Wokalista zespołu Rammstein odcina się od zarzutów, a pierwsze firmy zrywają z nim współpracę

W Niemczech trwa burzliwa dyskusja po oskarżeniach w kierunku wokalisty zespołu Rammstein przez jedną z uczestniczek wileńskiego koncertu grupy. W czwartek 8 czerwca Till Lindemann zabrał głos i stanowczo odrzucił oskarżenia kobiet, zarzucających mu m.in. odurzanie w celu podejmowania czynności seksualnych, jako "bez wyjątku nieprawdziwe". Jak informuje dziennik "Welt", jego prawnicy planują podjąć kroki prawne, ale pierwsze firmy i tak postanowiły przerwać współpracę z muzykiem.

Berlińska kancelaria Schertz Bergmann Rechtsanwälte reprezentująca Tilla Lindemanna opublikowała w czwartek w mediach społecznościowych oświadczenie, z którego wynika, że "przeciwko ich klientowi zostały postawione poważne zarzuty przez kilka kobiet w sieciach społecznościowych, zwłaszcza na Instagramie, Twitterze i YouTube". 

Na Instagramie można też znaleźć komunikat przetłumaczony na język angielski. "Wielokrotnie twierdzono, że kobiety na koncertach Rammstein były odurzane tabletkami gwałtu lub alkoholem, aby umożliwić naszemu klientowi wykonywanie na nich czynności seksualnych. Zarzuty te są bez wyjątku nieprawdziwe" – podkreślono w oświadczeniu. Prawnicy muzyka zapowiedzieli również podjęcie kroków prawnych w związku z kolejnymi zarzutami tego typu.

 

Gazeta "Welt am Sontag" w zeszłą sobotę informowała, że podczas "afterparties", na które Alena Makeeva rekrutowała młode kobiety, miały pojawiać się nielegalne substancje i narkotyki, a niektóre z uczestniczek miały być przymuszane do kontaktów seksualnych (więcej szczegółów w tym tekście). Co ciekawe, dzień wcześniej o poważnych zarzutach w kierunku zespołu informowały portale NDR, WDR i "Sueddeutsche Zeitung".

Więcej ważnych wiadomości ze świata muzyki znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Zobacz wideo Co nowego w Popkulturze?

Pierwsze firmy już wycofują się ze współpracy z niemieckim zespołem

Chociaż kilka dni temu Rammstein wydał oświadczenie na Instagramie, w którym przyznali, że zarzuty bardzo uderzyły w grupę i "zostały potraktowane niezwykle poważnie", a teraz prawnicy artysty planują podjąć pierwsze kroki prawne w stronę osób oskarżających, to Till Lindemann może mieć teraz poważne problemy wizerunkowe, czego widać już pierwsze rezultaty.

Wydawnictwo Kiepenheuer & Witsch z Kolonii, w którym Lindemann wydał swoje ostatnie dwa tomiki poezji, właśnie zerwało z nim współpracę. Jak czytamy w oświadczeniu podpisanym przez dyrektorkę wydawniczą i członkinię zarządu Kerstin Glebę:

Z szokiem śledziliśmy publiczne zarzuty wysuwane wobec Tilla Lindemanna w ciągu ostatnich kilku dni. Nasze współczucie i szacunek kierujemy do kobiet dotkniętych tą patologią.

W dalszej części komunikatu Kerestin Gleba informuje, że w prasie ujawniono m.in. istnienie filmu pornograficznego, "w którym Till Lindemann celebruje przemoc seksualną wobec kobiet z użyciem wydanej przez Kiepenheuer & Witsch w 2013 roku książki 'In stillen Nächten' jego autorstwa (w Polsce ukazała się w 2014 roku nakładem wydawnictwa Kagra, pod tytułem 'Ciche Noce. Wiersze' - przyp. red.)". Wydawnictwo stanowczo sprzeciwia się takiemu zachowaniu rockmana i ostatecznie zrywa z nim współpracę: 

Z naszego punktu widzenia Till Lindemann przekracza nieprzekraczalne granice w kontaktach z kobietami. Zdecydowaliśmy się zakończyć naszą współpracę z Tillem Lindemannem ze skutkiem natychmiastowym, ponieważ nasze zaufanie do autora zostało bezpowrotnie zniszczone.

Okazuje się, że wydawnictwo nie jest jedyną firmą, która chce odciąć się od kontrowersji wokół zespołu. Jak podaje "The Hollywood Reporter", w niemieckich sklepach drogerii Rossmann z półek sklepowych zniknęły perfumy sygnowane nazwą zespołu, które występują pod nazwami "Sex", "Pussy" i "Cocaine". Nie można ich także kupić w sklepie internetowym.

Więcej o: