Elvis Presley zapisał się na kartach historii jako niekwestionowana legenda i ikona popkultury. Jego utwory podbijały listy przebojów i zapoczątkowały muzyczną rewolucję. Za jego niewątpliwy sukces odpowiadał Pułkownik Tom Parker. To właśnie on, nielegalny imigrant i hazardzista, zrobił szum wokół króla rock and rolla i sprawił, że pokochały go tłumy. Współpraca miała jednak swoją mroczną stronę, która na jaw wyszła dopiero wiele lat po przedwczesnej śmierci artysty.
Menadżer Presleya już od początku swojej działalności w branży skrywał wiele tajemnic. Choć utrzymywał, że jest Amerykaninem, który z domu uciekł, by pracować w cyrku, to prawda była zgoła inna. Tak naprawdę pochodził z Holandii, gdzie urodził się jako Andreas van Kuijk, a do Ameryki przybył w wieku 20 lat jako nielegalny imigrant. Wtedy też zaczął przedstawiać się jako Pułkownik Tom Parker, choć tak naprawdę nigdy nim nie był. Dane, którymi posługiwał się aż do śmierci, przejął od wojskowego, który rekrutował go do armii, w której służył przez pewien czas. Jego początki w branży rozrywkowej były związane ze sprzedażą hot-dogów. Później rozwieszał plakaty, a następnie zajął się promocją i zarządzaniem aspirującymi artystami.
W 1955 roku jeden ze współpracowników Parkera, Oscar Davis, usłyszał występ na żywo 20-letniego wówczas Elvisa Presleya. Przedstawił go Pułkownikowi, który w tym czasie miał już na swoim koncie zarządzanie takimi artystami jak Eddy Arnold czy Gene Austin. W młodym wokaliście dostrzegł nie tylko talent, ale i szansę na ogromne pieniądze. Menadżer zaproponował mu współpracę i zaledwie rok później podpisali kontrakt, który dla Presleya był zarówno przepustką do sławy, jak i gwoździem do trumny.
Współpraca między Presleyem a Parkerem przez wiele lat układała się pomyślnie. Piosenkarz ufał bezgranicznie swojemu menadżerowi i w pełni polegał na jego decyzjach, nie tylko w kwestii kariery, ale i życia prywatnego. To właśnie Pułkownik namówił Presleya, by wstąpił do wojska i także on wiele lat później nakłonił go do ślubu z Priscillą. Wokalista zawdzięczał mu wszystko, co było związane z jego scenicznym sukcesem, lecz nie wiedział, że Parker wykorzystuje jego pozycję, by dorobić się majątku.
Początkowo menadżer miał zapisane w umowie 25% z dochodów muzyka, ale z czasem podniósł stawkę, co sprawiło, że połowa zarobków Presleya trafiała do jego ręki. Ponadto Pułkownikowi przypadała również połowa zysków ze sprzedaży licencji i wszelkich towarów, które były związane z królem rock and rolla. Podobne stawki obowiązywały za negocjowanie umów, występy w telewizji czy zawieranie kontraktów na role w filmach. Co ciekawe, Parker zarabiał nie tylko na tym, co promowało jego klienta i było tworzone z myślą o jego fanach. Znacząca część jego zarobków pochodziła również od konkurencji, czyli wszystkich tych, którzy sprzedawali produkty skierowane do przeciwników artysty, np. breloczki z napisem "Nienawidzę Presleya".
Pierwsze spory między menadżerem a jego podopiecznym pojawiły się w latach 60., gdy reputacja Elvisa zaczęła podupadać. Było to związane ze słabej jakości produkcjami, w których występował artysta. Jednak dla Parkera liczyły się pieniądze, a filmy, choć zbierały fatalne recenzje, przynosiły duże zyski. Oliwy do ognia dolał fakt, że król chciał koncertować również za granicą. Pułkownik nie miał jednak obywatelstwa amerykańskiego i drżał na samą myśl o wyjeździe z kraju, dlatego robił wszystko, by międzynarodowa trasa nie doszła do skutku, co ostatecznie mu się udało.
Pod koniec lat 60. Parker popadł w ogromne długi, co było związane z jego uzależnieniem od hazardu. Wtedy wpadł na pomysł zorganizowania serii koncertów, które miały mu pomóc zarobić fortunę na spłatę należności. W latach 1969 - 1977 król rock and rolla występował w International Hotel w Las Vegas, w którym zagrał łącznie aż 636 koncertów. Jednak gdy Presley odsypiał po występach, które dawał w nocy, Pułkownik spędzał czas w kasynie, tracąc miliony na grze w kości czy w ruletkę. — Pułkownik Parker był prawdopodobnie jednym z najbardziej zdegenerowanych hazardzistów, jakich kiedykolwiek spotkałem w swoim życiu — mówił przyjaciel artysty Lamar Fike, wspominając, że osobiście był świadkiem, jak przegrał ponad milion dolarów w zaledwie 1,5 godziny.
Niestety tak częste występy dla muzyka okazały się zbyt wyczerpujące. Zaczął podupadać na zdrowiu, uzależnił się od narkotyków i silnych leków wydawanych na receptę, które załatwiał mu menadżer. Konsekwencją tych działań była przedwczesna śmierci Elvisa Presleya. Król rock and rolla zmarł 16 sierpnia 1977 roku w wieku zaledwie 42 lat.
Po śmierci Presleya, Parker przez długi czas zarządzał jego majątkiem, nie dopuszczając do wielkiej fortuny jego bliskich. Podczas rozprawy sądowej w 1980 roku, wyszło na jaw, że Pułkownik przez lata działał na szkodę muzyka, przez co artysta stracił miliony dolarów z tantiem. Podczas przesłuchań okazało się, że przez ponad dwie dekady, Parker notorycznie go okradał i pobierał zatrważającą sumę jego wszystkich zysków, co sąd określił jako działania pozbawione etyki. Batalia o majątek trwała do 1983 roku i zakończyła się wygraną rodziny Presleyów.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.