Patrycja Markowska: Sama się nad tym zastanawia (śmiech). Jedyne, czego mi naprawdę ostatnio brakuje, to umiejętności odpoczywania. Czuje się przebodźcowana, przez co źle śpię. Odczuwam to szczególnie, kiedy pracuję za dużo, tak jak teraz, bo premiera płyty zgrała się z licznymi koncertami. Ten okres był i nadal jest dla mnie bardzo intensywny i pracowity.
"Wilczy pęd" to na pewno dla mnie pogoń za dźwiękami, spełnieniem zawodowym, ale nie wolno w tym wszystkim się zatracić, bo trzeba umieć się cieszyć z prostych codziennych chwil, pór roku zmieniających się za oknem. Ta płyta powstawała, kiedy była pandemia i wybuchła wojna w Ukrainie. Czułam wtedy, że dla mnie ten "Wilczy pęd" to tak naprawdę historia o pielęgnowaniu dziecka w sobie. O tym, żeby być blisko natury, ludzi i nie tracić zapału, chęci do życia.
Cieszę się, że mogłam w tych niepewnych czasach nagrać płytę taką, jaką sama chciałabym posłuchać. Piosenki na "Wilczym pędzie" są trochę dłuższe od większości popularnych utworów. Nie ma na krążku typowych zabiegów, że musi być słodko i bezpiecznie. Chciałam po prostu poczuć wolność na tej płycie. Tak jak to czułam w sercu, tak samo chciałam ją wyrazić w mojej muzyce.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina
Oczywiście lubię szukać nowych rozwiązań, innych muzycznych dróg, ale mam też słabość do przebojowych kompozycji. Nie będę ukrywać, że wychowywałam się na artystach dość mainstreamowych. Zawsze kochałam The Beatles. Potem moja fascynacja przeniosła się na zespół U2, Tinę Turner, The Rolling Stones. Nawet zagrałam support przed Lennym Kravitzem, który z jednej strony miał wiele znanych numerów, a z drugiej podczas koncertu potrafił ciekawie wydłużać własne kompozycje, tworząc coś namiętnego, emocjonalnego. Na płytach staram się zawrzeć piosenki, które mogą być nucone przez publiczność. Zawsze tak było. Z jednej strony przemycałam rzeczy trudniejsze, ale z drugiej starałam się stworzyć taki pomost do moich innych, bardziej radiowych kompozycji.
Z tej płyty na przykład "Niepoprawna" bardzo przypadła do gustu słuchaczom i często była grana przez radia. Teraz ten utwór na koncertach sprawdza się znakomicie. Ludzie go lubią, znają tekst i śpiewają razem ze mną. To jest cudowne. Wciąż jednak zależy mi na tym, żeby płyty były różnorodne. Chcę tworzyć też perełki dla fanów rocka, którzy będą mogli na moich krążkach znaleźć coś dla siebie. Pomagają mi w tym fantastyczni muzycy. Producentem tej płyty jest Mariusz Obijalski, który ma niesamowity talent, jeżeli chodzi o grę na harmonijce ustnej. Zagrał świetną solówkę w piosence "Bezczas". Łączę komercję z alternatywą, ponieważ tak mi w duszy gra.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Nie chciałam się angażować jako artystka w politykę, bo jej po prostu nie lubię, natomiast kiedy w publicznej dyskusji pojawiły się tak ważne dyskusje jak prawa kobiet oraz mniejszości seksualnych, to nie mogłam nie zająć stanowiska. Dlatego dwa lata temu nagrałam z Dawidem Dubajką piosenkę "W ramionach". Poprosiliśmy ludzi homoseksualnych i heteroseksualnych o wysłanie do nas filmików pokazujących, jaka miłość może być piękna i różnorodna. To była odpowiedź na krzywdzące słowa polityka, który stwierdził, że społeczność LGBTQ+ to ideologia. Pamiętam, że później spadł na mnie olbrzymi hejt za to, że wypowiedziałam się na te ważne dla mnie tematy. Trzeba jednak pamiętać, że nie jestem tylko wokalistką, lecz także matką, obywatelką, płacę w tym kraju podatki i mam prawo powiedzieć, co mnie boli. Nie wiem, czy to jest niepoprawność polityczna. Chyba po prostu dojrzałość.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach łatwiej jest nie wypowiadać się na tematy trudne i pokazywać się w każdej telewizji. Finansowo na tym lepiej wychodzisz i masz większą popularność. W życiu jednak trzeba dokonywać pewnych wyborów w zgodzie ze sobą. Oczywiście mam świadomość, że są koledzy i koleżanki w branży, którzy w ogóle nie zabierają głosu w tego typu sprawach. Nauczyłam się jednak z wiekiem tego nie oceniać. Ja jednak działam z własnym kompasem, który mam w sercu.
Przede wszystkim wśród moich bliskich jest sporo takich osób. Nie wyobrażam sobie po prostu sytuacji, że miałabym komukolwiek narzucać, kogo powinien kochać. W tym miejscu przyjrzałabym się dokładnie politykom i ich zachowaniom. To oni powinni świecić przykładem, a nie mówić o LGBTQ+ językiem nienawiści.
Myślę i wierzę w to, że coś się zmieni. W zasadzie miałam wrażenie, że wszystko zmierza ku lepszemu. Ostatnie czasy mnie trochę zdołowały w tej kwestii. Jeżdżę po całej Polsce. Gram z zespołem w różnych miejscach i to, co widzę, to ogromną gościnność ludzi. Według mnie najbardziej niebezpieczna jest jednak ta manipulacja polityczna władzy, która sobie wiele ugrywa populistycznymi hasłami, żeby szukać wroga na siłę.
To, że zadawałam rodzicom różne pytania, było dla mnie naturalne. Zawsze odpowiadali mi na nurtujące mnie kwestie bardzo szczerze. Dziś nie wiem, co byłoby, gdyby moi rodzice mieli skrajnie inne poglądy. Nie wiem, jaki miałabym światopogląd. Przeciwstawienie się rodzinie musi być bardzo trudne.
Dzieciństwo miało na mnie na pewno olbrzymi wpływ. Rodzice nauczyli mnie tego, żeby nie oceniać innych zbyt pochopnie. Sama się czasami na tym łapię, że widzę jakieś rzeczy i szybko oceniam. Później uzmysławiam sobie, że może czegoś nie wiem. Znam tylko jakiś skrawek, a nie całą historię.
Wychowałam się w Józefowie, daleko od dużego miasta. Do Warszawy tak naprawdę jechało się jak na jakąś wycieczkę. Zawsze się śmiałam trochę z tego, że jak jechałam do Warszawy, to zakładałam ładniejszą bluzkę, a moja przyjaciółka robiła sobie ze mnie żarty. Pytała mnie, czy myślę, że ludzie mieszkający w stolicy też zakładają na co dzień lepsze rzeczy. Ten mój Józefów to był las, siedzenie na drzewach, kąpiele w Świdrze… Gdy wyjechałam na studia, to trochę się od tego wszystkiego oddaliłam. Potem jednak znowu poczułam, że chcę wrócić do przyrody. Piosenka "Wilczy pęd" jest dla mnie pewnego rodzaju powrotem do tamtych czasów. Podobnie zresztą jest z utworem "Kieszenie", który nagrałam z tatą. Inspiracją do napisania tego numeru był Breakout. W Józefowie spotykaliśmy się z Mirą Kubasińską i Tadeuszem Nalepą. Te wszystkie wspomnienia z dzieciństwa, muzyka, którą pamiętałam z tamtego okresu, miały wpływ na moją najnowszą płytę.
Długo szukałam własnej tożsamości, bo chciałam się trochę odciąć od taty. Te wszystkie moje poszukiwania muzyczne były spowodowane tym, że chciałam iść inną drogą. Nie miałam ochoty odcinać kuponów od tego, co on robił. Z wiekiem czuję wolność i robię to, co mi po prostu intuicja podpowiada. Czasem mam impuls, by coś udowadniać, ale szybko się go pozbywam.
Poprzednią płytę nagrałam z tatą, więc już wiem, jak się z nim pracuje. Za każdym razem czuję, jakby cała ta sytuacja była tknięta palcem bożym. Czuję, że dzieje się coś bardzo wzniosłego i pięknego. Przypływ naszej wspólnej energii, wspólna pasja i ogromny szacunek do siebie to jest niezwykłe uczucie. Mój tato nie bardzo chce już nagrywać, pokazywać publicznie, dlatego te chwile to są moje namowy. Czasami trochę na siłę (śmiech), ale on ma tak piękny głos, że aż trudno mi tego nie wykorzystać, gdy sobie razem muzykujemy.
Tato nigdy nie powiedział, że porzuca śpiewanie, tylko zespół Perfect. Oni mieli koncerty półtoragodzinne na trasie. To jest ogromny wysiłek. Zupełnie inaczej jest, jak teraz raz na pół roku zaśpiewa dwie piosenki. To jest inny już rodzaj pracy. Niestety, już powoli chce odchodzić z życia scenicznego, ale nie ukrywam, że nie jest mi z tym łatwo.
Wydaje mi się, że mam i tak łatwiej, bo jednak jest to córka i ojciec. Gdybym była synem albo miała śpiewającą mamę, to myślę, że byłoby o wiele trudniej. Wtedy nie masz jak od tego uciec. I tak mam głos po mamie. Nas często nie można odróżnić, gdy dzwonimy do kogoś. Mój syn ma podobną do nas barwę. Zgadzam się jednak z tobą, że pewne rzeczy są w genach. Od dziecka słuchałam Perfectu, byłam na koncertach zespołu taty i nie chcę uciekać od własnej przeszłości. Żeby to zrobić, pewnie musiałabym zacząć robić muzykę elektroniczną czy stricte popową. Trudno jednak robić coś wbrew sobie, tylko by udowodnić, że nie jestem wielbłądem.
Robi piękne zdjęcia. Uwielbia też rap. Gdy miał 10 lat, napisał dla dziewczyny tekst w tym gatunku muzycznym. Lubi to robić. Ostatnio nawet coś nam zaśpiewał w domu i jak usłyszeliśmy jego głos, to nam szczęka opadła. Ma bardzo niski głos. Jednak jestem absolutną przeciwniczką pchania dzieci do show-biznesu. Uważam, że to jest tak trudna branża, przepełniona licznymi ciosami. Kiedy sobie myślę, że dorosły człowiek często ma problem z przyjęciem tego wszystkiego na klatę, to nie chcę nawet wiedzieć, co ma powiedzieć człowiek, którego osobowość się dopiero kształtuje. Niech on sobie robi, co chce i żyje życiem czternastolatka.
Przez 20 lat kariery muzycznej napatrzyłam się na tyle przykrych sytuacji, różne obciążenia psychiczne, presje, pieniądze. Myślę, że to nie jest dobra droga. Wyobraź sobie, że mój tato się uparł, żebym poszła na studia i dopiero po nich debiutowała. Stwierdzam po czasie, że jestem mu za to naprawdę wdzięczna.
Zdecydowanie nie.
Patrycja Markowska Pawel Nyga /zdjęcie dzięki uprzejmości Patrycji Markowskiej
Zdobyłam się na tę odwagę, bo syn miał dopiero rok. Byłam świeżo upieczoną mamą i przyszło mi to wtedy dość naturalnie. Teraz zastanawiam się, czy on w ogóle słyszał ten utwór. Mój syn nie jest ogromnym fanem mojej twórczości. Zakochał się w mojej muzyce dopiero teraz, od momentu powstawania "Wilczego pędu", gdy puszczałam mu demówki. Ciągle mnie pyta o trasę klubową, bo chciałby się pojawić na jednym z koncertów. Filip siedzi głównie w rapie i to jest jego muzyka. Muszę się chyba teraz zdobyć na to, żeby mu puścić tę piosenkę.
Szczególnie jako kobieta i mama. Bardzo dobrze, że mi o tej piosence przypomniałeś. Pora mu to puścić (śmiech).
Bardzo mi miło, że tak myślisz, bo też uważam, że to moja najlepsza płyta. Myślę, że dla wielu ludzi, którzy uważają za sukces sprzedaż komercyjną, na pewno nie. To zawsze zależy od tego, kto słucha i kto ocenia. Ja z każdą płytą czuję, że bardzo się rozwijam. Na tym właśnie najbardziej mi zależy artystycznie. Nie chciałabym mieć poczucia, że robię muzykę, która jest powierzchowna, nawet jeżeli miałabym być bardzo popularna i mieć odrzutowiec, willę z basenem (śmiech).
Zmieniałabym dziś niektóre utwory czy aranżacje. W zasadzie od płyty, którą wymieniłeś, czyli "Alter Ego", zaczęłam bardzo świadomie pracować na wszystkich etapach powstawania krążka. Wcześniej tego nie robiłam. Mogę to po prostu podsumować słowami, że od tego czasu zaczęłam ufać sobie. Z drugiej strony słyszałam historie artystów, którzy dziesięć lat nagrywali demówki, bo ciągle chcieli coś ulepszać. Wydaje mi się, że lepiej mieć do tego dystans i nauczyć się trochę odpuszczać. Nie robimy operacji na otwartym sercu. Myślę, że takie zbytnie analizowanie, poprawianie jest niebezpieczne, bo wtedy bardzo rośnie ego. A ego nigdy nie było i nigdy nie będzie dobrym doradcą. Odkąd jest internet, mogę oglądać na żywo wykonania moich ukochanych artystów, dochodzę do wniosku, że nikt nie jest idealny. Nigdy też mi na perfekcjonizmie nie zależało, tylko na przekazywaniu innym emocji.
Zawsze ufaj własnej intuicji. Ja ją zagłuszałam. Często coś mi przez skórę mówiło, żeby pewnych rzeczy nie robić, a robiłam je, bo myślałam, że to jest najlepsze możliwe rozwiązanie. My naprawdę wszystko wiemy. Każdy z nas ma w sobie taki kompas, trzeba tylko zacząć mu wierzyć.
Było wiele osób w mojej drużynie w "The Voice of Poland", takich jak Natalia Nykiel czy Marcin Sójka, które świetnie sobie poradziły na scenie muzycznej. Myślę jednak, że nie nadaję się do tych wyścigów. Tracę często obiektywizm, podchodzę do tego emocjonalnie i wszystkie się we mnie kotłuje. Bardzo musiałam czas spędzony w talent show później odchorowywać. Wiem już, że to nie jest dla mnie.