Pandemia stłumiła liczne dziedziny życia i kultury, nie pozwalając ludziom normalnie funkcjonować. Imprezy masowe, znakomite miejsce do rozprzestrzeniania się wirusa, przez wiele miesięcy były w zasadzie zupełnie zakazane. Latem 2020 roku nie odbywały się wcale, latem 2021 roku udało się zorganizować tylko nieliczne i to z mocnymi ograniczeniami pandemicznymi, które - zdaniem wielu uczestników i uczestniczek - psuły zabawę.
Lato 2022 roku ma być nowym początkiem dla branży i dla publiczności. Festiwale mają się odbywać w normalnym trybie, ma być ich wręcz więcej niż przed pandemią. A niektóre z nich mają mieć specjalną, poszerzoną formułę, żeby wynagrodzić uczestnikom i uczestniczkom dwuletnią przerwę.
Wśród tych ostatnich bez dwóch zdań wyróżnia się hiszpański Primavera Sound. W tym roku ten festiwal będzie o wiele większy, dłuższy, bardziej rozbudowany niż poprzednie edycje. Niż wszystkie inne festiwale.
Śledząc kolejne ogłoszenia dotyczące tej imprezy bez trudu można było odnieść wrażenie, że jej organizatorzy i organizatorki postanowili w tym roku przeskoczyć całą konkurencję. I to o kilka długości. Z zewnątrz wygląda to znakomicie, a od środka to pewnie odważny, a zarazem mocno ryzykowny gest, będący ucieczką do przodu przed kryzysem, wynikającym z dwóch lat działania na bardzo jałowym biegu. A przy okazji to znakomity sposób, żeby uczcić jubileuszową, dwudziestą edycję.
A więc, po kolei: podstawowa edycja festiwalu została zmultiplikowana do postaci niemal gargantuicznej - trzydniowy festiwal w tym roku będzie trwał prawie dwa tygodnie. Mało tego, na dodatek Primavera rozpoczyna w tym roku mocno imponującą ekspansję na inne kraje, a nawet - inne kontynenty. Do tej pory odbywała się w Barcelonie i w Porto - portugalska "młodsza siostra" miała miejsce tydzień po zasadniczej edycji, a występowała tam część zespołów z hiszpańskiego programu.
Tym razem, owszem, festiwal odwiedzi Porto, ale oprócz tego odbędzie się także w Los Angeles, Santiago, Buenos Aires i Sao Paolo. Takiego rozmachu nie miała jeszcze żadna inna impreza tego typu, a Primavera Sound stanie się po tym roku bezdyskusyjnym liderem branży festiwalowej, na pewno w regionie hiszpańskojęzycznym, a może wręcz w skali globalnej.
Tegoroczna Primavera Sound jest niezwykle atrakcyjna sama w sobie, nawet jeśli przyjrzeć się tylko samej, pierwotnej, edycji barcelońskiej. Jej muzyczny program jest oszołamiający, a powiedzieć o nim, że każda osoba, słuchająca dziś jakiegokolwiek gatunku szeroko rozumianej muzyki popularnej, znajdzie w nim coś dla siebie, to wciąż jeszcze powiedzieć za mało.
Patrząc na niemal niekończącą się listę wykonawców i wykonawczyń, nie sposób nie odnieść wrażenia, że profil festiwalu przesuwa się nieco w stronę muzycznej alternatywy, głównie tej gitarowej. To wyraźny ukłon w stronę korzeni tej imprezy i mały odwrót w stosunku do ostatnich przedpandemicznych edycji, na których pojawiało się coraz więcej propozycji z kręgu popu i hip-hopu.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Nie zabraknie wielkich gwiazd, a czasem wręcz legend alternatywnej sceny muzycznej. W Barcelonie wystąpi choćby niezwykle wpływowy amerykański zespół Pavement, czy nowojorskie grupy The National i The Strokes, zaprezentuje się tam wiecznie zmieniający artystyczną tożsamość Beck i hipnotyzujący tłumy Nick Cave, pionierzy grania muzyki niemieszczącej się w żadnych gatunkowych granicach z zespołu Gorillaz, czy dama alternatywnego popu Lorde.
Jak zawsze będzie w Barcelonie miejsce na przedstawicielki feministycznego rocka - tym razem będą to prawdziwe pionierki gatunku z amerykańskiego zespołu Bikini Kill. Kto woli hip-hop podejdzie pod scenę, gdy będą na niej Megan Thee Stallion czy Tyler, The Creator. Jak zawsze na Primaverze będą momenty, kiedy z głośników będzie się lał wściekły jazgot - to choćby podczas występu kultowego dla środowisk punkowych i metalowych zespołu Napalm Death czy kontynuatorów tradycji norweskiego black metalu z grupy Abbath.
Na festiwalu będzie też miejsce dla debiutantów i debiutantek, którzy zdołali już zwrócić na siebie uwagę mediów, ale przez pandemię niemal zupełnie nie udało im się zagrać koncertów. To przypadek choćby amerykańskiej formacji The Linda Lindas, w którym kilka nastolatek gra siarczysty punk rock.
Primavera Sound znana jest także z tego, że wyszukuje ciekawe młode talenty i daje im szanse na występy przed szeroką publicznością. Jest także bramą na europejską scenę dla młodych zespołów z Ameryki, kiedyś głównie Północnej, dziś także Południowej, co jest działalnością mocno pionierską.
Wśród talentów "odkrytych" na barcelońskim festiwalu dla szerszej publiczności można wymienić chociażby zespół Vampire Weekend czy Devendrę Banharta. Pierwszy z tych zespołów wystąpił w Barcelonie w 2008 roku, kiedy był jeszcze tylko "internetową sensacją", której debiutancka płyta dopiero się ukazała i zachwycali się nią tylko czytelnicy i czytelniczki niszowych indie rockowych blogów. Kilka lat później nowojorska formacja była już headlinerem i festiwalowym pewniakiem. Zaproszenie Banharta w 2004 roku, kiedy był jeszcze pogubionym młodym chłopakiem z gitarą, też było sporym aktem odwagi - gwieździe nowojorskich hipsterskich kawiarni bardzo daleko było jeszcze wtedy na duże, gdzie występuje dziś.
Ale Primavera Sound przyciąga nie tylko znakomitym programem: dobrze przemyślanym, sygnalizującym najważniejsze trendy i znakomicie chwytającym muzycznego ducha czasów. Barcelońska impreza to zawsze było coś więcej niż tylko dobra muzyka. To coś sprawiało, że od dawna był to bez dwóch zdań ulubiony zagraniczny festiwal polskiej publiczności.
Na ten szczególny wymiar imprezy składało się kilka elementów. Jednym z nich z pewnością jest bardzo progresywny, otwarty, tolerancyjny klimat. Organizatorzy i organizatorki zawsze dbali o to, żeby teren imprezy był bezpieczną przestrzenią dla wszystkich, niezależnie od przekonań, pochodzenia, preferencji, a także - żeby był wolny od przemocy i uprzedzeń. Festiwal od zawsze zaangażowany był w ważne aktualne tematy społeczne i polityczne - dość wspomnieć edycję z 2019 roku, która na fali walki o prawa kobiet i ich miejsce w społeczeństwie, była oparta na parytecie: połowę programu stanowiły kobiety. Primavera wyznaczyła wtedy kierunek, w którym, gdyby nie pandemia, zamierzało iść wiele innych imprez.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
Ważnym tematem na festiwalu od zawsze jest też ekologia. W tej kwestii barcelońska impreza także wyznacza standardy - w tym roku np. niemal całkowicie wyeliminowane zostały papierowe bilety.
Barceloński festiwal jest także bardzo przyjazny publiczności w sensie czysto praktycznym: odbywa się na terenie zaprojektowanego specjalnie na potrzeby imprez masowych Parc Del Forum, który zapewnia dogodne warunki do cieszenia się muzyką. Są tu szerokie trakty między scenami, wygodny dostęp do strefy gastronomicznej i higienicznej, dużo miejsca do odpoczynku między koncertami.
Teren festiwalu jest nie tylko funkcjonalny, ale i ciekawy pod względem wizualnym. Służy temu zarówno konsekwencja organizatorów w budowaniu scenograficznej oprawy imprezy, jak i naturalne widoki - niebieskie fale Morza Balearskiego w tle. W tworzeniu miłego festiwalowego klimatu zawsze pomaga też pogoda, która z reguły jest bardzo przychylna uczestnikom i uczestniczkom imprezy.
Primavera Sound jest festiwalem masowym, ale jednocześnie miejskim - nie ma pola namiotowego przy scenach, po trwających do rana koncertach śpi się w hotelach w samej Barcelonie. To sprawia, że wiele osób korzysta z okazji, żeby zwiedzić miasto i obejrzeć jego architektoniczne atrakcje. Festiwal staje się więc nie tylko wydarzeniem muzycznym, ale częścią turystycznej wycieczki do Barcelony.
To wszystko sprawia, że Primavera Sound od lat jest bez wahania wymieniana jako jeden z najważniejszych i najciekawszych festiwali muzycznych na świecie. Najnowsza edycja imprezy zapowiada się tak wspaniale, że z pewnością nie powinna w żaden sposób zagrozić tej pozycji, a wręcz przeciwnie - wszystko wskazuje na to, że skutecznie ją umocni. Początek 2 czerwca.