Fani są w stanie przejechać setki, a nawet tysiące kilometrów, żeby zobaczyć na żywo swoich ulubionych wykonawców. Świetnym przykładem człowieka, któremu ceny biletów i odległości nie były straszne w planowaniu wizyt na koncertach idoli, jest Piotr Kowieski, który w 2013 roku wydał książkę autobiograficzną "W pogoni za Metalliką". Opisał w niej liczne podróże, które odbył, aby kolejny raz posłuchać na żywo hitów metalowych gigantów.
Zapewne zarówno Kowieski jak i wielu innych muzycznych maniaków chciałoby posiadać magiczny bilet, który uprawniłby ich do darmowego wejścia na każdy koncert ulubionych muzyków. Jak się okazuje, istnieją szczęściarze, którzy dysponują takimi przywilejami.
Aktor Owen Wilson znany z produkcji takich jak "Polowanie na druhny", serialu "Loki" czy "O północy w Paryżu" otrzymał kiedyś przepustkę "all access" (pełny dostęp do wszystkich stref - przyp. red.) na koncerty The Rolling Stones. Artysta opowiedział Jamesowi Cordenowi o swoich przywilejach podczas jednego z ostatnich wydań The Late Late Show.
Wejściówka Wilsona miała być dożywotnia i uprawniała nie tylko do darmowego oglądania legend rocka pod sceną. Oprócz tego aktor mógł wejść za kulisy wydarzenia, przechadzać się po garderobie zespołu i przebywać z gwiazdami na wyciągnięcie ręki. Zalaminowaną plakietkę, która dla fana The Rolling Stones byłaby zapewne Świętym Graalem, Wilson dostał od swojego przyjaciela, znajomego Micka Jaggera. Niestety aktor nie nacieszył się długo vipowską wejściówką.
Poszedłem na koncert i włóczyłem się po backstage'u, testując czy wejściówka działa i czy faktycznie mogę wszędzie dzięki niej wejść - opowiedział Wilson.
Aktor zaznaczył, że stanął w miejscu, z którego świetnie widział występ muzyków, a Mick Jagger śpiewał bardzo blisko niego. Podczas "Jumping Jack Flash" Wilson zorientował się, że jest widoczny również dla publiczności, bo przestrzeń, którą zajął, należy jeszcze do sceny.
Starałem się być niewidoczny, ale ktoś przybiegł do mnie i kazał mi się stamtąd wynosić. Powiedział: "Rusz się! Wynoś się stąd! Nie powinno cię tu w ogóle być - relacjonował aktor.
Wilson przyznał, że następnego ranka odebrał telefon od szefa ochrony Micka Jaggera, który oznajmił mu, że musi odebrać mu wejściówkę, którą nie zdążył się nacieszyć.
Aktor przyznał, że doskonale rozumie tę decyzję, szczególnie że tamtego pechowego wieczoru ubrał się na biało i był bardzo dobrze widoczny dla publiczności.
Oni mają show do zrobienia. Rozpraszający błazen nie jest im potrzebny - zażartował Wilson.
Aktora już wkrótce zobaczymy na dużym ekranie w kolejnych produkcjach. 7 kwietnia ukaże się film "Paint", a na 26 lipca zaplanowano światową premierę "Nawiedzonego dworu".