Little Simz jest wielka. Hip-hopowy headliner pierwszego dnia Open'er Festiwalu mógłby się jej kłaniać

Po trzyletniej przerwie pierwszego dnia Open'er Festivalu łatwo było się pogubić - i nieco zmęczyć, bo scen do obejścia nie brakuje. W środę headlinerami byli Ralph Kaminski, Maneskin, Imagine Dragons i A$AP Rocky. Wszyscy (oprócz ostatniego z wymienionych) dali z siebie mnóstwo energii i powodów do wspólnej radości, jednak koncert, który podkręcił pozytywne wibracje do maksimum i dostarczył znakomitych wrażeń, odbył się na Tent Stage. Little Simz, brytyjska artystka, która mała jest tylko z pseudonimu, podzieliła się z publicznością sporym kawałkiem swojej hiphopowo-soulowej duszy.

Po starcie Open’er Festivalu na duży plus dla organizatorów nasuwa się refleksja co do planu festiwalowego dnia. Koncerty (jak na razie) odbywają się zgodnie z harmonogramem. Po zakończonym występie na Main Stage można w miarę spokojnie przemieścić się na drugą stronę festiwalowego miasteczka do różowego namiotu, a po drodze zajrzeć na przykład do Alter Stage. Wczoraj zagrała tam m.in. Sampa the Great, pochodząca z Zambii raperka i wokalistka, która do Gdyni przywiozła rodzinny zespół, piosenki z nadchodzącej płyty (premiera: 9 września), taniec i uśmiech od ucha do ucha.

Zobacz wideo POPKultura, odc. 120

Little Simz "w złe dni jest jak Jay-Z, w najgorsze - jak Szekspir"

- Jesteśmy pierwszym zespołem z Zambii, który zagrał na Glastonbury, w Sydney Opera House, na Coachelli i na Open’erze. Pierwszym i nie ostatnim. Chodźcie do naszego świata - mówiła Sampa na początku koncertu. Za sprawą zespołu i jej sprawnego flow boom-bap spotykał się z afrobeatowymi inspiracjami i trudną do powstrzymania chęcią do tańca. Jak marzenie w tym zestawie sprawdziłaby się sekcja dęta, ale z festiwalowymi ograniczeniami trzeba się liczyć - sekcja rytmiczna nadrabiała za to z nawiązką. Punktem kulminacyjnym występu Sampy był klasyczny utwór Fugees "Fu-Gee-La", który w wydaniu afrykańskiej gwiazdy przeszedł od znanej z oryginału mieszanki hip-hopu i reggae do ulubionych dźwięków Sampy, czyli szybszej perkusji, kłaniającej się choćby mistrzowi afrobeatu Tony'emu Allenowi, i niskiego, gardłowego śpiewu w chwytliwym refrenie: "Ooh la la la, it's the way that we rock when we're doing our thing...". 

Lauryn Hill niezmiennie jest wśród nas i ma się świetnie, ale bez zająknięcia można powiedzieć, że jej duch z Alter Stage przeniósł się prosto do Tent Stage, gdzie zaraz po koncercie Sampy the Great pojawiła się Little Simz, twórczyni jednej z najlepszych płyt ubiegłego roku, czyli "Sometimes I Might Be Introvert". Na pierwszy rzut oka 28-letnia raperka nie zdradzała w żaden sposób ognia, który ma pod skórą. Zaprezentowała się na zupełnym luzie: w dżinsowej kurtce, za dużej koszuli we wzorki, luźnych spodniach i wielkiej czerwonej czapce, przywodzącej na myśl nakrycia głowy noszone kiedyś przez Boba Marleya czy Erykę Badu, z których muzyki po części czerpie Simz. Reggae czy soul to tylko dwa z wielu źródeł inspiracji, które wspaniale nakreślił towarzyszący raperce zespół. Mówiąc jednym zdaniem: ze sceny grooviło aż miło.

Little Simz niczym maszyna do genialnego flow przez godzinę serwowała kolejne utwory, prosto z setlisty przygotowanej m.in. na zakończony niedługo przed Open'erem festiwal Glastonbury. Poprzez "might bang, might not" z płyty "GREY area" Little Simz zrobiła ukłon w stronę UK grime'u; wraz z piosenką "Protect My Energy" wprowadziła nas w funkowo-soulowy nastrój, śpiewając o tym, że w samotności chroni swoją energię, a "to, że ma problemy, nie oznacza, że jest słaba". Nie zabrakło też "Introvert" z monumentalnymi dźwiękami orkiestry, które są znakiem rozpoznawczym Inflo, producenta albumu "S.I.M.B.I.". Z kolei w afrobeatowe "Point and Kill" Simz wplotła wciągającą historię o wyprawie do dżungli.

- Mówili mi, że za dużo chcę, że za daleko sięgam, a co ja na to? Nie! - opowiadała artystka. We wspomnianej dżungli razem z nią napotykaliśmy to, co nieznane i niebezpieczne, ale szliśmy w zaparte. - Na końcu zobaczyłam lwa. "Powoli, podejdź ostrożnie" - usłyszałam. Więc szłam bliżej, i bliżej, i bliżej, aż podeszłam do niego, a on powiedział: Witaj w dżungli, Simbi, udało ci się. Życie to dżungla - snuła opowieść Simz, przypominając nam (nie po raz pierwszy zresztą) przy okazji w "Point and Kill", że nikogo się nie boi i gra w rap grę na własnych zasadach.

Simz ma to, czego odechciewa się pielęgnować wielu raperom u szczytu sławy - ciągle ma głód opowiadania świata słuchaczom i docierania do ich najgłębszych uczuć i myśli. Do tego Brytyjka kreuje własną, introwertyczną wizję kobiecości w niezmiennie zdominowanym przez mężczyzn hiphopowym świecie. I w prostych krokach udowadnia, że koniec końców płeć nie ma przecież znaczenia, bo najważniejszy jest celny i szczery emocjonalno-liryczny strzał prosto w serce. To, jak publiczność żywiołowo reagowała w środowy wieczór na każdy utwór, pozwoliło mi myśleć, że Little Simz wszystkich nas przestrzeliła na wylot.

Open'er Festival 2022. W oczekiwaniu na piątek

Wychodząc z koncertu Simz, stwierdziłam, że A$AP Rocky, reprezentant opcji hiphopowej na scenie głównej, będzie musiał się naprawdę postarać, żeby doskoczyć do poprzeczki, którą Simz wywindowała zaangażowaniem, entuzjazmem i talentem naprawdę wysoko. Headliner, który w ostatniej chwili wskoczył do programu Open'era, zastępując Doję Cat, podszedł do sprawy po łebkach.

Dość powiedzieć, że w porównaniu do Imagine Dragons zagrał o połowę krótszy, 45-minutowy set, z którego wyraźniej dało się zapamiętać odgłosy wybuchającej bomby powtarzane co drugą wypowiedź niż którykolwiek z zaproponowanych utworów. Rocky migiem przebiegł przez wielkie hity, takie jak "Praise The Lord" z albumu "Testing", "Sundress" wyprodukowane przez Tame Impalę czy "Everyday" z udziałem Roda Stewarta i Miguela, ale robił to mechanicznie, beznamiętnie, pomimo (średnio przekonujących) zapewnień, że uwielbia polską publiczność i czuje się fantastycznie.

Większość czasu, gdy nie odhaczał kolejnych utworów albo ich fragmentów, Rocky spędził na nawoływaniu kamerzystów do pokazania tłumów kotłujących się pod sceną w pogo; kamerzyści pozostali jednak nieugięci, bo nie przypominam sobie tego widoku na telebimach. W podgrzaniu koncertowej atmosfery nie pomogły ani płomienie, ani dym, ani nawet pokaz fajerwerków na "wielki" finał. A$AP bardzo szybko zniknął ze sceny i nie pozostawił po sobie trwalszego wrażenia.

Wcześniejsi headlinerzy, Imagine Dragons i Maneskin (na Ralpha Kaminskiego niestety nie zdążyliśmy, ale chodzą uzasadnione słuchy, że był fantastyczny), dostarczyli fanom więcej atrakcji. Udało się to i poprzez zaangażowany kontakt na linii artyści-słuchacze, i przez własną radość muzyków z występowania na festiwalu. Maneskin grali przy zachodzie słońca i porwali publiczność do tańca - udało mi się wygospodarować dla nich tylko kilka minut, ale wystarczyło mi to, żeby się przekonać, że włoska poprockowa czwórka rzeczywiście ma w sobie wszystko, żeby porywać tłumy.

Serca młodszej części uczestników Open'era podbiła też Clairo - amerykańska wokalistka, znana na co dzień z delikatnych indiepopowych (i zazwyczaj smutnych) piosenek. 23-latka podbiła Tent Stage z imponującym zespołem, do którego włączyła m.in. flecistkę i saksofonistkę. Kiedy jej muzycy grali popisowe solówki, Clairo odsuwała się na bok sceny, żeby dać im szansę lśnić pełnym blaskiem. Przeurocza, spokojna, ale i z pazurem kiedy trzeba - Clairo bez wątpienia jest warta zobaczenia ponownie.

W środę na scenach Open'er Festivalu zaprezentowali się też m.in. postpunkowy projekt KennyHoopla, rodzimy raper CatchUp, który zastąpił Pa Salieu, irlandzki zespół Inhaler oraz Natalia Szroeder, która zagościła na nowej scenie Czujesz Klimat? i zaprosiła do wspólnych występów Darię Zawiałow, zamaskowanego Quebonafide i Vito Bambino, który czarował openerowiczów pod osłoną nocy na własnym koncercie. Był też projekt The Smile, który współtworzą Thom Yorke i Jonny Greenwood z Radiohead oraz Tom Skinner, perkusista Sons of Kemet. Artystyczna fuzja gatunków i ekscentryczna jak zwykle sceniczna prezencja Thoma Yorke'a rzuciły uczestników koncertu na kolana. Warto dodać, że Sons of Kemet, czyli afro-jazzowy skład dowodzony przez Shabakę Hutchingsa, zagra na Open'erze w ostatni dzień imprezy, 2 lipca.

Open'er Festival 2022 trwa od 29 czerwca do 2 lipca. Przed nami występy takich artystów jak m.in. Twenty One Pilots, Playboi Carti, The Chemical Brothers, Glass Animals, Tove Lo, Jessie Ware, Royal Blood, Years & Years i Michael Kiwanuka. Bilety na piątek, kiedy główną scenę przejmą Megan Thee Stallion, Dua Lipa i Martin Garrix, zostały wyprzedane.

Więcej o: