Już prawie 50 lat Alicja Majewska jest jedną z najpopularniejszych artystek polskiej estrady. Na swoim koncie ma wiele ponadczasowych hitów, w tym m.in. "Być kobietą" czy "Odkryjemy miłość nieznaną". W wywiadach wielokrotnie podkreślała, że choć swój sukces zawdzięcza przede wszystkim sobie, to wiele osób wspierało ją w drodze na sam szczyt. Jedną z nich bez wątpienia był jej były mąż, Janusz Budzyński.
Był 1972 rok. Alicja Majewska odbywała wówczas trasę koncertową po Związku Radzieckim wraz z zespołem Partita. To właśnie wtedy w jej życiu pojawił się starszy o 15 lat Janusz Budzyński. Ona zachwyciła go swoim nietuzinkowym głosem, on ją podejściem do życia. Zakochali się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Mimo że mężczyzna miał już wówczas za sobą dwa nieudane małżeństwa, to nie przeszkodziło to w rozwoju ich relacji. Niespełna rok później para zdecydowała się stanąć na ślubnym kobiercu.
Początkowo ich związek był zgodny i szczęśliwy. Mąż był jej mentorem nie tylko w życiu prywatnym, ale i zawodowym. Wspierał ją na każdym etapie kariery, towarzyszył w nagraniach w studio i podczas koncertów. Również on zachęcał Majewską do tego, by odeszła z formacji i postawiła na solowy rozwój. W końcu dała mu się namówić i, jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę. – Miałam opiekuna, to był mój mąż. Sama nigdy nie zaniosłabym dokumentów do komisji kwalifikującej na festiwal w Opolu. Nie wierzyłam w siebie, ale miałam wokół ludzi, którzy we mnie wierzyli – mówiła w jednym z wywiadów.
Niespodziewanie po 12 latach małżeństwa sielanka dobiegła końca, okazało się bowiem, że Budzyński wdał się w romans, a co gorsza, postanowił porzucić Majewską dla kochanki. Artystka była w szoku, nie spodziewała się takiego finału tej relacji. Nie sprzeciwiała się jednak jego decyzji, twierdziła bowiem, że "miłość nie wybiera" i widocznie taki los jest im pisany. Ostatecznie para rozwiodła się, lecz nie zerwali zupełnie kontaktu. – Na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Nie buntuję się przeciwko temu, co niesie los. Nawet jak się rozstawałam z mężem, było to dla mnie bardzo bolesne, ale nie miałam w sobie żalu, złości. Tak się widać miało stać – opowiadała w "Vivie".
Mimo bolesnych wspomnień z czasem Majewska wybaczyła byłemu mężowi zdradę. W jednym z wywiadów przyznała nawet, że patrząc na jego przeszłość, mogła spodziewać się, że nie będzie jego ostatnią żoną. Gdy wiele lat później dowiedziała się, że u Budzyńskiego wykryto nowotwór w zaawansowanym stadium, postanowiła otoczyć go należytą opieką. Trwała przy nim aż do jego śmierci w 1990 roku. Nigdy nie ukrywała jednak, że bardzo to przeżyła. – Jego śmierć była dla mnie ogromną traumą – mówiła z żalem. Wciąż jednak stara się patrzeć na życie z optymizmem i wyciągać z niego to, co najlepsze. – Jestem kobietą rozwiedzioną, wdową, nie mam dzieci. Tak się potoczyło moje życie. Na szczęście mam naturę punktowania tego, co mi się udało. Szklanka jest dla mnie zawsze do połowy pełna, a nie pusta. Mam swoje smuteczki, jestem w takim wieku, że wielu bliskich mi ludzi odchodzi – podkreśliła w "Vivie".