Basista Geezer Butler opisał w swojej nowej biografii "The Void" opisał ostatecznie komiczne zajście, które mimo wszystkich kosztowało wielu ludzi sporo nerwów. Koledzy z zespołu bali się, że ich wokalista nie żyje albo został co najmniej porwany, a wkurzeni fani zaczęli robić porządne rozróby, kiedy Książę Ciemności aka Ozzy Osbourne, nie pojawił się na scenie w Nashville. A on tak naprawdę chciał szybko i skutecznie poradzić sobie z przeziębieniem podczas trasy koncertowej "Never Say Die!" w 1978 roku - Black Sabbath grało wtedy z Van Halen.
Butler opisuje: "Ozzy miał paskudne przeziębienie, więc lekarz dał mu Night Nurse [kompleksowy lek na przeziębienie, który pomaga na katar, kaszel, dreszcze, bóle mięśni i bóle głowy. Do tego pomaga zasnąć - przyp. red.]. On zamiast wziąć kilka łyżek wypił całą butelkę" - relacjonuje "Daily Star".
"Kiedy przyjechaliśmy do hotelu, on już spał. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce koncertu, byliśmy przekonani, że Ozzy przyjechał wcześniej. Ale nigdzie nie było po nim żadnego śladu" - wspomina Butler. Przyznaje, że wszystkim wtedy przyszły do głowy najczarniejsze scenariusze. "Chyba z 20 osób dzwoniło do jego pokoju, ale nie było żadnej reakcji. Menadżer hotelu mówił, że szukał, ale Ozzy'ego tam nie było" - czytamy.
Koncert odbył się bez Osbourne'a, a rozwścieczeni fani zdemolowali teren imprezy. "Skończyło się na tym, że zgłosiliśmy policji jego zaginięcie. Przypuszczaliśmy, że może ktoś go porwał. Myśleliśmy, że może być nawet martwy. Gliny przeszukały Nashville i nigdzie nie znaleźli Ozzy'ego. Nawet wydrukowali plakaty z jego zdjęciem i napisem 'CZY WIDZIAŁEŚ TEGO MĘŻCZYZNĘ?' i zanieśli do różnych barów" - relacjonuje basista tamte wydarzenia.
Niespodziewanie Książę Ciemności pojawił się po 24 godzinach cały i zdrowy. "Następnego dnia wsiadaliśmy do autobusu, kiedy Ozzy wytoczył się z hotelu pełen energii i optymizmu i nas zapytał: - O której jest ten koncert?" - wspomina muzyk. Jak się okazuje, Ozzy Osbourne wypił lekarstwo w zdecydowanie zbyt dużej dawce, wysiadł na miejscu z autobusu i wszedł do pierwszego pokoju, który udało mu się znaleźć. Tam padł na łóżko i dosłownie stracił przytomność na dobrych kilkanaście godzin. W ten oto sposób uzyskali naoczny dowód na to, że jak się człowiek porządnie wyśpi, to łatwiej mu zwalczyć chorobę.