Paul McCartney ma w zwyczaju raz na jakiś czas w wywiadach podkreślać, że jego były zespół The Beatles na poziomie muzycznym jest zdecydowanie lepszy od niemniej legendarnego i popularnego The Rolling Stones. Oba zespoły zdobywały popularność w mniej więcej zbliżonym czasie i wiele osób ma tendencję do tego, żeby je porównywać - z zainteresowanymi muzykami włącznie. Nadchodząca premiera dokumentu "The Beatles: Get Back", który z entuzjazmem zrealizował Peter Jackson, stała się kolejną okazją, żeby McCartney mógł się wypowiedzieć w tej sprawie.
<<< Więcej treści kulturalnych i rozrywkowych znajdziesz na Gazeta.pl >>>
Paul McCartney rozmawiał z dziennikarzem "The New Yorkera" Davidem Remnickiem. W trakcie wywiadu o przeszłości legendarnego muzyka nie mogło oczywiście zabraknąć pytanie o "największych rywali". Wtedy też padło stwierdzenie:
Nie jestem pewien, czy powinienem to mówić, ale Stonesi to tak naprawdę coverowy zespół bluesowy. Myślę, że nasze inspiracje muzyczne były troszkę bardziej zróżnicowane.
Mick Jagger o wywiadzie się dowiedział i na wypowiedź McCartneya zareagował z typowym dla siebie humorem. Na swoim koncercie w Los Angeles nagrał krótki film, w którym opowiadał o wszystkich słynnych gościach, którzy zjawili się na miejscu:
Jest tu Megan Fox i jest uroczo. Przyszli Leonardo DiCaprio, Lady Gaga, Kirk Douglas. Jest też Paul McCartney i później z nami zagra jakiś bluesowy cover.
Przy czym warto dodać, że ex-Beatles i tak nieco złagodził ton wypowiedzi - w 2020 roku w wywiadzie z Howardem Sternem powiedział po prostu, że jego zespół był zwyczajnie "lepszy". Tłumaczył, że "oni są zakorzenieni w bluesie. Kiedy coś piszą, to jest to blues. My mieliśmy większą różnorodność. Jest między nami dużo różnic, bardzo kocham Stonesów, ale tu muszę powiedzieć jasno. The Beatles byli lepsi". Mick Jagger wykazał się wówczas zabójczym zmysłem obserwacyjnym i w trakcie programu "The Zane Lowe Show" stwierdził, że tak naprawdę nie ma czego porównywać:
W sposób oczywisty nie ma tutaj żadnej konkurencji. The Rolling Stones to zespół od dużych koncertów, które graliśmy w zupełnie innych dekadach - w dodatku The Beatles nigdy nie zagrali stadionowej trasy koncertowej czy w Madison Square Garden z porządnym systemem nagłośnienia. My zaczęliśmy grać na stadionach jeszcze w latach 70. i ciągle to robimy. To jest ta prawdziwa (i duża) różnica pomiędzy naszymi zespołami: jeden ma niesamowicie dużo szczęścia i ciągle wypełnia duże areny, a drugi już nie istnieje.
The Rolling Stones w tym roku straciło swojego wieloletniego perkusistę, Charliego Wattsa. Muzyk zmarł 24 sierpnia w jednym ze szpitali w Londynie, otoczony członkami rodziny. Miał 80 lat.
Charlie Watts był wegetarianinem i zapalonym pasjonatem koni (kilka razy uczestniczył w aukcjach w Janowie Podlaskim). Nie miał na koncie ekscesów, nie sięgał po używki, które przez wiele lat towarzyszyły w trasie choćby Mickowi Jaggerowi czy Keithowi Richardsowi. Paul McCartney pożegnał Wattsa, nazywając go "uroczym facetem":
Wiedziałem, że jest chory, ale nie wiedziałem, że aż tak (...) Charlie był opoką, fantastycznym perkusistą, solidnym jak skała.
Już na początku sierpnia miesiąca zespół informował, że Watts nie będzie brał udziału w zaplanowanej na jesień trasie koncertowej - powodem była operacja, którą przeszedł wcześniej perkusista. Wtedy też zaplanowano, że zastąpi go Steve Jordan - muzyk, który od lat współpracuje z Keithem Richardsem, gitarzystą Stonesów.