Z jednej strony śmierć to temat, od którego często uciekamy; nie chcemy o nim myśleć, rozmawiać, udajemy sami przed sobą, że śmierci nie ma. Z drugiej strony śmierć towarzyszy nam na każdym kroku - obserwujemy skutki chorób, wojen, katastrofy klimatycznej i często rozkładamy ręce ze słowami: "trudno, niech się dzieje, co chce, i tak wszyscy pewnie zaraz umrzemy". Z jednej strony razem balansujemy pomiędzy strachem a akceptacją naszej kruchości, z drugiej - to niezwykle indywidualna sprawa. Z tymi i innymi aspektami myślenia o śmierci, żałobie, przemijaniu zmierzyli w ramach projektu Polskie Znaki trzej muzycy - Radek Łukasiewicz, Jarek Ważny i Janusz Zdunek. Wspólnymi siłami postanowili ocalić od zapomnienia zbiór dawnych polskich pieśni, żebyśmy nie zapomnieli, co nas wszystkich czeka - i choć trochę się z tą myślą oswoili.
Ziarno pod projekt Polskie Znaki blisko dekadę temu zasiał Jarek Ważny, kiedy podzielił się z Radkiem Łukasiewiczem i Januszem Zdunkiem nietypową pasją. W rodzinnych stronach, na Lubelszczyźnie, muzyk zbiera stare śpiewniki i archiwizuje lokalne pieśni. - Okazało się, że w tych jego zbiorach było sporo tekstów o żałobie, pożegnaniu, śmierci. Wtedy nie wiedziałem, że ludowa twórczość ten temat tak mocno przerobiła. Przecież przeciętny człowiek zna co najwyżej "Anielski orszak", najpopularniejszą pieśń pogrzebową - wspomina Łukasiewicz. - Mnie urzekła celność tych tekstów, głębia przemyśleń, przy zachowanej prostocie. Poza tym czuję, że jest w naszej przestrzeni tabu związane ze śmiercią, jest ona przedstawiana w formie komiksowej w filmach, albo sprowadzona do ciągów cyfr w informacjach reporterskich. Żałoba, przerabianie bólu po stracie, lęk przed śmiercią - o tym milczymy. A przecież to dotyka absolutnie wszystkich.
Żeby zrealizować album "Rzeczy ostatnie", członkowie Polskich Znaków zdecydowali się wyjść poza Lubelszczyznę. Wyposażony w dyktafon Jarek Ważny odwiedzał różne miejscowości, m.in. na Zamojszczyźnie, Podkarpaciu i Mazowszu, i prosił mieszkańców o zaśpiewanie pieśni pogrzebowych, które zapamiętali z dawnych lat. - Nasze zbiory, w porównaniu z kwerendą akademików, były na pewno amatorskie i niereprezentatywne, ale zauważyliśmy, że między regionami teksty się prawie nie różnią.
- Ten sam tekst znaleziony na Lubelszczyźnie i Mazowszu różnił się kilkoma wyrazami, dwiema wersjami, lub był uzupełniony o kolejną zwrotkę - zdradza Radek Łukasiewicz. - Melodie były z kolei kompletnie inne; w naszych przykładach śpiewacy interpretowali je swobodnie. Ale zaznaczam, że nasz research jest hobbystyczny i nasze wnioski dotyczą tylko wycinka tej rzeczywistości.
Co z odnalezionych tekstów zachował dla siebie na przyszłość Radek? - To nie są jakieś prawdy objawione. Raczej wszystko, co podpowiada zdrowy rozsądek i przyzwoitość: że należy pamiętać o dobrych uczynkach, o bliskich, że wszystko jest ulotne i nie należy się przywiązywać do cielesności. Oraz że wszyscy są wobec śmierci równi: biedni, bogaci, władza i poddani. Imponuje mi przede wszystkim śmiałość i bezpośredniość wyrażania tych treści, na przykład: "Świat wiele obiecuje, rozkosze cukruje, a na koniec każdemu ciemny grób gotuje" albo "Choćbym się w cielesnéj kochał krasie / I ona się w szpetność zmieni w czasie / Ach! Nietrwała piękność ciała, wczoraj się świeciła, dziś spróchniała". To są prawdziwe tekściarskie perełki.
Wspomniany wcześniej "Anielski orszak" trafił na "Rzeczy ostatnie" obok takich utworów jak "Żegnam cię, mój świecie wesoły", "O, jak fałszywe wszystko" oraz "Niech monarchowie". Na płycie wykonują je Matylda Damięcka, Michał Szpak, sanah i Vito Bambino. - Starałem się podejść do sprawy w sposób nieoczywisty, kierować się przede wszystkim artystyczną wrażliwością wykonawców. Wszyscy zaproszeni mają w głosach ten element głębi i melancholii konieczny, by brzmieć wiarygodnie w tym repertuarze - wyjaśnia Radek Łukasiewicz. - Myślę, że dla fanów sanah taki dojmujący utwór o śmierci musi być zaskoczeniem. Nasze połączenie z Vito też może wielu zdziwić.
Kiedy opublikowano tracklistę "Rzeczy ostatnich", obok polskich tytułów uwagę z miejsca przykuwało angielskie "Oh Angel" z tajemniczym dopiskiem "M.L.". Tuż przed premierą płyty twórcy zdradzili, że wśród wykonawców znalazł się Mark Lanegan. Jeden z pionierów sceny grunge'owej, wokalista grup Screaming Trees czy Mad Season, zmarł 22 lutego w wieku 57 lat. - Kontakt z Markiem to pokłosie moich wyjazdów zagranicznych z Pustkami. Swego czasu sporo podróżowaliśmy po zagranicznych festiwalach, prowadziliśmy rozmowy z kultową amerykańską wytwórnią Sub Pop, dla której kiedyś wydawał też Mark. Był jedną z pierwszych osób, które mi przyszły do głowy, gdy myślałem o obsadzie - mówi Łukasiewicz i dodaje:
Ciężko wyobrazić sobie lepszy głos do śpiewania o śmierci. Nasza współpraca przebiegła niesamowicie sprawnie. Bardzo mu się spodobało demo i idea płyty. Wyraził nawet obawę, czy sprosta zadaniu przekazania tej głębi i ponadczasowości. Zupełnie niepotrzebnie. W ciągu dwóch tygodni od pierwszego kontaktu dostałem od niego wersję wokalu, która wgniotła mnie w fotel. Umawialiśmy się, że nagramy razem jeszcze sesję na żywo. Nie zdążyliśmy.
Mark Lanegan to jedna z dwóch osób, których pamięci jest zadedykowana płyta Polskich Znaków. Najpierw muzycy ukłonili się Bartowi Sosnowskiemu. Obdarzony niezwykle charakterystycznym bluesowym wokalem artysta zmarł niespodziewanie we wrześniu ubiegłego roku. Miał zaledwie 38 lat. - To był ogromny cios, Bart miał być nieodzowną częścią naszego składu koncertowego. Właściwie to album był już gotowy, gdy odszedł. Zdążył jeszcze wziąć udział w teledysku "Żegnam cię, mój świecie wesoły", ale dwa dni później na planie dokumentu o płycie już się nie pojawił. Tak naprawdę ta sytuacja była oswajaniem śmierci w praktyce - podkreśla Radek Łukasiewicz.
- Powiem za siebie: praca nad tym albumem zmieniła mnie jako człowieka. Jako producent muzyczny pracowałem nad materiałem ponad rok, nagrywając wokalistów, tworząc brzmienie tej płyty. Dodatkowo działa się to w pandemii, co zapewne też nie jest bez znaczenia - mówi artysta. - Wielokrotnie wyobrażałem sobie swoją śmierć i dziś myślę o niej z większym spokojem.
Na koniec zadaję Radkowi pytanie, na które odpowiedź jest według niego "prawie niemożliwa": wyobraź sobie, że w klepsydrze zaraz skończy się przesypywać piasek i masz do wyboru ostatnią piosenkę, której posłuchasz przed śmiercią. Co wybierasz i dlaczego? - Piosenki to właściwie moje życie, więc jest wiele takich, o których puszczenie mógłbym poprosić na końcu. Zależy, w jakim nastroju by mnie ten moment złapał. W tej chwili bym chciał usłyszeć "Murderer" Low, "We Found Love" Rihanny, "Seneca" Tortoise albo "Hold My Liquor" Kanye Westa. Ale ta lista nie ma końca.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
Najnowsze informacje z Ukrainy po ukraińsku w naszym serwisie ukrayina.pl >>.