Mrozu na scenie muzycznej zadebiutował w 2009 roku. Nie tylko sam muzyk, ale i jego utwory przez 14 lat przeszły metamorfozę. Na tegorocznej gali Fryderyków artysta otrzymał pięć statuetek za swoją twórczość. Niedawno piosenkarz gościł w podcaście "WojewódzkiKędzierski", w którym m.in. opowiedział o tym, jak powstawał jego debiutancki singiel i jeden z największych przebojów w jego karierze.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W 2008 roku Mrozu był jednym z producentów piątego studyjnego albumu grupy Molesta Ewenement. Rok później ukazał się jego debiutancki album, "Miliony monet". Tytułowy singiel stał się przebojem, a Łukasz Mróz został nazwany "polskim Justinem Timberlakiem". Do tej łatki w rozmowie nawiązał Kuba Wojewódzki. - Ty tam frazujesz trochę jak lider boysbandu, jakbyś chciał gdzieś bardziej do Backstreet Boys i N Sync niż do Molesty - stwierdził w podcaście. Mrozu szybko wyjaśnił, że w debiutanckim singlu nawiązywał do R’n’B i do takich postaci jak Chris Brown czy Neyo. Chciał stworzyć kawałek, który przypadnie do gustu fankom i bywalczyniom klubowych parkietów. - Co mieliśmy wtedy w głowie? - stwierdził Mrozu.
- Chodziliśmy sobie co czwartek na tzw. czarne czwartki we Wrocławiu posłuchać sobie R'n'B. Wtedy czułem, że nie ma tego typu muzy na polskim rynku i nikt się nie odważa albo nie ma takich skilli, żeby zrobić taki kawałek - dodał. Wyjaśnił też, jak w zasadzie przebiega tworzenie utworu w takim stylu muzycznym. Potrzebny jest hip-hopowy bit, najlepiej z klubową nutą, do którego tworzy się tekst wychwalający kobiety. Mrozu przyznał też, że sukces singla specjalnie go nie zaskoczył. Czuł bowiem, że "Miliony monet" przypadną do gustu klubowiczom, a w szczególności kobietom.
Mrozu zjawił się na polskiej scenie muzycznej w 2009 roku i od razu zadebiutował ogólnopolskim przebojem. - Dość mocno przykleił mi łatkę - przyznał w rozmowie z Radiem ZET. Tytuł wszedł do języka potocznego i zdefiniował wokalistę na wiele lat. - Czułem, że jednak jestem wart więcej - zauważył. Mimo że dziś rzadko gra ten kawałek na koncertach, a jeśli już, to w zmienionej aranżacji, wciąż ma do niego sentyment. W końcu dzięki niemu zyskał popularność. - Moją debiutancką piosenkę lubię i szanuję. Jest zgrabnie napisana, ale ten mój głos już po prostu... To nie jest to - podsumował.