Jonasz Kofta, a właściwie Janusz Kaftal, urodził się 28 listopada 1942 roku na Wołyniu. Kilka miesięcy później jego rodzice byli zmuszeni do ucieczki przed rzezią. Z obawy przed prześladowaniami podczas okupacji rodzina Kaftal zmieniła nazwisko na Kofta. Ojciec Jonasza, Mieczysław, miał żydowskie pochodzenie i był dziennikarzem, a matka Maria była germanistką i wykładała na uniwersytetach.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Po opuszczeniu Wołynia rodzina Kofty zamieszkała we Wrocławiu, gdzie Mieczysław razem z innymi założył rozgłośnię Polskiego Radia. Nie zostali tam jednak na stałe. Na początku lat 50. przeprowadzili się do Katowic, gdzie dziennikarz objął funkcję redaktora naczelnego Radia Katowice. Po czterech latach rodzina ponownie zmieniła miejsce zamieszkania. Tym razem padło na Łódź, a krótko później na Poznań. W sercu Wielkopolski Maria wykładała germanistykę na uniwersytecie, a Janusz rozpoczął naukę w liceum plastycznym. Kiedy w 1961 r. ukończył szkołę średnią, młody artysta postanowił wyprowadzić się do Warszawy. Rozpoczął tam studia na Wydziale Malarstwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Okazało się jednak, że jego prawdziwym płótnem jest kartka papieru, a pędzlem długopis.
Artysta jeszcze w latach 50. na przystanku autostopowym poznał Jana Pietrzaka, z którym później się przyjaźnił. W późniejszych latach związał się z nim zawodowo przy tworzeniu materiału dla Centralnego Klubu Studentów Warszawy "Hybrydy".
Był bardzo zabawny, palił fajkę i dużo mówił. Ponieważ wybierał się na studia do Warszawy, zaprosiłem go do Klubu Hybrydy
- wspominał Jan Pietrzak, cytowany przez "Rzeczpospolitą".
Kofta przyglądał się prezentowanym przez klub spektaklom. Z czasem stał się jego pełnoprawnym członkiem, tworząc piosenki, z których powstawały programy. W 1964 roku został kierownikiem literackim klubu. Oprócz tworzenia materiałów Jonasz występował również na scenie, zadebiutował w "Uśmiechu z Erratą". Z czasem "Hybrydy" zmieniły się w Kabaret "Pod Egidą". Grupa stała się jedną z najpopularniejszych, o której świetności mówi się do dzisiaj. Na przestrzeni lat z kabaretem były związane inne słynne nazwiska, m.in.: Ewa Błaszczyk, Jerzy Dobrowolski, Piotr Fronczewski, Edyta Geppert, Janusz Gajos czy Danuta Rinn.
Kofta i Pietrzak tworzyli wspaniały duet nie tylko na scenie, ale również w radiu. W Trójce mieli swój program "Duety liryczno-prozaiczne". W radiu Kofta współpracował również ze Stefanem Friedmannem. Prowadzili audycje "Dialogi na cztery nogi" i "Fachowcy"
Uwielbialiśmy prowadzić dość abstrakcyjne dialogi [...]. Nasz szef Jacek Janczarski powiedział, że nie spotkał nikogo rozmawiającego w tak abstrakcyjny sposób. Wyglądało to na swobodną improwizację, a było bardzo precyzyjnie napisanym tekstem
- opowiada Friedmann, cytowany przez "Rzeczpospolitą".
W 1966 roku w tygodniku "Szpilki" ukazały się fraszki Kofty: "Warsztat filozoficzny", "O smutnych ludziach" i "Hasło". To wydarzenie należy postrzegać jako debiut literacki artysty. Radio Meteor wylicza, że w kolejnych latach jego twórczość była publikowana w "Szpilkach", ale też w "Radarze", "Płomyku", czy "ITD". Niezwykłe umiejętności Kofty w literackim przedstawianiu rzeczywistości zwróciły uwagę Służb Bezpieczeństwa. W PRL-u jego nazwisko trafiło na listę autorów objętych cenzurą przez Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk.
Kofta swoją przyszłą żonę poznał już w 1962 roku w Sandomierzu. Wtedy jednak oboje przebywali tam ze swoimi partnerami. Na kolejne spotkanie przyszedł czas kilka lat później, tym razem w Warszawie, na schodach słynnego klubu SPATIF (Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru i Filmu). Jaga i Jonasz byli wówczas w towarzystwie swoich znajomych, ale mimo to spędzili ze sobą sporo czasu, rozmawiając na wiele tematów. Połączyło ich głębokie uczucie, więc na początku lat 70. postanowili razem zamieszkać na tyłach Parku Ujazdowskiego. Wzięli ślub 3 maja 1973 roku, a cztery miesiące później na świat przyszedł ich syn Piotr. Kofta zaangażował się w rolę ojca, jednak z czasem opieka nad synem prawie w całości spadła na Jagę, ponieważ Jonasz oddał się pracy.
Artysta zawsze mógł liczyć na wsparcie swojej żony w jego pracy twórczej. Była jego muzą i inspiracją, ale i krytyczką. Mówi się, że gdyby nie Jaga, to jeden z najpopularniejszych tekstów Kofty mógłby nie powstać.
Ja mu mówię, że jeżeli tytuł jest 'Jej portret', to wie chyba, jakie są kobiety. A on mówi, że nie wie. No to mówię mu: 'Napisz o tym, że nie wiesz po prostu'. I tym sposobem wreszcie usiadł i napisał tę piosenkę
- mówiła Jaga w wywiadzie, który cytuje portal kultura.onet.pl.
Agnieszka Osiecka wspominała artystę jako osobę, która miała nadzwyczajne umiejętności do zjednywania sobie ludzi. Polskie Radio przypomina, że określiła go mianem egocentryka, który potrafił dzielić się miłością. Tym uczuciem obdarzała go nie tylko rodzina i przyjaciele, ale również publiczność, która była mu bardzo oddana. Kofta był bardzo otwartą i bezpośrednią osobą, którą kochano za szczerość.
Jonasz Kofta był jak tęcza, bo każdy, kto go spotkał, zapamiętał inną barwę
- wspomina Jaga, żona artysty, cytowana przez Polskie Radio.
Kofta był wybitnym literatem, który pisał piosenki dla największych polskich gwiazd tamtych czasów, takich jak Czesław Niemen czy Hanna Banaszak. To spod jego ręki wyszły takie przeboje jak "Samba przed rozstaniem", "Cztery ściany świata", "Wołanie Eurydyki", wspomniany wcześniej "Jej portret", "Pamiętajcie o ogrodach", "Kochać znaczy żyć", "Kwiat jednej nocy" czy satyryczne "Śpiewać każdy może". Ostatni utwór był kpiną artysty z karierowiczów, pisany z ogromnym przekąsem. Piosenka doczekała się wielu wykonań, jednak to interpretacja Jerzego Stuhra zapisała się w historii muzyki.
Kofta wielokrotnie występował w Opolu, bardzo często był laureatem tamtejszego Festiwalu Piosenki. Kilkukrotnie zdobył pierwszą nagrodę w opolskiej rywalizacji, m.in. w 1973 r. za "Tango z różą w zębach", w 1978 r. za "Pogrążony we śnie" czy w 1987 r. za "Czekamy na wyrok". Na Międzynarodowym Festiwalu Interwizji Sopot '77 otrzymał Grand Prix za "Jeden świat" i "Kochać znaczy żyć".
Nie tylko piosenki przynosiły mu wygrane w konkursach. Za działalność w Programie Trzecim Polskiego Radia w 1968 r. otrzymał Nagrodę Komitetu ds. Radia i TV za audycje satyryczno-rozrywkowe. W 1979 r. dostał Złoty Krzyż Zasługi, a cztery lata później Nagrodę Dziennikarzy na XX KFPP. Zwieńczeniem jego wieloletniej kariery i zasług była Nagroda Przewodniczącego WRN w Opolu na XXV KFPP za wybitną twórczość literacką i jej prezentację na opolskich festiwalach.
Jonasz Kofta był miał ogromny talent, ale i pociąg do alkoholu. Pierwsze trunki zaczął nadmiernie spożywać już w czasach nastoletnich. Przez całe dorosłe życie był uzależniony, jednak apogeum nastąpiło w latach 80. Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce sprawiło, że artysta jeszcze częściej zaglądał do kieliszka.
Jednym z najtrudniejszych momentów, z którym musiała zmierzyć się rodzina Koftów, było zdiagnozowanie u mężczyzny nowotworu ślinianek. Artysta został poddany intensywnemu leczeniu. Viva.pl pisze, że radioterapia okazała się skuteczna, jednak wprowadziła nieodwracalne zmiany, z którymi Jonasz musiał się mierzyć. Naświetlania poparzyły mu twarz, co sprawiło, że niechętnie pokazywał się na scenie. Wśród efektów ubocznych leczenia był również zniszczony przełyk, przez który artysta miał trudności z połykaniem. Z tego powodu dieta mężczyzny składała się w głównej mierze z zup, koktajli i papek, które łatwo można było przyswoić. Nieodłącznym elementem jego diety wciąż był też alkohol.
Kofta został w pełni wyleczony, jednak swoim przyjaciołom opowiadał, że ma nawrót choroby. Do końca życia bał się, że nowotwór powróci, mimo że nigdy to nie nastąpiło. Mężczyzna nadzwyczaj mocno odczuwał upływ czasu i niejako czekał na śmierć. Po chorobie napisał utwór "Czekamy na wyrok", w którym opisał swoje przeczucie związane ze śmieircią. Tekst jest wysoce pesymistyczny, a tytułowy wyrok zdaje się być nowotworem. Uzależniony od alkoholu i w depresyjnym stanie artysta często znikał z domu nawet na kilka tygodni, pomieszkując u znajomych. Później wracał do domu, prosząc żonę, aby zaczęli od nowa. Niestety zostało im niewiele czasu.
4 lutego 1988 r. Kofta poszedł do SPATIF-u, aby udzielić wywiadu dziennikarce Marcie Sztokfisz. Tego dnia postanowił odejść od swojej płynnej diety i zjeść coś "normalnego", dlatego zamówił porządny obiad. Nikt nie przypuszczał, że będzie to jego ostatni posiłek. Podczas jedzenia Kofta zakrztusił się jednym kęsem, przez co stracił przytomność i osunął się z krzesła. Dziennikarka, z którą rozmawiał, nie wiedziała, co ma robić, zabrała swoje rzeczy i wyszła. Choć w SPATIF-ie było wówczas dużo ludzi, nikt nie zwrócił na Koftę szczególnej uwagi. Śmiali się, rozmawiali, być może sądzili, że to żart artysty. Panika zaczęła się dopiero w momencie, w którym jeden z gości zauważył, że Kofta sinieje. Ktoś podjął próbę reanimacji artysty, ale nieudaną. Dopiero przyjazd lekarzy i ich działanie przywróciło mężczyznę do życia. Po przewiezieniu go do szpitala okazało się jednak, że doszło do uszkodzenia pnia mózgu przez niedotlenienie.
Historia wypadku w SPATiF-ie jest mroczna i dziwna. Zmieniła się w anegdotę, choć tak naprawdę jej kluczowych elementów nigdy nie udało się potwierdzić. Nie ma świadków. Był tam tłum ludzi, ale nikt niczego nie widział
- opowiada syn Jonasza Kofty, Piotr, cytowany przez portal Onet.pl
Jonasz Kofta umarł 19 kwietnia 1988 r., kiedy rodzina podjęła decyzję o odłączeniu aparatury sztucznie podtrzymującej mu życie. Został pochowany na warszawskich Powązkach. Artysta miał 46 lat.
W 2013 r. przed Uniwersytetem Opolskim stanął pomnik Jonasza Kofty. To kolejna rzeźba, która pojawiła się na wzgórzu uniwersyteckim. Oprócz Kofty można tam zobaczyć podobiznę m.in.: Agnieszki Osieckiej, Czesława Niemena i Marka Grechuty.