Mata usucza koleżanki, a sala tańczy. Jak polski rap traktuje kobiety

"Podświadomie każda to k***a" - tak Mata rapuje o koleżankach ze szkoły w kawałku "2 IZOTEKI". Wers wywołał poruszenie. O seksizmie u Maty powstał artykuł na Noizz.pl, po nim pojawiły się szczegółowe analizy utworu w wykonaniu youtuberów płci męskiej. Przekornie chcemy zaprezentować nieco inną perspektywę: głos kobiety z branży muzycznej. O tym, co z tym Matą, i o traktowaniu kobiet w polskim rapie dla Gazeta.pl pisze piosenkarka, producentka i DJ-ka Iwona Skwarek.

Słucham utworu Maty „2 IZOTEKI", czytam, co pisze o nim Niko Graczyk w Noizz.pl, oglądam na YouTubie kolejne filmy (HOP, Dominik Bos) i myślę o przedmiocie dyskusji: czy Mata jest mizoginem? Czy jego teksty są seksistowskie? Cała sprawa wydaje mi się paradoksalna, bo raperowi zarzuca się coś, czym przesiąknięty jest cały gatunek. Czy nikt wcześniej nie "usuczał" swoich kawałków? Niektórzy twierdzą, że to tylko taka rapowa konwencja. Mnie jakoś to nie przekonuje. Jeśli przedmiotowe traktowanie kobiet jest obecne w tekstach najpopularniejszego wśród młodych gatunku muzycznego, to coś poszło bardzo nie tak. I na razie nie wygląda na to, by miało się to zmienić, bo tego się nie zauważa.

Przypomina mi się duża impreza, na której grałam w zastępstwie DJ set. Zebrałam – w swoim mniemaniu – dość popowe kawałki, ale okazało się, że wszyscy (również dziewczyny) najbardziej kochają piosenki, które grał kolega. Rapowe utwory, gdzie się "wali jej w p***ę jak w bęben". Można sobie fajnie potańczyć. A ostatnio zapytałam osiemnastolatkę, która była na wielkim koncercie rapowym, czy te suczkowe teksty jej nie przeszkadzają. Odpowiedziała, że przecież to tylko taka gadka, że to nie na serio, że nie bierze tego do siebie. Czy naprawdę słowa pogardliwie traktujące kobiety, które wyśpiewuje na koncercie kilka tysięcy gardeł, mogą spływać po kimkolwiek? Być może cała banalność zła polega właśnie na tym, że przemoc powtarzana tak wiele razy, na tak różne sposoby, w końcu staje się niewidzialna, przezroczysta, podświadoma. Ale czy jej nie ma?

Często chodzę na koncerty Siksy. Szczególnie zapamiętałam jeden, kiedy Alex weszła w tłum pod sceną i zaczęła powtarzać: "a kobieta to k***a, a kobieta to k***a, a kobieta to k***a" i tak jeszcze wiele, wiele razy. Poczułam w piersi pulsujący ból i smutek, jakby coś pierwotnego, bolesnego wychodziło na światło dzienne, wywołane przez tę straszliwą mantrę. Tak banalną, wszechobecną i zarazem niewidzialną. Płakałam wtedy nad całą historią kobiet.

Artykuł na Noizz.pl o mizoginii w polskim rapie zwrócił uwagę na coś, co dla mnie i moich koleżanek jest jasne jak słońce. Zaskakują i martwią mnie reakcje młodych youtuberów krytykujących ten tekst. HOP i Dominik Bos, dzierżąc w dłoniach narzędzia analizy literackiej, próbują jakoś te wszystkie suki osadzić w innym kontekście. W moim mniemaniu sama próba obrony interpretacyjnej tych wersów jest niepokojąca. Przez 30 minut oglądam tę gimnastykę usprawiedliwiania i po wszystkim mam zerwane sieci neuronowe w mózgu. Poczułam się doprawdy oświecona, dziękuję! Teraz już wiem, że mogę być uprzedzona interpretacyjnie i nie powinnam tak negatywnie tych wszystkich szmat i suk odbierać. Jest na to sposób, wystarczy oddzielić podmiot liryczny od autora i bum! Umieszczam suki w innym kontekście… i jak? O, już nie boli. A tak szczerze? "I can't believe I still have to protest this shit".

Kiedyś na ćwiczeniach z kulturoznawstwa prowadząca objaśniała nam różne sposoby analizy kulturowej na przykładzie wyborów prezydenckich we Włoszech. Według jednej z nich można postrzegać wygraną Silvio Berlusconiego jako wynik manipulacji i propagandy – kiedy ma się w garści wszystkie media w kraju, trudno nie wygrać. Ale używając innej metody można spojrzeć na jego zwycięstwo i zadać sobie pytanie, jaką pełni ono funkcję we włoskim społeczeństwie. Obywatele i obywatelki Włoch mogli wybrać Berlusconiego, bo świadomie lub podświadomie chcą mieć właśnie takiego nieidealnego, lekko szemranego prezydenta – żeby na siebie samych spojrzeć łaskawszym okiem.

Zamiast wyrokować, czy Mata jest albo bywa mizoginem, czy może po prostu utrzymuje konwencję albo z nami pogrywa, zamiast interpretować jego biografię i porównywać poszczególne wersy, zastanawia mnie, co to mówi o nas? Jaką funkcję w społeczeństwie pełni popularność seksistowskich tekstów? Czy to Mata jest niemiły, czy to społeczeństwo jest niemiłe? Przecież cała rzecz nie o Matę w ogóle się rozbija. Skupiać się na nim i go osądzać to tak, to jakby w szambie się zastanawiać, czy wdepnęło się w gówno. Kluczowe pytanie brzmi: czemu Polska kocha mizoginistyczne teksty? Czemu przemoc jest przezroczysta? Czemu nic jej nie przeszkadza tak dobrze się sprzedawać? Jak głęboko w naszym społeczeństwie jest wryta pogarda do kobiet, że ktoś może traktować nazywanie ich "szmatami" i "k***ami" jako materiał do analizy literackiej?

Nie piszę tego tekstu z perspektywy znawczyni rapu. Wprawdzie wielbię "Polskie Tango" Taco Hemingwaya, płaczę przy "Jestem Bogiem" Paktofoniki, w trakcie koncertu Quebonafide, kiedy śpiewał "Moja mama miała wizję, mama Ayahuasca", myślałam sobie „to jest po prostu geniusz!". Teksty Hewry o porcjach narkotyków "jak dla wróbelka" bawią mnie szczerze. Uważam, że rap potrafi być niezwykły, i wiem, że nie wszyscy reprezentanci tego stylu mają okropne podejście do dziewczyn. Nigdy nie mogłabym być jednak specjalistką od tego gatunku, bo po prostu nie umiem przejść obojętnie wobec przedmiotowego traktowania kobiet. Ale to nie raperzy wymyślili mizoginię. Obawiam się, że nie tylko wśród fanów rapu – jak w tekście Maty – podświadomie każda to k***a. Rap spił tę mizoginię z mlekiem ojca. A ojcem jest system kulturowy, który zawiera w sobie przemocowość wobec kobiet, tak oczywistą, że aż niewidoczną.

Pewne rzeczy w danym czasie są dopuszczalne, a w innym już nie. W serialu "Przyjaciele" jest mnóstwo fatfobicznych, okrutnych komentarzy, z których kiedyś się śmiano, a które dzisiaj na pewno zostałyby natychmiast zbanowane. Być może za dwadzieścia lat seksistowskie teksty będą po prostu cringe’owe, publiczność będzie miała przy nich ciarki wstydu, a raperom i raperkom w końcu nawet przez myśl nie przejdzie zapisywać je w notesie. Ale to się stanie, kiedy zmieni się coś w całym społeczeństwie. To nie jest tylko kwestia rapu. 

Iwona Skwarek aka Iwona Skv (REBEKA / SHYNESS!) - piosenkarka, tekściarka, producentka muzyczna i DJ-ka poruszająca się w kręgu muzyki elektronicznej. Jako połowa duetu Rebeka wydała trzy płyty i zagrała ponad czterysta koncertów w Polsce i za granicą. Gościnnie występowała z artystami takimi jak: Fisz Emade Tworzywo, Moullinex, Catz’n’Dogz, Wczasy, Daniel Bloom czy Mirror People. Jest absolwentką kulturoznawstwa na UAM.

Iwona SkwarekIwona Skwarek Fot. Nata Moszyńska

Więcej o: