence" powstała jeszcze przed wybuchem pandemii i momentem, gdy członkowie grupy musieli się rozdzielić — Iain na czas lockdownu wrócił do Szkocji, Martin i Lauren zostali w USA. Pytam, jak bardzo finalny efekt różni się od zamysłu, który mieli na początku. - Najpierw udało nam się wypracować stronę wizualną, nazwę, estetykę. Nie wydaje mi się, że był moment, kiedy usiedliśmy we trójkę i uznaliśmy: tu jest konkretny plan na brzmienie płyty.

Jeśli zespół nie stara się w kółko powtarzać jednego hitu, który kiedyś mu wyszedł, widać naturalny postęp, bo ludzie się zmieniają, dorastają, i u nas też tak było. Mamy oczywiście celowe techniczne nowinki — w końcu postawiliśmy na gitary, bo w trakcie pandemii wróciliśmy do nich z Iainem i mocno się z nimi zrośliśmy. Co nie oznacza, że porzuciliśmy syntezatory. Na płycie widać pojedyncze aspekty naszych osobowości, które nagle się ujawniły albo zmieniły

- wyjaśnia Martin. Wejście w nieco odmienne brzmieniowe terytorium - choć naturalne - jest dla członków CHVRCHES o tyle ważnym krokiem, że dostali w nim wsparcie od Roberta Smitha. Martin Doherty podkreśla, że gdyby nie twórczość i wpływ frontmana The Cure, dziś pewnie zajmowałby się na co dzień czymś innym. O dniu premiery singla "How Not To Drown" pisał na Twitterze: "To najważniejszy dzień mojego muzycznego życia". - Z poznaniem kogoś takiego jak Robert zawsze wiążą się oczekiwania. Stresujesz się niezmiernie, podchodzisz do napisania jednego maila pięć razy, bo musisz się upewnić, czy ton jest w porządku, czy słowa dobre… Na pewno za dużo myślisz - mówi Doherty.

CHVRCHES x Robert SmithCHVRCHES x Robert Smith mat. prom. (Universal Music Polska)

- Robert w pierwszej minucie okazał się najsłodszym, najskromniejszym, najbardziej szczodrym muzykiem, jakiego kiedykolwiek poznaliśmy. Nie mogę powiedzieć, że miałem okazję rozmawiać z wieloma tak znanymi osobami, ale wszystkie z nich były skromne, sympatyczne, spokojne, a Robert w tej kategorii wywala skalę. Do tego jest bardzo zabawny; na szczęście podoba mu się nasza szkocka gadka. Zupełnie nie wierzę w pomysł, że nie warto poznawać swoich idoli. 

Utwór "How Not To Drown", który zgrabnie spina elektroniczne brzmienie CHVRCHES z echami mrocznych gitar prosto z katalogu The Cure, spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem fanów. Jeden z nich zostawił pod teledyskiem komentarz: "Ta piosenka brzmi jak lata 80., 90., 00., 10. i 20. połączone w całość". - Boże, to na YouTube można pisać pozytywne komentarze? Myślałam, że to nielegalne - śmieje się Lauren. Na koniec pytam ją, Martina i Iaina, do której dekady w historii muzyki jest im najbliżej. 

- Myślę, że to się zmienia w różnych punktach w życiu. To, czego słuchałam jako nastolatka, dziś jest już przeszłością, ale chyba wszyscy w miarę dorastania cofamy się do muzyki z jeszcze wcześniejszych lat, odkrywamy to, co inspirowało naszych ulubieńców - odpowiada wokalistka.

- Tak, ja dorastałem w latach 90. i kiedy miałem dziesięć lat, Oasis było najlepszym zespołem świata - potwierdza Martin. - Potem przez Oasis dowiedziałem się, że istnieje taka grupa jak Radiohead. Jeszcze później zadałem sobie pytanie, co sprawia, że Radiohead to Radiohead - i odkryłem np. Kraftwerk. To studnia bez dna. Dziś, jako dorosły facet, więcej czasu spędzam, słuchając nowości… ale gdybyś przyparła mnie do muru, ostatecznie wybrałbym lata 80. Pewnie to trochę sprawka wspomnień z dzieciństwa, ale nie umiem opisać uczucia, które daje mi muzyka z tamtego okresu. Zazwyczaj słucham głową, ale utwory z tamtych lat najpierw czuję w klatce piersiowej. Uwielbiam to uderzenie w płuca.

- Jestem troszkę starszy od Martina, więc kiedy ja miałem dziesięć lat, słuchałem Falco, RUN-DMC i Beastie Boys - śmieje się Iain. - Ale i dla mnie lata 80. niezmiennie są najważniejsze. Gdybyście mogli przypadkiem przenieść mnie w czasie, poproszę tam! 

Płyta "Screen Violence" jest dostępna od 27 sierpnia. 

Więcej o: