Helsińska Fundacja Praw Człowieka wystosowała list do prezesa Radia Gdańsk. Chodzi o zwolnienie Marcina Mindykowskiego, które miało być wynikiem podpisania przez dziennikarza kilka dni wcześniej apelu w obronie stacji TVN. Oficjalnie przyczyny zakończenia dziewięcioletniej współpracy nie zostały jednak przedstawione.
"Rozwiązanie umowy z dziennikarzem Polskiego Radia Gdańsk to naruszenie standardów" - pisze HFPC w liście skierowanym do prezesa Polskiego Radia Gdańsk. Fundacja zwraca się z prośbą o wyjaśnienie sytuacji.
"Pragniemy przypomnieć, że zarówno sądy krajowe jak i Europejski Trybunał Praw Człowieka uznają, że ochrona swobody wypowiedzi odnosi się również do miejsca pracy i znajduje zastosowanie do stosunków pracy regulowanych przez prawo prywatne" - czytamy. Organizacja przypomina, że silnej ochronie podlega swoboda wypowiedzi zwłaszcza dziennikarzy, którzy realizują "ważną funkcję kontrolną wobec władzy publicznej".
Zakończenie współpracy z Mindykowskim bez wyraźnego uzasadnienia należałoby natomiast uznać za "godzące w [...] standardy swobody wypowiedzi wynikające z orzecznictwa ETPC". Zastosowanie nieuzasadnionych sankcji, tym bardziej niesie za sobą niebezpieczeństwo wystąpienia szerszego "skutku mrożącego" - czytamy. Oznacza to, że sytuacja może zniechęcić także inne osoby zatrudnione w tym sektorze do zabierania głosu w debacie dotyczącej wolności mediów.
Marcin Mindykowski został poinformowany o rozwiązaniu umowy z Radiem Gdańsk kilka dni po tym, jak podpisał się pod apelem dziennikarzy w sprawie "lex TVN". W obronie dziennikarza stanął Syndykat Dziennikarzy Radia Gdańsk, który decyzję o zwolnieniu nazwał "niezrozumiałą". "Naszym zdaniem ingeruje też w jego prawa obywatelskie. Takie działania godzą również w wizerunek Radia Gdańsk, które może być postrzegane jako rozgłośnia sprzyjająca jednej opcji politycznej" - mogliśmy przeczytać w stanowisku Syndykatu.