Szaleniec? Być może. Prekursor? Z pewnością. Dziś byłby pewnie gwiazdą Instagrama

Wyobraźmy sobie świat, w którym mapy są wypełnione białymi plamami, a ludzie nie znają pojęcia stref klimatycznych czy teorii Darwina. Wyobraźmy sobie naukowców, którzy obładowani ciężkimi przyrządami zapuszczają się w dzicz, by przekroczyć bariery nauki. Do takiego świata zabiera nas Andrea Wulf w książce "Człowiek, który zrozumiał naturę" nagrodzonej Costa Biography Award.

Powiedzieć o nim, że był jednym z najciekawszych i najbardziej zajmujących ludzi swoich czasów, to jak nie powiedzieć nic. Był fenomenem. Trzeci Prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas Jefferson nazwał go „jedną z najwspanialszych ozdób epoki”, a Charles Darwin napisał, że bez lektury dzieł Humboldta nigdy nie stworzyłby swojego opus magnum. A to i tak zaledwie początek długiej listy sławnych i szanowanych osób, które swoją pozycję zbudowały dzięki pracom Alexandra von Humboldta.

Czym tak naprawdę się zajmował?

Był naukowcem i badaczem przyrody, który wierzył, że aby opisać i zrozumieć świat, trzeba go najpierw poznać i zobaczyć na własne oczy. Poświęcił się więc bez reszty podróżom, badaniom roślin, zwierząt, skał, obserwacjom nieba i ludzi, a że natura obdarzyła go niepospolitą inteligencją i pamięcią, ujrzał w świecie zależności, które jego poprzednikom po prostu umykały. Zresztą w swojej dziedzinie wielokrotnie robił rzeczy jako pierwszy. Możemy tylko wyobrazić sobie, że gdyby w jego czasach istniał Instagram, YouTube lub Pinterest, a on relacjonowałby swoje odkrycia, bez wątpienia zebrałby miliony obserwatorów.

Mimo wolnego obiegu informacji jego wyprawy i tak sprawiły, że stał się legendą na wszystkich kontynentach. W latach 1799-1804 przemierzył Amerykę Łacińską - wspiął się m.in. na andyjski wulkan Chimborazo uważany wówczas za najwyższy szczyt świata. W 1800 r. ruszył w niebezpieczną podróż przez lasy deszczowe Wenezueli, następnie próbował odkryć legendarne połączenie między Orinoko a Amazonką, a jako 60-latek podróżował przez Azję – zakażoną wąglikiem Rosję i Syberię.
"Jest we mnie pragnienie – napisał – które często sprawia, iż czuję się, jakbym tracił rozum".

 


Coś, co dziś jest oczywiste, wtedy było radykalnym zwrotem - Humboldt udowodnił światu, że ziemia to jeden wielki żyjący organizm, w którym wszystko jest ze sobą powiązane. Jako pierwszy człowiek dostrzegł analogie między gatunkami zwierząt i roślin występującymi na różnych kontynentach, bo też jako pierwszy człowiek faktycznie je zobaczył, zanalizował i skatalogował.

Zawdzięczamy mu np.odkrycie izoterm - rzecz tyleż prostą, co rewolucyjną. Do tego czasu dane meteorologiczne zbierano w długich tabelach – niekończących się spisach rozmaitych punktów geograficznych i ich warunków klimatycznych, kompletnie niemożliwych do porównywania.

Pod prąd

Gdy dokonywał swoich odkryć, o palmę pierwszeństwa rywalizowały dwie szkoły: naukowcy wierzący w potęgę rozumu oraz tacy, którzy poznawali świat poprzez doświadczenie. Humboldt nie miał wątpliwości, która opcja jest właściwa, a w swojej pasji poznawania świata nie uciekał od skrajności.

Przykładem mogą być choćby eksperymenty z węgorzami elektrycznymi wykonywane w Llanos w Ameryce Południowej. Humboldt usłyszał od miejscowych, że zalegają one na dnie w tamtejszych jeziorach. Zawsze chciał sprawdzić, czy faktycznie mogą razić prądem o napięciu powyżej 600 woltów - pozostała „tylko” kwestia tego, jak je wyłowić. Miejscowi wpadli więc na pomysł i zagonili do wody ok. 30 koni, które wzburzyły wodę i stały się ofiarami makabrycznego pojedynku.

W miarę upływu czasu siła ładunków elektrycznych zmalała, więc Humboldt wyłowił węgorze, by… przetestować ich działanie na sobie. Przez cztery godziny on i jego partner przeprowadzali całą gamę niebezpiecznych doświadczeń łącznie z trzymaniem węgorza gołą ręką i trzymaniem metalu w drugiej ręce czy staniem na mokrej ziemi. Szaleniec? Być może. Prekursor nowego podejścia w nauce? Z pewnością.

Podróż do przeszłości

Przyznam od razu – wyprawa do XVIII i XIX w., którą serwuje nam autorka, będzie wciągająca i pełna zaskoczeń. Nie tylko dla zagorzałych ekologów (chociaż być może też), obrońców praw zwierząt (może również) czy przyrodników.

Andrea Wulf w swojej książce z precyzją odmalowuje świat kompletnie inny niż ten, do którego przywykliśmy. Taki, w którym dzisiejsze fakty były kwestią dyskusyjną lub po prostu wielką niewiadomą. W niemal niezauważalny sposób oplata nas siecią szczegółów, które ułatwiają zrozumieć tamte realia i rozterki naukowca wyprzedzającego swoje czasy. To też po prostu świetna historia człowieka, którego życie z powodzeniem mogłoby posłużyć za scenariusz filmu przygodowego.

Co jest miłym zaskoczeniem, na kartach książki ożywają wielkie umysły i ludzie, których znamy z podręczników do historii czy literatury - spotykają się ze sobą, przyjaźnią, inspirują, rywalizują. Co na przykład wiemy o Goethem poza tym, że napisał „Cierpienia młodego Wertera” i „Fausta”? Na pewno nie to, że był zapalonym przyrodnikiem mającym chociażby kolekcję skał liczącą 18 tysięcy okazów. Więcej smaczków nie będę zdradzać - zdecydowanie warto odkryć je samemu.

Książka w formie ebooka jest dostępna w Publio.pl >>

A teraz zobacz: Mięśnie Hugh Jackmana, piękna Emma Watson i hollywodzka gwiazda w roli Polki. W marcu w kinach

Mięśnie Hugh Jackmana, piękna Emma Watson i hollywodzka gwiazda w roli Polki. W marcu w kinach

Więcej o: