Bartłomiej Marcinkowski: Skąd pomysł na płytę, która składa się z samych współprac z innymi artystami? To już jest drugi taki album w tym roku na polskim rynku muzycznym, bo wiosną pojawiła się "Uczta" od sanah. I chociaż jest to zupełnie inny muzyczny kaliber, to na obu płytach pojawiają się uznane nazwiska we współpracy z jednym wiodącym artystą.
Wojciech Tarańczuk: Współpraca w naszym przypadku miała trochę inny powód, ponieważ sami byśmy sobie nie zaśpiewali tej płyty. (śmiech) Zajmujemy się tworzeniem muzyki elektronicznej, która też ma wokale, ale przeważnie są one anglojęzyczne. I teraz zdecydowaliśmy się nagrać płytę po polsku. Lubimy sobie stawiać nowe wyzwania i pomyśleliśmy, że to będzie fajny krok dla nas. Zaczęliśmy o tym myśleć, a potem rozmawialiśmy o tym ze znajomymi artystami. Finalnie zaprosiliśmy do współpracy ludzi, których cenimy i tak właśnie te współprace się narodziły. Niektóre te osoby znaliśmy już wcześniej, inne poznaliśmy dopiero przy tworzeniu. I tak właśnie powstała ta płyta, na której mamy tak dużo kolaboracji. Każdy z tych artystów wniósł coś swojego do naszej produkcji.
Przyznam, że ubiegliście mnie, bo właśnie teraz chciałem zapytać o to, skąd pomysł na płytę całkowicie po polsku. Wiem, że wcześniej mieliście nagrania z polskimi artystami, np. z Taco Hemingwayem, ale on tam rapował po angielsku. Czy coś szczególnego sprawiło, że chcieliście skierować go konkretnie na polski rynek?
W.T.: Gdy robimy muzykę, to nie patrzymy raczej na rynek, bo uważamy, że potrzeba ekspresji jest rzeczą bardzo płynną. Wszystko się zmienia i zależy od tego, na co artysta ma w danym momencie ochotę oraz w jaki sposób chce się wyrazić. Czasami warto jest coś zmienić, bo emocje w każdym języku są inaczej odbierane. Tym bardziej emocje, które wyrazi się w ojczystym języku bardziej oddziałują na osobę, która robi tę muzykę i na słuchacza. Myślę, że jest to też po prostu "punkt" w naszym życiu, w którym stwierdziliśmy, że to właściwa droga. Mamy bardzo dużo fanów w Polsce. Gramy na prawie wszystkich elektronicznych festiwalach, a komunikowanie się przez język polski jest rzeczą, która daje nam bardzo dużo frajdy i na imprezach ma bardzo fajny oddźwięk.
Ja dostrzegam także chęć poszerzenia grona swoich odbiorców, dzięki tej płycie. Myśleliście też o tym w ten sposób?
W.T.: Tak, dokładnie.
Grzegorz Demiańczuk: Często słyszymy właśnie, że dużo ludzi w Polsce nas zna, jak i też nie zna. Na pewno dzięki współpracom z artystami, którzy są znani i cenieni w Polsce, dotrzemy do większej ilości osób, które poznają naszą muzykę lub poznają nas z innej strony.
W.T.: Z punktu widzenia, jak ty powiedziałeś wcześniej "rynku", to obecnie muzyka, która jest promowana w radiu czy na TikToku mieści się w jakichś tam ramach i trzeba robić jakieś własne triki artystyczne, żeby poszerzyć grono słuchaczy. A my jesteśmy trochę takimi artystami środka. Gramy muzykę elektroniczną na imprezach, ale sposób w jaki ją gramy jest bardzo oparty na kontakcie z publicznością. I to jest takie bardzo przystępne. Zawsze wrzucamy jakieś wokale ze znanych numerów, czy robimy mashupy. I niektórzy ludzie, którzy przychodzą na nasze imprezy nie spodziewają się nawet, że będzie im się podobało. Teraz właśnie podczas tej trasy koncertowej okazało się, że dzięki tej płycie bardzo dużo ludzi przyszło pierwszy raz na nasz występ. I słyszeliśmy takie głosy, jak: "Nie spodziewałem się, że może mi się coś takiego podobać". I myślę, że to jest dobry zabieg, żeby nas otworzyć na inną publikę i też publikę otworzyć na inne brzmienia.
A jak to jest ze brzmieniami? Dobór artystów na waszym albumie jest bardzo różnorodny i ciekawi mnie, jak Wam się współpracowało z raperami. Kiedyś polskie środowisko hip-hopowe było bardzo zamknięte. Jak to oceniacie z dzisiejszej perspektywy?
W.T.: Raperzy, którzy są na naszym albumie mają bardzo rozwinięty swój własny styl i nie boją się eksperymentować. Począwszy od schaftera, przez Łonę, który ma swój bardzo sztywno określony styl - wokal, czy intonacja, które bardzo ciężko byłoby podrobić. Nie należy też do żadnej grupy hermetycznie zamkniętej grupy. A Szczyl to już w ogóle przechodzi pomiędzy gatunkami na każdej płycie. Jego każda piosenka to kompletnie coś innego, a jednak zachowuje cały czas swój charakter wokalny. Tak samo Przyłu. Myślę, że ci artyści mają swój styl i specjalnie wybraliśmy takich, którzy nie boją się eksperymentować.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
A jakbyście dawniej chcieli zrobić taką płytę, to też bylibyście tak otwarci na środowisko rapowe?
W.T.: Ale to też nie jest tak, że my bylibyśmy otwarci. Tylko teraz jest nowe pokolenie hip-hopu i tak samo jest nowe pokolenie muzyki techno. Ogólnie przez globalizację, otwartość, zmiany w środowiskach, czy przez bardzo zróżnicowaną sytuację ekonomiczną, to nowe pokolenie hip-hopowe nie jest już takim, które należy kojarzyć z obrazkiem w stylu "małolaty chowające się po bramach i palące lufy". Wydaje mi się, że jest teraz bardzo dużo różnych rzeczy w tym hip-hopie.
G.D.: To słychać w tych bardziej popowych kawałkach hip-hopowych i nie tylko. Słychać czerpanie także z innych gatunków. Przede wszystkim ostatnio nawet z muzyki house.
Tak, na przykład "Honestly, Nevermind" od Drake’a.
G.D.: To środowisko otwiera się na inną muzykę. I w sumie sobie teraz przypomniałem coś, jak zadałeś to pytanie o te dawne czasy. Często, jak organizowaliśmy imprezy house lub techno, to po koncertach bardzo często przychodzili raperzy i bawili się do takiej muzyki. Szczególnie w Szczecinie jakoś te dwa środowiska muzyczne bardzo często się mieszały. Były też imprezy, które łączyły jedną i drugą muzykę, więc akurat dla nas jest to naturalne.
A jak wyglądała produkcja tego albumu? Dany utwór tworzyliście razem z danym artystą, czy najpierw była muzyka? A może wokaliści najpierw właśnie przychodzili z tekstem? Na płycie są także takie osoby, z którymi już wcześniej mieliście okazję współpracować, jak np. Rosalie.
G.D.: Bardzo różnie. Każdy kawałek powstawał inaczej. Z jednymi artystami pracowaliśmy w studiu, z innymi pracowaliśmy online.
W.T.: Nie było reguły po prostu na to.
G.D.: My różnie pracujemy. Naprawdę to wszystko zależy. I od tego, co lubi dany artysta, z którym chcemy współpracować. I od tego, czy możemy się spotkać, czy nie możemy.
W.T.: Jesteśmy już bardzo długo w branży i zależy nam na, jak największym komforcie pracy. Chcemy, aby nasz gość czuł się bardzo dobrze podczas współpracy z nami. I przy tej płycie trochę narzuciliśmy tematykę. Te teksty są troszkę filozoficzne, troszkę kwestionujące jestestwo i własną przyszłość. Ale ten końcowy szlif wokalny, to z reguły dajemy wokalistom, żeby to oni zdecydowali. Wydaje mi się, że jeśli się robi featuring u kogoś na płycie, to jest to trochę, jak "oddawanie nerki". Przy kolaboracjach także oddaje się bardzo dużą część siebie, tym bardziej użyczając wokalu. Dlatego staramy się to dopasować, bo tak naprawdę to te osoby nam robią jakąś przysługę. I staramy się to doceniać.
Jak sobie myślałem o waszej płycie pod względem tekstowym, to jest tam dużo fragmentów m.in. o przebodźcowaniu w tym dzisiejszym świecie.
W.T.: Tak, my sami mieliśmy z tym bardzo duży problem. Obydwoje chodziliśmy na terapię, bo byliśmy pracoholikami w środkowym okresie swojej kariery, gdy tak nagle nam wystrzeliła. Teraz pomimo tego, że bardzo dużo gramy, to udaje nam się także znaleźć czas na odpoczynek, żeby nie zwariować.
G.D.: Doszliśmy do tego "punktu", o którym jest właśnie ten album.
Bardzo ładnie to ująłeś i dobrze słyszeć, że udało się zmienić pewne rzeczy na lepsze, bo jesteście już na scenie prawie dwadzieścia lat. Zaczynaliście w 2003 roku w szczecińskim Radiu ABC, gdzie mieliście swój program, w którym graliście muzykę klubową. I mam takie spostrzeżenie, że polskie stacje radiowe na przestrzeni lat kompletnie wycofały się z audycji z taką muzyką. Przykładowo, teraz gdy rozmawiamy trwa "Europe’s Biggest Dance Show", czyli wspólny program z muzyką klubową na żywo, w który zaangażowane jest 11 stacji radiowych z dziesięciu europejskich krajów. Każda stacja przez pół godziny gra swoją część, a wszystkie to transmitują. Nie ma na tej liście Polski. Co wy o tym myślicie? Dlaczego u nas przestano grać muzykę klubową?
W.T.: My trochę się już przestaliśmy nad tym zastanawiać. Tego się nie da wyjaśnić w kilku zdaniach. Musielibyśmy zrobić osobny wywiad na ten temat, jak to się przez lata zmieniało. Bo przecież kiedyś była Radiostacja i mamy dużo znajomych stamtąd, którzy porozchodzili się po mniejszych stacjach radiowych.
G.D.: Nawet w RMF FM była taka audycja "Technikum Mechanizacji Muzyki", która promowała taką muzykę i można było tego słuchać. Nagrywaliśmy to sobie i słuchaliśmy w nocy. Kiedyś było tego o wiele więcej, a później to zanikło. Może przez taką globalizację tych stacji radiowych.
W.T.: Muzyka klubowa ogólnie ma trochę taką swoją tendencję, że zostaje w klubach lub jest na drugiej czy trzeciej scenie festiwalu. Jedyne, co może ją popchnąć w stronę większej sceny, to osobowość lub show, które można zaprezentować, dzięki tej muzyce. Bo powiedzmy sobie szczerze, muzyka klubowa spełnia określoną funkcje. Nie jest to muzyka na każdą okazję, tym bardziej taka mocna jej odmiana, jak techno. Wydaje mi się, że wszystko ma swoje miejsce.
G.D.: I też ta muzyka właśnie przez to, że na początku nie była aż tak bardzo dostępna, to też przyciągała do radia, żeby ją sobie odkryć. Szczególnie dla nas tak było.
W.T.: Ludzie, którzy słuchają muzyki nie lubią słyszeć swojego ulubionego numeru w reklamie lub w jakimś programie. Jest taki czynnik, który jest bardzo potrzebny muzyce, czyli czynnik rebelii, wyzwolenia oraz takiego jakby mistycyzmu. Poza tym myślę też, że jeśli się wejdzie do odpowiedniego klubu o odpowiedniej porze, to ciężko jest później przenieść to uczucie... Szczerze, realia są takie, że chociaż są takie stacje, jak BBC Radio 1, to słuchalność tego się zmniejsza po prostu. Ludzie coraz bardziej używają internetu i słuchają tego, czego chcą i w miejscu, w którym chcą.
To oczywiście prawda, co powiedzieliście, a ciekawym spostrzeżeniem jest to, że ludzie nie lubią, jeśli jakiś kawałek, który uwielbiają jest później użyty w reklamie. Ja również tak mam, nawet z tymi bardzo popularnymi numerami.
W.T.: Dokładnie. Zupełnie jest tak samo w muzyce klubowej. Dlatego najlepiej jest zachować złoty środek pomiędzy popem a tą kulturą klubową, w którym my lubimy bardzo balansować. Czasem właśnie romansować trochę bardziej z undergroundem, innym razem z popem, czy czasem z jakimiś nietypowymi projektami. Przykładowo w tamtym roku występowaliśmy podczas obchodów Roku Lema. Działamy na naprawdę wielu obszarach i myślę, że pomimo, że nie jesteśmy za bardzo grani w radiu, to muzyka cały czas jest dla nas ciekawa. Staramy się nie myśleć o tym w sposób, że nie ma radia, to nie ma kariery.
Racja. W dzisiejszych czasach, to już nie jest aż tak związane ze sobą. A zacząłem o to pytać, bo dla mnie muzyka, którą wy tworzycie nie jest jakaś "nieradiowa". Uważam, że singiel z Krzyśkiem Zalewskim mógłby być często grany w Polsce, gdyby była taka stacja, jak BBC Radio 1, czy wspomniana przez was Radiostacja/Planeta FM - młodzieżowa, ale pomiędzy mainstreamem, a czymś bardziej niezależnym. Dzisiaj słyszałem wasz najnowszy utwór "Feed My Hunger (No Shade)" nakładem Defected Records i bardzo mi się spodobał. Właśnie takiej muzyki brakuje w stacjach radiowych w Polsce. I naprawdę wierzę, że są ludzie, którzy chcieliby tego słuchać.
G.D.: Tak, nawet jest grany w radiu za granicą. Często nasze utwory są grane w BBC Radio 1 i innych stacjach radiowych, ale te polskie nas do końca chyba jeszcze nie odkryły. Ale tak, jak Wojtek wcześniej powiedział, nie jest nam szczególnie z tego powodu przykro.
W.T.: Mamy swoich wiernych fanów, którzy nas słuchają i widzimy to na innych platformach. Także bardzo doceniamy, że mamy słuchaczy także w Polsce i specjalnie dla nich zrobiliśmy ten album.
Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni i życzę wam bardzo tego, ale łącząc ten wątek grania i albumu, to muszę zapytać o koncerty. Czy występy z trasy koncertowej promującej album "Punkt", różnią się w jakiś sposób od setu, jaki gracie np. na Beat Stage na Open’erze?
G.D.: Oczywiście. Bardzo się różnią. Zależało nam na tym, żeby zrobić fajne show. Gramy tam na żywo, są też instrumenty na żywo, np. występuje z nami trębacz z Filharmonii Szczecińskiej. W koncertach biorą też udział wokaliści, którzy wykonują te utwory. Jest to też takie kompleksowe widowisko z wizualizacjami. Zaprosiliśmy do współpracy fajnych artystów ze Szczecina, czyli Pushka Studio, którzy bardzo długo pracowali nad tym. Udało im się stworzyć nasze postacie w wirtualnej rzeczywistości. Zależało nam, żeby te koncerty właśnie się różniły. Chcieliśmy stworzyć połączenie sztuki wizualnej i muzyki, żeby to wszystko było jedną całością. Te występy również są inne muzycznie, bo zrobiliśmy specjalnie wersje wszystkich utworów, które są na albumie. Takie bardziej taneczne i klubowe. To te wersje gramy podczas naszego show.
W każdym mieście są też inni goście, którzy wystąpią razem z wami. Czy to też będzie miało wpływ na wygląd, na aranżację danego koncertu?
G.D.: Tak, każdy nasz koncert przygotowujemy specjalnie do gości. Na wszystkich koncertach pojawi się Baasch, z którym zrobiliśmy jeden utwór "Jestem", ale także pojawiają się dodatkowi goście. Graliśmy wczoraj koncert w Sopocie razem z Kubą Karasiem, a dzień wcześniej byliśmy w Poznaniu razem z Baaschem, Rosalie i Iwoną Skwarek z Rebeki.
To na sam koniec, chciałbym Was zapytać, jakie są wasze plany na najbliższe miesiące? Czy będziecie bardziej chcieli skupić się na polskim rynku, czy bardziej tak, jak dotychczas, czyli i w Polsce, i za granicą?
G.D.: Plany są takie, że przed nami jeszcze dwa koncerty - w Warszawie w Klubie Niebo i we Wrocławiu w Narodowym Forum Muzyki. Tutaj zaprosiliśmy też Kayah, która z nami zaśpiewa ponownie po udanym występie na Fest Festivalu w Chorzowie. I po tych koncertach ruszamy dalej w trasę. Mamy bardzo dużo występów w Stanach Zjednoczonych. Po dwóch dniach, jak wrócimy ze Stanów, to lecimy na dwa tygodnie w naszą pierwszą trasę po Indiach. Później znowu Europa, Azja, Australia, RPA, więc... jesteśmy zajęci. W międzyczasie postaramy się pomyśleć o tym, o czym wspominałeś wcześniej, czyli o naszym dwudziestoleciu, bo w przyszłym roku planujemy zrobić coś specjalnego. Oraz także nowe single i nowa muzyka, która już niedługo na pewno się pojawi.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.