Po tej książce brzęczenie nad uchem już nigdy nie będzie brzmiało tak samo [FRAGMENTY KSIĄŻKI]

Flora 717 to twarda sztuka. Wywodzi się z rodu sprzątaczek, najniższej warstwy totalitarnej społeczności ula. Dla Królowej gotowa jest na każde poświęcenie. Ale jest jeden wyjątek, dla którego nie zawaha się złamać najświętszego z praw... Poniżej publikujemy fragmenty bestsellera "Rój", frapującej powieści Laline Paull ogłoszonej "Folwarkiem zwierzęcym" XXI w., która właśnie ukazała się w Polsce.

Książka w formie ebooka jest dostępna w Publio.pl. Sprawdź >>

Była w Sali Narodzeń. Była robotnicą.
Należała do rodu Flora i miała numer 717.
Wiedziała, co należy robić: zajęła się opróżnianiem swojej komórki. Wygryzając się, zniszczyła całą ścianę frontową, inaczej niż jej schludniejsze sąsiadki. Spojrzała na nie, po czym za ich przykładem starannie ułożyła rozkruszone odłamki obok ruin. Praca oczyściła jej zmysły, pozwoliła im odczuć w pełni ogrom Sali Narodzeń i drgania powietrza, zmieniające się w zależności od miejsca.
W?dali ciągnęły się rzędy komórek identycznych jak jej własna, cicho szemrzących, jakby lokatorzy jeszcze spali. W?najbliższym otoczeniu trwało poruszenie; wiele komórek było świeżo rozbitych i?opróżnionych, coraz więcej pękało i rozpadało się, by wypuścić młode pszczoły. Dobiegły ją różnorodne zapachy swoich sąsiadek, jedne słodsze, inne ostrzejsze, wszystkie bez wyjątku przyjemne.
Ziemią wstrząsnęły mocne, nieregularne drgania i korytarzem między komórkami nadbiegła młoda pszczoła z obłędem w oczach.
– Stać! – Ostre głosy poniosły się z obu końców korytarza, powietrze wypełnił silny, gryzący zapach. Wszystkie pszczoły zastygły, ale młoda uciekinierka potknęła się i upadła na rumowisko obok Flory. Wgramoliła się do zniszczonej komórki i skuliła w kącie z podniesionymi rękami.
Osłonięte gorzkimi oparami, które skrywały ich twarze i nie pozwalały odróżnić jednej od drugiej, ciemne postacie ruszyły w stronę Flory. Odepchnęły ją i wyciągnęły zapłakaną młodą pszczołę. Na widok ich kolczastych rękawic drgnienie strachu wyzwoliło w mózgu Flory kolejną porcję wiedzy. To była policja.
– Uciekłaś przed inspekcją. – Jedna z postaci rozciągnęła skrzydła dziewczyny, druga obejrzała ich cztery jeszcze mokre błony. Krawędź jednej była pomarszczona.
– Oszczędźcie mnie! – krzyknęła młoda pszczoła. – Nie będę latać, będę służyć w każdy inny sposób...
– Ułomność to zło. Ułomność jest zakazana.
Zanim schwytana uciekinierka zdążyła odpowiedzieć, dwie policjantki szarpnęły jej głowę w dół. Rozległ się głośny trzask. Upuściły bezwładne ciało w korytarzu.
– Ty. – Osobliwy chrypiący głos zwrócił się do Flory. Nie wiedziała, która z policjantek to powiedziała, bo patrzyła na czarne haki z tyłu ich nóg. – Nie ruszaj się. – Z rękawic wysunęły się długie czarne macki pomiarowe i zmierzyły jej wzrost. – Nadmierny odchył od normy.
– To wszystko, dziękuję siostrom. – Na ten życzliwy głos i towarzyszący mu wonny zapach policjantki puściły Florę. Pokłoniły się wysokiej, zadbanej pszczole o pięknej twarzy.
– Siostro Szałwio, ona jest odrażająco brzydka.
– I przerośnięta.
– Widzę. Dziękuję, siostry, możecie odejść.
Siostra Szałwia zaczekała, aż pójdą. Uśmiechnęła się do Flory.
– Dobrze jest ich się bać. Nie ruszaj się, sprawdzę, do jakiego rodu należysz...
– Jestem Flora 717.
Siostra Szałwia podniosła czułki.
– Sprzątaczka, która mówi. Wielce interesujące...
Flora patrzyła na jej płowozłotą twarz o wielkich ciemnych oczach.
– Czy zostanę zabita?
– Kapłankom nie zadaje się pytań. – Siostra Szałwia przesunęła rękami po bokach twarzy Flory.

– Otwórz usta. – Zajrzała do środka. – Może. – Nachyliła się do ust Flory i podała jej jedną złocistą kroplę miodu.
Efekt był natychmiastowy i zdumiewający. Florze przejaśniło się w głowie, w ciało wstąpiła siła.

Zrozumiała, że ma bez gadania pójść z siostrą Szałwią i spełnić każde jej żądanie.
Kiedy szła z nią korytarzem, zauważyła, że mijane pszczoły odwracały wzrok i skupiały się na pracy, i że ciało młodej robotnicy było już daleko z przodu. Niosła je w ustach zgarbiona ciemno ubarwiona pszczoła idąca w rynsztoku. Wiele podobnych pszczół przechodziło skrajem korytarza. Niektóre taszczyły bryłki brudnego wosku, inne szorowały wygryzione komórki. Żadna nie podniosła wzroku.
– To twoje siostry rodowe. – Siostra Szałwia podążyła za spojrzeniem Flory. – Wszystkie są nieme.

Wkrótce dołączysz do nich w Służbie Oczyszczania i wykonywać będziesz cenną pracę na rzecz naszego ula. Najpierw jednak prywatny eksperyment. – Uśmiechnęła się do Flory. – Chodź. Flora ochoczo ruszyła za nią. Pragnienie, by znów skosztować miodu, przyćmiło wspomnienie o zabitej młodej robotnicy.
(...)

Rozdział 2

Kapłanka szła prędko jasnymi korytarzami Sali Narodzeń. Flora trzymała się tuż za nią, rejestrując zmysłami dźwięki i zapachy, jakie towarzyszyły pszczołom z różnych rodów w wygryzaniu się ze swoich komórek lęgowych. Wzdłuż rynsztoków szło wiele ciemno ubarwionych sprzątaczek niosących bryłki brudnego wosku. Kiedy Flora poczuła ich charakterystyczną ostrą woń i zauważyła, że inne pszczoły unikają kontaktu z nimi, przysunęła się bliżej siostry Szałwii i wonnej smugi, którą za sobą zostawiała.
Kapłanka stanęła z uniesionymi czułkami. Dotarły na kraniec Sali Narodzeń, w miejsce, gdzie kończyły się niezliczone rzędy komórek lęgowych. Wielki sześciokątny otwór drzwiowy prowadził do mniejszej komory. Z wnętrza dobiegł wybuch aplauzu, który przyniósł ze sobą fascynujący nowy zapach. Flora podniosła oczy na siostrę Szałwię.
– Niefortunny moment – powiedziała kapłanka. – Ale hołd złożyć trzeba. – Po wejściu do środka kazała Florze zaczekać pod ścianą, a sama poszła na czoło grupy pszczół. Flora patrzyła, jak znów zaczęły bić brawo, zgromadzone przed jeszcze zasklepioną komórką lęgową.
Rozejrzała się po pięknej sali. Sądząc z wyglądu, była to Sala Narodzeń dla wyżej cenionych pszczół, przestronne, starannie urządzone pomieszczenie, w którego centrum znajdowały się dwa rzędy komórek, każdy złożony z sześciu okazałych i pięknie rzeźbionych przegródek. Siostra Szałwia dołączyła do komitetu powitalnego stojącego przed jedną z nich. Wiele pszczół trzymało półmiski ciastek i dzbany wody z nektarem. Smakowite zapachy zaostrzyły głód i pragnienie Flory.
Zza zdobionych ścian komórki dobiegły stłumione przekleństwa i głuchy łoskot, jakby lokator miotał się w środku. Na dźwięk pękającego wosku aplauz stał się głośniejszy i rozentuzjazmowane siostry zaczęły silniej wydzielać zapachy rodowe. Wśród nich Flora wyczuła jedną obcą molekułę i jej mózg natychmiast rozpoznał w niej feromonowy sygnał: Samiec – Przybywa Samiec!
– Cześć Jego Męskiej Mości! – zawołało kilka żeńskich głosów, kiedy wypadł wielki kawał rzeźbionego wosku, po czym wśród okrzyków zachwytu z otworu wyjrzała zwieńczona czubem głowa młodego trutnia.
– Cześć Jego Męskiej Mości! – powtórzyły radośnie siostry i pospieszyły mu z pomocą; jedne wydłubywały wosk, inne ustawiły się w schody.
– Wysoko tu – powiedział truteń, schodząc po nich na podłogę. – Zmęczyłem się.
Roztoczył wokół siebie swój trutowy zapach, co wywołało kolejne westchnienia i oklaski.
– Uniżenie witamy Waszą Męską Mość. – Siostra Szałwia dygnęła głęboko i pozostałe pszczoły zrobiły to samo. Flora przyglądała im się z podziwem i próbowała naśladować ich ruchy. – To honor dla naszego ula – powiedziała siostra Szałwia, prostując się.
– Zbytek uprzejmości. – Jego uśmiech był jednak pełen uroku i wszystkie siostry odwzajemniły go, patrząc na trutnia z przejęciem. Rozczochrany, ale elegancki, całą uwagę poświęcił poprawianiu kołnierza. Kiedy po długich zabiegach ułożył go ku swojemu upodobaniu, ukłonił się zamaszyście. Potem przy gorących owacjach sióstr zaprezentował się ze wszystkich stron, wyciągał nogi parami, stroszył czub, a nawet uraczył wielbicielki nagłym rykiem swojego napędu. Krzyczały radośnie i wachlowały się nawzajem, część rzuciła się częstować go ciastkami i wodą.
Flora patrzyła, jak jadł i pił. Miała sucho w ustach i była strasznie głodna.
– Łakomstwo to grzech, 717. – Siostra Szałwia znów stała u jej boku. – Strzeż się.
Ruszyła dalej i zanim Flora mogła się obejrzeć za trutniem, jej czułkami szarpnął zapach, którym niepostrzeżenie oplotła je kapłanka. Pobiegła, aby ją dogonić.
Czuła, że z każdym krokiem drgania w podłodze z plastra są coraz bardziej natarczywe, silniejsze i silniejsze, jakby stąpała po żywej, tętniącej energią istocie. Mrowienie przebiegło po wszystkich sześciu nogach Flory i nagle fala informacji wdarła się przez jej ciało do mózgu. Oszołomiona, stanęła na środku dużego holu. Pod jej nogami rozpościerała się rozległa mozaika z sześciokątnych płytek, wzór pokrywający cały hol i okoliczne korytarze. Wokół przeciągały niekończące się strumienie pszczół, powietrze było gęste od sygnałów zapachowych.
Siostra Szałwia wróciła do niej.
– No proszę! Wygląda na to, że uzyskałaś dostęp do wszystkich kodów podłogowych naraz. Nie ruszaj się. – Lekko musnęła czułkami czułki Flory.
Otulił je nowy aromat. Flora wciągnęła go głęboko i zamęt w jej mózgu ustał. Jej ciało uspokoiło się, a serce napełniła radość, bo zapach ten powiedział jej ponad wszelką wątpliwość, że ona, Flora 717, jest kochana.
– Matko! – krzyknęła i padła na kolana. – Święta Matko.
– Nie całkiem. – Kapłanka wyglądała na mile połechtaną. – Chociaż wywodzę się z tego samego szlachetnego rodu, co Jej Wysokość, chwała Jej Jajkom. A ponieważ Królowa dziś łaskawie dopuściła mnie przed swoje oblicze, dane mi było przesiąknąć Jej Wonią. To, co czujesz, to tylko znikoma część Miłości Królowej, 717.
Głos siostry Szałwii dochodził z wielkiego oddalenia i Flora pokiwała głową. W czasie gdy Miłość Królowej krążyła w jej ciele i mózgu, wszystkie sygnały i kody w płytkach podłogowych zaczęły płynąć wolniej i wyklarowały się w mapę ula, stale niosącą informacje. Wszystko było fascynujące i piękne. Zwróciła wzrok na kapłankę.
– Tak. Bardzo pojętna. – Siostra Szałwia spojrzała na nią i wskazała inny fragment mozaiki. – Teraz stań tam.
Flora posłusznie wypełniła polecenie, czując, jak plaster przenosi subtelnie różniące się częstotliwości i drgania. Rozstawiła nogi w poszukiwaniu najmocniejszego sygnału, a kapłanka przyglądała się jej z uwagą.
– Coś czujesz. ale czy rozumiesz co?
Flora chciała odpowiedzieć, że tak, ale czysta fizyczna rozkosz odebrała jej mowę. Mogła tylko patrzeć. Jej milczenie wyraźnie ulżyło siostrze Szałwii.
– To dobrze. Twojemu rodowi wiedza przynosi jedynie ból.
Kiedy ruszyły dalej, euforia Flory opadła, przeszła w stan głębokiego relaksu i wzmożonej świadomości. Dopiero teraz mogła podziwiać wdzięczną sylwetkę siostry Szałwii w pełnej krasie, jej jasne złote futerko kładące się jedwabistymi pasami na połyskujących pierścieniach w tym samym odcieniu brązowego, co jej sześcioro nóg. Na grzbiecie kapłanki leżały złożone długie, przezroczyste skrzydła, czułki zwężały się w ostre szpice.
Zdążały w głąb ula, Flora urzeczona rzeźbionymi, pokrytymi freskami ścianami o prastarym zapachu i pięknem żywej mozaiki swoich sióstr. Nie wyczuła, że złociste płytki pod jej nogami zmieniły się w nagi, blady wosk, ani że kapłanka otuliła ją i siebie swoim aromatem, kiedy weszły na pusty korytarz, na którym wszelkie wibracje ustały.
Dopiero gdy stanęły przed małymi, prostymi drzwiami, uświadomiła sobie, jak daleką drogę przebyły i że nadal jest bardzo głodna.
– Już niedługo – zapewniła siostra Szałwia, jakby czytała jej w myślach. Dotknęła panelu w ścianie i drzwi się otworzyły.
(...)

Książka w formie ebooka jest dostępna w Publio.pl. Sprawdź >>