Konkurs Chopinowski od początku był transmitowany w radio, później w telewizji, ostatnio do tych mediów bardzo mocno dołączył internet, co sprawiło, że otworzył się kolejny rozdział w historii tego wydarzenia. Emocje, dyskusje, komentarze, nawet czasem mocne spory i skandale towarzyszą mu od lat.
"Szok i niedowierzanie" - to trochę wyświechtane wyrażenie doskonale pasuje przynajmniej do kilku werdyktów w Konkursie Chopinowskim. Tych słów użył Jacek Hawryluk, komentując w książce "Wielka gra. Rzecz o konkursach chopinowskich" wyniki z 2010 roku. Podobno praktycznie nikt nie typował na zwyciężczynię Julianny Awdiejewej, a jednak to ona cieszyła się ze złotego medalu.
"Zwyciężyła Rosjanka Julianna Awdiejewa, która sprawną, lecz pozbawioną polotu i indywidualności grą spokojnie przechodziła przez kolejne etapy. Bez szczególnych emocji" - opisuje. Co więcej, już po zakończeniu zmagań pianistów okazało się, że preeliminacyjna taśma wideo Rosjanki odpadła i specjalnie obniżono granicę punktową, by dostała się do konkursu. Tam oceniał jej występy m.in. Fou Ts’ong, którego studentką była Awdiejewa - co też wyszło na jaw później. Tymczasem według regulaminu juror nie może oceniać gry swoich podopiecznych. A to nie była jedyna zastanawiająca decyzja tego roku.
Podobne emocje były wcześniej udziałem uczestników i obserwatorów X Konkursu Chopinowskiego, w którym ulubieńcem dużej części publiczności od początku był 22-letni Ivo Pogorelić. Gorszył natomiast niektórych członków jury i widzów konkursu, wychodząc na scenę w skórzanych spodniach, bez krawata i ostentacyjnie żując gumę. W dodatku ten muzyk w trampkach pozwalał sobie na taką interpretację utworów Fryderyka Chopina, która była dla bardziej konserwatywnych specjalistów trudna do zaakceptowania. W końcu pozbyli się go z rywalizacji, nie dopuszczając do trzeciego etapu. To z kolei spotkało się z mocną reakcją jednej z legend konkursu - Argentynki Marthy Angerich. Pianistka w proteście opuściła grono jurorów i wyjechała z Warszawy.
- To są w ogóle emocje całej armii ludzi, która nagle z jakiegoś powodu walczy o Chopina, w imię sztuki. My się śmiejemy, że konkurs powoduje trwałe zmiany w życiorysie, bo podczas niego są nie tylko olśnienia sztuką, ale też śluby, rozwody, cuda - zdradziła Gazeta.pl muzykolożka Marita Albán Juárez. Bo choć konkurs dotyczy sztuki, to ma w sobie coś z zawodów sportowych i podnosi poziom adrenaliny, kortyzolu i innych czynników odpowiedzialnych za ogromne emocje. Nie tylko muzyczne.
- Pewne kryteria są określone i dużo się o nich dyskutuje, ważny jest regulamin. Jest kilkanaście istotnych parametrów, m.in. zgodność z tekstem - nie tyle poprawność, bo nie ma jedynego słusznego wzorca - ale z tekstem muzycznym - mówiła Marita Albán Juárez, pytana o to, co juror musi wziąć pod uwagę w konkursie. Podkreśla przy tym, że ciąży na nich ogromna presja, no bo jednak w muzyce nie wszystko jest do końca mierzalne. Zresztą, nawet regulamin zdarza się zmieniać w trakcie (jak w przypadku Awdiejewej) czy łamać w trakcie konkursu - jak choćby w tym roku, gdy tłumacząc się wysokim poziomem pianistów, jurorzy do drugiego i potem trzeciego etapu dopuścili więcej osób niż pozwalają na to zasady.
Konkurs Chopinowski to nie zawody sportowe, ale w kilku przypadkach liczy się czas. Choćby w przypadku czasu trwania występu (w drugim etapie na przykład to maksymalnie 40 minut) czy przy wyborze fortepianu. Mają do dyspozycji instrumenty marek: Steinway, Yamaha, Kawai i Fazioli i tylko 15 minut na podjęcie decyzji od momentu wejścia na Salę Koncertową Filharmonii Narodowej.
Liczba instrumentów i marki zmieniały się z biegiem lat - w 1965 roku mogli wybierać jedynie spośród trzech Steinwayów, a w 1990 roku mieli do dyspozycji aż siedem. Przedstawiciel tej firmy, której fortepian wybrał zwycięzca, staje obok niego na koniec konkursu.
Konkurs Chopinowski odbywa się od 1927 roku i w swojej bogatej historii był powodem do powstania wielu anegdot dotyczących uczestników, jurorów czy - jak w 1932 roku - zwierząt. W trakcie jednego z porannych przesłuchań jednego z polskich kandydatów, z pustego lewego balkonu rozległo się szczekanie psa. Wtedy w razie potrzeby (i niestety, mało elegancko, także w razie niesatysfakcjonującej jurorów gry pianisty) przewodniczący jury mógł przerwać występ za pomocą metalowego dzwonka. Jak opisywał w książce "Wielka gra" wieloletni sprawozdawca konkursu Jerzy Waldorff, woźni ruszyli na piętro w poszukiwaniu psa, ale go nie znaleźli. Gdy jednak zestresowany pianista wznowił grę, sytuacja się powtórzyła - z prawej strony.
"Przewodniczący zadzwonił ponownie, po audytorium rozszedł się szmer zdumienia, woźni z impetem rzucili się do nowego polowania na psa, lecz i tym razem go nie złapali, więc godny pożałowania pianista, w siódmych potach, zabrał się do gry jeszcze raz. Niestety! Po jakiejś chwili pies znów się odezwał, z pustego balkonu na wprost. Przewodniczący zadzwonił z pasją. Na sali rozległy się chichoty. Woźni skoczyli, ale tymczasem ostatecznie wyprowadzony z równowagi kandydat z dalszego udziału w konkursie zrezygnował. A po przerwie pies już się nie odezwał i nikt nigdy się nie dowiedział, skąd wziął się w Filharmonii Warszawskiej i dlaczego akurat gra tego młodego kandydata nie przypadła mu do gustu" - pisał Waldorff.
- To jest dla nich tytaniczna praca i ciężki czas. Każdą ocenę po konkursie udostępnia się publicznie, to gigantyczna presja psychiczna na jurorach - a oni słuchają kilka godzin dziennie. Inaczej się pewnie słucha rano, inaczej po południu, inaczej każdego dnia - tłumaczyła w rozmowie z nami Albán Juárez.
Dość interesującą anegdotę w 2015 roku w rozmowie z "Gościem Niedzielnym" na temat jurorów opowiedział profesor Andrzej Jasiński. Kiedyś organizatorzy Konkursu Chopinowskiego zapewnili jurorom możliwość korzystania z bufetu, w którym były też napoje wysokoprocentowe. - Dało się zauważyć, że niektórzy z kolegów spróbowali troszkę czegoś mocniejszego - wspominał wielokrotny juror konkursu.
Siedziałem między jurorami starszymi wiekiem, bo tak to było poukładane, że starsi i ważniejsi siedzą bliżej środka, a ja z obowiązku, jako przewodniczący, między nimi. Zauważyłem, że wypicie trunku na początku wyostrzało im słuch, ale po jakimś czasie któremuś z sąsiadów opadła głowa. Wtedy dyskretnie trącałem nogą w jego krzesło. Śpiący budził się i pytał zaniepokojony: 'Czyżbym usnął?' 'Nie, to tylko przypadek' – uspokajałem go, szczęśliwy, że wrócił do formy.
Jak opowiadał, skłonność do drzemki u jurorów (nie tylko spowodowana trunkami, ale i choćby trudem wielogodzinnych przesłuchań) stała się powodem wprowadzenia tzw. systemu korekcji głosów przy ocenie uczestników. Oznacza to, że jeśli głosy jednego z oceniających znacząco odstają od reszty kolegów, podwyższa się lub obniża punktację.
Kogo wybiorą w tym roku? W trzecim etapie zagra 23 uczestników z 11 krajów, w tym sześciu Polaków:
Zwycięzcę poznamy 20 października. Otrzyma 40 tys. euro od Prezydenta RP. Dostanie także 500 tys. jenów (ok. 17 tys. złotych) od Prezydenta Miasta Hamamatsu, a Filharmonia Narodowa gwarantuje nagrodę 5 tys. euro za najlepsze wykonanie koncertu.
Laureat drugiego miejsca dostanie nagrodę w wysokości 30 tys. euro, której fundatorem jest Marszałek Sejmu RP, a kwota 20 tys. euro za trzecie miejsce pochodzi od Prezesa Rady Ministrów. Laureatom pierwszych trzech miejsc na podium przysługują medale: złoty, srebrny i brązowy.
Laureaci czwartego, piątego i szóstego miejsca otrzymają odpowiednio nagrody: 15 tys. euro (ufundowane przez Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu), 10 tys. euro (ufundowane przez Ministra Spraw Zagranicznych) i 7 tys. euro wyznaczone przez Prezydenta m.st. Warszawy. Pozostałym finalistom zostaną przyznane wyróżnienia po 4 tys. euro. Najmłodszy finalista otrzyma 10 tys. złotych i 100 euro ufundowane przez Zbigniewa Kaszubę. W dniach 21-23 października odbędą się koncerty laureatów.