W piątki na Gazeta.pl podsuwamy wam płyty, na które warto zwrócić uwagę choćby po to, by wyrobić sobie o nich własną opinię. Poniższe opisy zostały opracowane na podstawie materiałów wydawców.
Minialbum "Caught in the Night" jest krótkim podsumowaniem tego roku, który dla Luny okazał się wyjątkowo udany. Po części to także zapowiedź polskojęzycznego albumu, zapowiadanego na wiosnę 2022 roku. – Stworzyłam pięć historii inspirowanych bezsennymi nocami, cieniami w świetle księżyca i snami, które wyławiają nas z naszego świata bez naszej zgody – opowiada artystka. – Dwie z nich, "Blind" i "Virtual River", są pomostem pomiędzy tym albumem a polską płytą, nad którą cały czas pracuję. Nie planowałam, że będę śpiewać po angielsku. To się po prostu stało, ktoś mnie zauważył, a ja dałam się ponieść dobrej fali. Nagle poczułam, że mogę wszystko.
Misia Furtak prezentuje się słuchaczom w zupełnie nowej odsłonie. – To nie jest album "polityczny". Raczej pejzaż polskiej jesieni 2020, stopklatki z tamtych dni, zapis mojej ówczesnej codzienności - mówi artystka. - Czułam, że osaczała mnie sytuacja społeczna i polityczna. Bo jestem kobietą. Bo wolność jest dla mnie jedną z najważniejszych wartości. Bo od krzywdy i okrucieństwa nie można odwracać wzroku. To będzie płyta o potrzebie zajęcia stanowiska wobec niełatwej współczesności. O decyzjach małych, codziennych i osobistych, ale również politycznych i moralnych. A może to wszystko jedne i te same wybory?
Choć "Kryzys Wieku Wczesnego" to druga długogrająca płyta braci Kacperczyk, chłopaki podeszli do niej jak do debiutanckiego krążka i po raz pierwszy pozwolili swoim słuchaczom zajrzeć za kurtynę i odkryć towarzyszące autorom nadzieje oraz obawy. Ukończenie studiów, wyprowadzka od rodziców, wyjście naprzeciw nieznanej przyszłości – wszystkie te czynniki sprawiły, że bracia na własnej skórze odczuli tytułowy kryzys. Swoje piętno odcisnął na nich również covidowy lockdown, który dodatkowo spotęgował uczucie tęsknoty za tym, co było, oraz lęku przed tym, co nadejdzie. Bardzo często kryzys jest momentem przełomowym.
"Po wielu nieudanych podejściach napisaliśmy tę płytę w rok. Przez chwilę już sami nie widzieliśmy, kim jesteśmy, bo w końcu wcale nie tak łatwo muzykom alternatywnym odnaleźć się w rapowej wytwórni. Z czasem znaleźliśmy dla siebie miejsce w tym wszystkim i nagraliśmy szczerą płytę. Obcowanie z artystami z SBM sprawiło, że na tym krążku postawiliśmy mocny nacisk na tekst utworów" – tak o płycie piszą autorzy.
"Novika 2.0" to wyjątkowy album celebrujący 20-lecie debiutu Noviki u boku Smolika. Interpretacje najważniejszych utworów artystki zaprezentowała plejada gości, m.in.: Skubas, Natalia Grosiak, BOKKA, Baasch czy Arek Kłusowski. Za pomysłem stoi sama jubilatka, która zajęła się również stroną koncepcyjną i organizacyjną całego przedsięwzięcia. – To była fajna zabawa, dużo kombinowania – kogo z kim połączyć, komu jaki utwór zaproponować. Ale było też przy tym dużo pracy, bo łącznie zaprosiłam do podjęcia tego wyzwania ponad 30 osób – wspomina Novika i dodaje: "Jestem zachwycona talentem i pomysłowością artystów, którzy dali moim piosenkom nowe życie".
#IDEOLOGIAMOZILA to zamknięty w 11 piosenkach manifest ważnych dla Czesława Mozila spraw i wartości, które podzielają również obecni na płycie goście. Piosenka "Z miłości" opowiada o przemocy domowej, Hania Rani subtelnie zagrała tutaj na najgłębszych emocjach. "To nasze coś" to świadoma decyzja nieposiadania dzieci, a "Dzień, w którym uśmiech znikł" to opowieść o ogromnej odpowiedzialności, jaka w tej chwili ciąży na naszym społeczeństwie. Michał Sławecki, światowej klasy kontratenor, podjął się zaśpiewania partii oprawcy, czego efekt jest zniewalający. Stanisław Soyka w "Pan tu nie stał" zgodził się zostać przedstawicielem pokolenia, które nie chce zrozumieć młodszej generacji, a Czadoman w "Autorytecie" wyśpiewał hymn o "nieomylnych" krytykach muzycznych.
– "#IdeologiaMozila" to płyta, która jest moją osobistą walką z kompleksem pisania po polsku. To pierwsza płyta, do której teksty napisałem w większości samodzielnie – opowiada Czesław Mozil. – Jako emigrant wychowany na duńskiej ziemi, zawsze odczuwałem tremę, gdy pisałem po polsku. Tym razem podjąłem tę walkę z własnymi strachami, co było jak katharsis. Mam 42 lata, jestem wykształconym muzykiem, z dyplomem Duńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej w Kopenhadze, ale przede wszystkim jestem prostym grajkiem, który kocha stać na scenie.