Nie znam całej krakowskiej produkcji kryminalnej, ale autorzy tych książek, na które trafiałam, starali się prowadzić gry z konwencją, bawić erudycją i puszczać oko do czytelników. Bywało to niestrawne, jak w "Sprawie Badeni" Krzysztofa Maćkowskiego, bądź na dłuższą metę nużące, jak w "Kroke" Małgorzaty i Macieja Kuźmińskich czy "Orchidei" Grzegorzewskiej, Grina i Świetlickiego. Zofia Małopolska na szczęście nie wpadła w pułapkę jałowych zabaw literackich. Owszem, jej detektywom zdarzają się literackie skojarzenia, ale skoro pani Leonia Brzeska jest polonistką, a komisarz Marcin Bartnik jej byłym uczniem, zapalonym humanistą, są one naturalne. Jakże nie zachwycić się nazwiskiem Kopyrda czy wierną relacją z rozmowy z podejrzanym mówiącym jak bohaterowie Masłowskiej, jeżeli przeczytało się parę książek? Poza tym umiejętność rozpoznania literackich cytatów, którymi posługiwała się ofiara (a których nie rozpoznali świadkowie), przyspiesza śledztwo.
"Morderstwo tuż za rogiem" to debiut Zofii Małopolskiej - a gdy przeczytamy notkę biograficzną autorki, staje się jasne, że jest to debiut poniekąd autobiograficzny. Emerytowana polonistka, żona profesora psychologii, matka czterech córek - to i autorka, i Leonia Brzeska, która pomaga komisarzowi Bartnikowi prowadzić sprawę. Pomaga, bo okazuje się, że w sprawę są zamieszani jej byli uczniowie, koledzy Bartnika z liceum. Dzięki jej bystremu oku, inteligencji, znajomości naukowego środowiska Krakowa oraz pedagogicznej wiedzy na temat ludzkich charakterów dochodzenie nabiera tempa.
Intryga jest zgrabnie skonstruowana, autorka zręcznie myli tropy, podsuwając na przemian podpowiedzi i ślepe uliczki. Dba też o atrakcyjność bohaterów, nie tylko głównych. Komisarz Bartnik, miły i wykształcony chłopiec z dobrej krakowskiej rodziny, pracuje ze Zdzisławem Niwińskim, rodem z podbocheńskiej wsi. Ten literatury nie zna, ale za to ma dużo życiowego rozsądku. Jako że Bartnik dopiero od niedawna pracuje w krakowskiej komendzie, obaj śledczy powoli się poznają i docierają. Dobrze jest wymyślona ofiara morderstwa, dziwny menel o niezwykłym (jak się okazuje) życiorysie i charakterze.
Postaci poboczne też opisane są barwnie i z satyrycznym zacięciem - a że śledztwo wymaga przesłuchania licznych świadków z różnych środowisk, autorka ma pole do popisu. Czasami popisuje się za bardzo, celne zdania i spostrzeżenia sąsiadują z niekontrolowanym gadulstwem zarówno narratora, jak i postaci. Cóż, jak większość debiutantów Zofia Małopolska chciała zmieścić w pierwszej książce za dużo: rozważania o kryzysie oświaty, o losie emerytowanych aktorek, o dziwactwach pracowników naukowych. Gdyby przyciąć i skondensować parę scen, byłoby znacznie lepiej. Ale debiut jest obiecujący i mam nadzieję, że autorka będzie kontynuować losy trójki swoich detektywów.
Prószyński i S-ka
Warszawa 2011