Myślisz, że możesz zapomnieć o trudnej przeszłości? Jesteś w błędzie

Weronika Czerny, bohaterka "Czarnych liści", zawodowo i naukowo zajmuje się badaniem tematu relacji polsko-żydowskich. Poznajemy ją w dramatycznym momencie.

Pewnego dnia jej córka, Laura, znika. Podejrzenie porwania dziecka pada na biologicznego ojca Laury, byłego już męża Weroniki, który od lat jest psychicznie chory. To pierwszy trop. Zaraz później pojawia się trop drugi. Ktoś sugeruje Weronice, czy zniknięcie Laury nie jest rodzajem zemsty za zagłębianie się w kontrowersyjny i niewygodny dla wielu temat - temat kieleckiego pogromu Żydów z 1946 roku - za próby dojścia do prawdy i chęci pokazania tej prawdy światu.

"Czarne liście" są dostępne w formie ebooka w Publio.pl >>

Ponieważ narracja przebiega dwutorowo, mamy i drugą bohaterkę, Julię Pirotte. Julia Pirotte, której zdjęcie widzimy zresztą na okładce książki, to postać historyczna. Zrobiła dla „Żołnierza polskiego” zdjęcia pogrzebu Żydów, który odbył się po wspomnianym już pogromie w Kielcach.

Jeszcze nigdy nie byłyśmy od siebie odseparowane na dłużej niż trzy dni. Mój organizm nie jest do takiej rozłąki przystosowany. Buntuje się. To protest przeciwko zakłóconej bliskości. Czuję, że znowu zbiera mi się na wymioty.

- Pani Weroniko, dobrze się pani czuje? (...) Obawiam się, że nie mam dobrych wieści.
Zaczynam płakać. Trzęsę się na całym ciele, chce krzyczeć, ale nie mam na to siły. Kończy mi się dopływ tlenu.

- Spokojnie, nie chciałem pani przestraszyć. Muszę tylko powiedzieć, że we wsi Momina, jakieś dziesięć kilometrów od Ostrowca Świętokrzyskiego, znaleziono dziecięcą bluzę od dresu poplamioną krwią. Ubranie mogło należeć do pani córki. Nasze laboratorium właśnie to sprawdza.

- Krwią?! – wrzeszczę – Jaką krwią? Czy ona żyje? Co robiła w jakiejś Mominie, do jasnej cholery?

Wybucham płaczem. Chowam się za własnym rękawem, wciągam łzy do nosa, kaszle, smarkam, tracę twarz, rozklejam się lepką, słona wydzieliną, która wsiąka w ubranie, a potem w dużą chusteczkę podaną mi usłużnie przez Zarębę.

Oko cyklonu

Można powiedzieć, że punktem wyjścia historii przedstawionej w „Czarnych liściach” jest pogrom Żydów w Kielcach w 1946 roku. W mieście zaginął wtedy mały chłopiec. Błyskawicznie rozniosła się plotka, że porwali go Żydzi. Mieszkańcy postanowili ukarać Żydów, dlatego w bestialski sposób odebrali życie prawie pięćdziesięciu osobom. Chłopiec odnalazł się i jak się później okazało, nie miało to nic wspólnego z działaniami Żydów.

Maja Wolny, podobnie jak bohaterka „Czarnych liści”, Weronika Czerny, jest doktorem nauk humanistycznych i również zajmuje się badaniem relacji polsko-żydowskich. Bardzo ciekawa jest tu geneza samego zainteresowania się przez Wolny tym właśnie obszarem historii.

Wspomniany pogrom, jak już pisałam, jest punktem wyjścia tej opowieści, niemniej jest to tylko iskierka, na bazie której autorka tworzy cały ogień powieści. Temat pogromu rzeczywiście przewija się przez całą powieść i dotyczy obu bohaterek. Niemniej tematem głównym „Czarnych liści” jest raczej pamięć, siła wspomnień, siła ciężaru przeszłości i destrukcyjna moc skrywanych tajemnic rodzinnych. Jest to też próba pokazania sensu podejmowania trudnych tematów i stawiania czoła swoim osobistym traumom.

Prawdy równoległe

Bohaterki „Czarnych liści” mają ze sobą wiele wspólnego. Dla Julii Pirotte, która cierpi po stracie najbliższej rodziny, liczy się odnalezienie spokoju i wypełnienie pustki, którą zafundowała jej druzgocąca w skutkach wojna. Po koszmarze wojny Julia próbuje ukoić swój ból i tak oto bez reszty zakochuje się w trudnej sztuce fotografii. Poza tym mocno angażuje się w działanie nurtu komunistycznego.

Z kolei dla Weroniki Czerny ważne jest odnalezienie zaginionej córki, ale również odnalezienie spokoju, który został mocno naruszony poprzez konieczność ciągłego zmagania się z balastem straszliwych faktów obciążającym sumienie, jaki Weronika dostała w spadku od rodziny i jaki kładzie się cieniem na jej obecnym życiu. Weronika szuka też spokoju w sferze damsko-męskiej, dlatego podejmuje próby poukładaniu swoich relacji z mężczyznami, wdaje się w romans. Swego czasu zdecydowała się na rozwód, na odcięcie się od ówczesnego męża, który też dźwigał swój przekazywany z pokolenia na pokolenie balast, chorobę psychiczną.

Kontaktów z rodziną nie utrzymuję od dawna. Ostatni raz widziałam matkę podczas niedzielnego obiadu w dziewięćdziesiątym piątym, kilka lat po śmierci ojca. Właśnie wtedy zebrałam się na odwagę i zapytałam ją wprost o to, co wydarzyło się w czasie wojny. Zbierałam materiały do pracy magisterskiej, dotarłam do nieujawnianych wcześniej archiwaliów. Przeprowadziłam też trochę rozmów z ludźmi, którzy przeżyli wojnę, ale już się z naszej wsi wyprowadzili. Chciałam wiedzieć, czy to wszystko prawda.

Przy stole zapadła głucha cisza. Bracia spojrzeli na mnie przerażeni. Myślałam, że matka wstanie i wymierzy mi policzek, czekałam na to uderzenie, nabrzmiałe nieuzasadnionymi posądzeniami, na ból, który przyniósłby mi ulgę. Mogłabym szybko obmyć twarz lodowatą wodą ze studni i zapomnieć o plotkach, o tych oszczerstwach spłodzonych przez wygłodzoną latami wojny wyobraźnię. Ale matka wytarła serwetką usta i pokiwała głową. Nawet na mnie nie spojrzała. Skubała widelcem mięso kaczki i powiedziała jakby do siebie, a jakby do Boga:

- Urodzeni i wychowani w czasach pokoju nigdy nie zrozumieją, czym jest wojna. (...) Nie wiecie, co to strach, Weroniko.”

Historia zatacza koło

W „Czarnych liściach” Maja Wolny operuje bogatym, dojrzałym literacko językiem. Niemal każdy opis to rodzaj małej podróży, w jaką pisarka zabiera czytelnika. Jest to podróż, którą czytelnik żyje, żyje razem z bohaterami i nie ma tutaj znaczenia, czy opisywane wydarzenia dzieją się w powieściowym czasie teraźniejszym, czy też sami bohaterowie wędrują po zakamarkach swojej pamięci i odkurzają fragmenty przeszłości. Przedstawione opisy ukazują prawdziwy kunszt literacki Wolny i jednocześnie odsłaniają przed nami niezwykłą wrażliwość pisarki. Wskazują również na jej czujne, obserwatorskie oko wychwytujące detale, które to detale co prawda tworzą cały otaczający nas świat, ale chyba tylko nieliczni są w stanie zatrzymać się na moment i wyłuskać je z masy stanowiącej tak zwane życie.

Do tego nie ma tu miejsca na wydawanie ostrych sądów czy jakieś dywagacje, na szukanie winnego i wyczekiwanie zemsty. Zdarzenia, które traktujemy jako punkt wyjścia, rzecz jasna są nazwane wprost, niemniej autorka koncentruje się raczej na nakreśleniu obrazu międzypokoleniowej spirali zdarzeń, na uwypukleniu aspektu przyczynowo-skutkowego, a nie - samym definiowaniu. Wolny opiera się przy tym i na faktach, i na historii, a w tę prawdziwą warstwę zdarzeń zgrabnie zostają wplecione doświadczenia fikcyjnych bohaterów. Autorka pokazuje też, bez usprawiedliwiania, że każda zbrodnia ma swoją genezę i jeśli dzisiaj nie spróbujemy poznać tej genezy, nie spróbujemy poznać mechanizmu zbrodni, to jest spore prawdopodobieństwo, że historia się powtórzy i pewne schematy, które odcisnęły się nieuleczalną traumą na starszych pokoleniach, staną się bolesnym udziałem również i młodszych pokoleń.

Moja miłość do roślin zaczęła się, kiedy sama byłam dzieckiem. Grudzień, może styczeń w latach siedemdziesiątych. Bardzo mroźny dzień, pelargonie i cały ogród pokryte były grubą czapą śniegu. Przez zaspy dotarł do nas zmachany listonosz i wręczył zdumionej matce paczkę z Warszawy. Daleki krewny ojca wyjeżdżał na stałe za granicę i na pożegnanie rozsyłał rodzinie prezenty. My dostaliśmy obrus, jakąś książkę oraz dwie cytryny. W tamtych czasach w Bielakach, naszej wsi odległej od świata, był to niezwykły rarytas. Matka aż jęknęła z radości i przycisnęła te owoce triumfalnie do piersi; przez chwilę stały się ich przedłużeniem, nowa kwaśną krągłością, egzotyczną i nieosiągalnie twardą.”

Postscriptum

Dlaczego to takie ważne, żeby całą tę historię - historię nie tylko z punktu widzenia doświadczeń jednostki, ale i szerzej, w kontekście dziejów całych społeczności - jakoś uporządkować? Dlaczego do tego wracać i na nowo przypominać sobie, że gdzieś tam głęboko nadal drzemią stare, bolesne rany? Dlatego, że bez usystematyzowania przeszłości nasza teraźniejszość może się okazać niepełna, kulawa i choćbyśmy sami przed sobą udawali, że nie, wcale nie, to i tak zawsze coś będzie w tym obrazie haczyć, a na takim chropowatym fundamencie naprawdę trudno jest tworzyć sensowną, nie pozbawioną nadziei przyszłość. Czy więc warto? Maja Wolny w dojrzały sposób pokazuje, że tak.

"Czarne liście" są dostępne w formie ebooka w Publio.pl >>