Łukasz Minta zdecydował się umieścić w sieci post, w którym opisuje swoją wersję tego, jak wyglądała nieudana współpraca z Arturem Rojkiem i jego żoną przy festiwalu Great September. Wydarzenie było zapowiadane jako trzy dni koncertów zarówno artystów znanych, jak i tych, którzy dopiero czekają na odkrycie. W założeniu miało to być także miejsce spotkań z przedstawicielami branży muzycznej, dyskusji panelowych i warsztatów. Impreza miała odbyć się w Łodzi we wrześniu 2022 roku, jednak niedługo przed terminem została przeniesiona na październik. Minta, który wcześniej tworzył Spring Break, pisze teraz m.in. o kłopotach z podpisaniem umowy, co miało mu dać do zrozumienia, "że nie dość, że jestem traktowany niepoważnie, to dodatkowo ktoś próbuje mnie oszukać w dosyć prymitywny sposób".
Minta zaczyna swój post słowami:
W związku z zakończeniem mojej pracy w Łodzi postanowiłem opowiedzieć Wam o festiwalu Great September, w organizację którego byłem zaangażowany przez ponad rok, a po którym zostały mi tylko długi. Piszę to również dlatego, że do tej pory sporo osób kontaktuje się ze mną, myśląc, że mam coś wspólnego z tą imprezą.
Rzeczywiście, na pewno jeszcze pod koniec sierpnia w oficjalnych materiałach dotyczących festiwalu można było przeczytać, że pomysłodawcami Great September są Artur Rojek, który kieruje OFF Festivalem, oraz Łukasz Minta, twórca poznańskiego Spring Breaka. Wtedy wydarzenie było zaplanowane na 15-17 września, ale w pierwszych dniach września pojawiła się informacja, że zostało przeniesione na 20-22 października.
"Zaczęło się bardzo sympatycznie. Spotkałem się z Arturem Rojkiem w sierpniu 2021 i zaczęliśmy rozmowę o Łodzi" - wspomina początki współpracy Minta. Zaznacza też, że w organizację zaangażował się nie tylko muzyk i dyrektor OFF Festiwalu, ale także m.in. Monika Biss (współpracująca na co dzień z Rojkiem) Karolina Wanat oraz Magda Graczyk z firmy Spontan (obsługującej też Off Festiwal) i Joanna Żabierek. "Wszystkie te osoby zostały zatrudnione przez firmę mojej żony, która miała doświadczenie z produkcji Spring Break" - pisze autor posta, kontynuując:
W tym samym czasie pojawiła się również żona Artura, przez której Fundację miały przechodzić dotacje oraz wpływy od sponsorów. Od tego momentu współpraca zaczęła się komplikować. Artur okazał się osobą mało decyzyjną, a jego żona, delikatnie mówiąc, nie pomagała.
Minta pisze, że zależało mu na podpisaniu umowy i że zobowiązała się ją przygotować właśnie żona Artura Rojka. W marcu miał (jeszcze bez umowy) dostać zaliczkę, ale "na początku czerwca zaczął się martwić". Z jego słów wynika, że umowa nie została podpisana do dnia obecnego. Minta pisze:
Z kilku dni zrobił się miesiąc, była już połowa lipca, czyli dwa miesiące do imprezy. Wysłałem zapytanie o umowę. Dostałem odpowiedź, która mnie zmroziła. W dniu 14 lipca br. żona Artura napisała mi, że nie miała jeszcze czasu zająć się umową. Ten mail dał mi do zrozumienia, że nie dość, że jestem traktowany niepoważnie, to dodatkowo ktoś próbuje mnie oszukać w dosyć prymitywny sposób. Odpisałem, że nie zamierzam w tej sytuacji dalej pracować nad festiwalem, dopóki nie dogramy papierów.
Reakcja była bardzo nerwowa. Zostałem uznany za szantażystę, osobę skrajnie nieprofesjonalną, która miała tylko wyprodukować imprezę, a teraz próbuje zniszczyć wspaniały pomysł Artura. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że w tej relacji Artur, delikatnie mówiąc, nie jest frontmanem, a raczej technicznym swojej Żony i to ona podejmuje decyzje.
Później twórca Spring Breaka wspomina o "donosie", który miał napisać Rojek do władz Łodzi, a także zmianach personalnych - z firmy jego żony część osób miała praktycznie z dnia na dzień trafić do fundacji żony Artura Rojka. "Kolejnego dnia straciliśmy dostęp do dysku produkcyjnego zawierającego kilka miesięcy naszej pracy, jednocześnie zablokowano mi dostęp do maila @greatseptember. Na stronie festiwalu w opisie imprezy zniknęło moje nazwisko i okazało się, że jedynym pomysłodawcą i twórcą festiwalu jest Artur Rojek...." - pisze Minta, zaznaczając, że jakiekolwiek próby mediacji ze strony miasta nie przyniosły efektu.
Zostaliśmy z długami za kampanię promocyjną, koszta osobowe oraz hotele. Od kilku miesięcy próbujemy mailowo rozliczyć nasze wydatki z żoną Artura w celu odzyskania pieniędzy, ale wygląda to niepoważnie.
Za naszą pracę oczywiście nikt nie zamierza nam zapłacić. Za to "nowa" organizacja festiwalu wyglądała tak, że jeszcze w połowie listopada niektórzy artyści i kluby pytały, kiedy dostaną należne im pieniądze. Sporo z nich nie miało nawet podpisanych umów
- oskarża Minta w poście.
Próbowaliśmy się skontaktować zarówno z menedżerką Artura Rojka Moniką Biss, jak i Magdą. Graczyk, zwracając się z prośbą o komentarz/możliwość odniesienia się do posta Minty zarówno przez nie same, jak i w imieniu Artura Rojka i ewentualnie jego żony.
W oczekiwaniu na odpowiedź publikujemy oświadczenie samego Artura Rojka, który właśnie postanowił się odnieść do sprawy na Facebooku:
Zostałem przez Łukasza Mintę wywołany do odpowiedzi, stąd kilka słów ode mnie. Nie jestem zaskoczony ruchem Łukasza, bo kiedy trzeba rozliczyć się ze swoich działań, najłatwiej wrzucić do mediów chwytliwy temat. Łatwo też uderzyć w bliskich, bo to wygodny cel. Ania – moja żona - od 2008 prowadzi Fundację Independent, która odpowiada za wiele projektów muzycznych, w tym festiwal Great September. 14 lat działań z sukcesem nie przekreśli jeden wpis na FB.
W oświadczeniu fundacji, które załączam poniżej, znajdziecie rzeczowe odniesienie się do twierdzeń opublikowanych na profilu Łukasza Minty. Długo wierzyliśmy, że ta współpraca ma sens. Być może zbyt długo. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy odruchowo udostępnili jego wpis, znajdą czas, by przeczytać i opublikować także argumenty organizatora festiwalu.
Artur Rojek
Do krótkiego oświadczenia artysta dołączył również oficjalny dokument z oświadczeniem zarządu Fundacji Independent, które można przeczytać na profilu Rojka na Facebooku.