"Pracowaliśmy z Anką niezbyt długo w rezultacie, bo zdołaliśmy nagrać z nią tylko trzy utwory. Nie bardzo fortunny był ten tytuł pierwszego utworu w zestawieniu z tym, co się stało" - opowiadał w poprowadzonej przez Andrzeja Jaroszewskiego na antenie radiowej Jedynki programie poświęconym artystce. Mowa tu o piosence "Nic nie może wiecznie trwać", który Romuald Lipko skomponował na prośbę samej Anny Jantar, która w tamtym okresie chciała poszerzyć swój repertuar. Tekst do melodii napisał Andrzej Mogielnicki, a całość została nagrana na początku 1979 roku - piosenka była jednym z największych przebojów roku.
Piosenkarka w grudniu 1979 roku przed wylotem na ostatnią trasę koncertową w USA nagrała w Polsce jeszcze dwa utwory. Jednym z nich był utwór "Spocząć" z tekstem Bogdana Olewicza i muzyką Zbigniewa Hołdysa, a drugi to skomponowana przez Romualda Lipkę piosenka "Do żony wróć". Po śmierci Anny Jantar Budka Suflera dograła do wokalu ukończony podkład muzyczny.
- Jestem w szczególnej sytuacji, mam do niej szczególny sentyment i pamięć o niej, ponieważ to był pierwszy utwór, który ja napisałem dla kogoś spoza Budki, po prostu dla innego zupełnie wykonawcy. I stał się on dużym przebojem w Polsce. Anka tak go świetnie wyśpiewała, że chyba bardzo pomogła kompozycji - opowiadał o pracy nad piosenką "Nic nie może jeszcze wiecznie trwać" Romuald Lipko w programie radiowej Jedynki.
- Praca z nią była znakomita. W momencie, w którym wchodziła do studia, była tak przygotowana i tak miała wszystko opracowane, że rola kompozytora czy kierownika muzycznego nagrania ograniczała się w zasadzie tylko do takiej czysto technicznej kontroli przebiegu samej rejestracji wokalu, a nie do jakichś ustaleń o interpretacji, o sposobie śpiewania. Ona po prostu zwyczajnie wiedziała, jak to robić - wspominał jej profesjonalizm. Zaznaczył także, jak wyjątkowa okazała się to dla nich współpraca:
Nagraliśmy z nią trzy utwory i znaleźliśmy się znowu w takiej szczególnej sytuacji. Kiedy doszło do wypadku, byliśmy w trakcie pracy nad zgraniem, jak się w tej chwili okazało, ostatniego zarejestrowanego utworu w jej życiu. Bo zarejestrowała wokal do tego utworu na trzy dni przed odlotem do Stanów Zjednoczonych, przed Świętami jeszcze w roku ubiegłym.
My do tego wokalu, który zarejestrowaliśmy troszeczkę tak szybko i pochopnie po to, aby zdążyć zwyczajnie. Dogrywaliśmy część podkładu już podczas jej nieobecności w kraju, no i okazało się, że to jest jej ostatni utwór.
"No i to też jest jakiś dowód na to, jak ona pracowała, bo nie mieliśmy żadnego problemu z dograniem prawie całego podkładu do już nagranego wokalu, który od samego początku był prawie na puste ścieżki bardzo dobrze. Dziwne to uczucie zgrywać utwór dziewczyny, która już nie żyje, no ale tak było. Cieszymy się, że jeszcze takie ślady mieliśmy na taśmie i mogliśmy coś więcej jeszcze zrobić, dodać do tego całego ciągu nagranych przez nią za jej życia utworów jeszcze jeden ostatni" - podkreślał.
W późniejszej rozmowie z Polskim Radiem Lipko opowiadał także, że dostał od Anny Jantar nawet kartkę pocztową, w której prosiła go, żeby już zaczął przygotowywać dla niej nowe kompozycje, bo chce szybko zabrać się do pracy zaraz po trzymiesięcznym pobycie w USA. Podała mu nawet datę powrotu - ta była nieco późniejsza. Zgodnie z opowieścią kompozytora, Jantar miała wrócić do Polski 17 lub 18 marca. Przyspieszyła jednak powrót, bo na początku miesiąca jej córka skończyła cztery lata i chciała się z nią szybciej zobaczyć.
- Anka była typem wykonawcy, który miał nieprawdopodobną zdolność łączenia wszystkich elementów w nagraniu w taki sposób, że były szalenie przekonywujące. Myślę, że to był powód, dlaczego posiadała tak olbrzymią liczbę przebojów. Jest to rodzaj zdolności bardzo rzadki, dlatego że łączył się u niej z nieprawdopodobną łatwością śpiewania, nadawania pewnego osobistego tonu temu całemu materiałowi, który miała do przekazania przed mikrofonem. Chyba wypływa to z jakichś zdolności charakteru. Była osobą szalenie żywą, którą jak pamiętam, trudno było utrzymać w jednym miejscu przed mikrofonem w studio. Muzyka dawała jej rodzaj przeżycia, jakąś ogromną frajdę. Stymulowała ją do zachowania niemalże estradowego równie dobrze w studio nagraniowym - opowiadał Bogdan Olewicz w programie Andrzeja Jaroszewskiego.\