Młoda kobieta, tuż po internetowej randce, zostaje zamordowana we własnym mieszkaniu. Ślady na jej ciele wskazują, że sprawca jest wyjątkowo bezwzględny. Harry Hole nie chce dać się wciągnąć w grę z psychopatą, dopóki nie zaczyna podejrzewać, że zbrodnia łączy się z nierozwiązaną sprawą z przeszłości.
Poniżej prezentujemy fragmenty książki "Pragnienie".
"Pragnienie" i inne książki Jo Nesbø są dostępne w formie ebooków >>
Bar Jealousy świecił pustkami, a mimo to nie było czym oddychać.
Mehmet Kalak obserwował mężczyznę i kobietę przy kontuarze, nalewając im wino do kieliszków. Czworo gości. Trzecim był siedzący samotnie przy stoliku facet, który popijał swoje piwo małymi łyczkami, a do czwartego należała para kowbojskich butów, wystających z jednego z boksów, którego ciemność od czasu do czasu rozpraszało światło telefonicznego wyświetlacza. Czworo gości o wpół do dwunastej we wrześniowy wieczór w najlepszej barowej okolicy na Grünerlokka. Było niedobrze, nie mogło tak trwać. Mehmet czasami zadawał sobie pytanie, dlaczego zrezygnował z pracy szefa baru najmodniejszego hotelu w mieście po to, by w pojedynkę przejąć ten zniszczony lokal z zapijaczoną klientelą. Może sądził, że podnosząc ceny, wymieni starych gości na tych, na których zależało wszystkim, tych z płynnością finansową, niestwarzających problemów, młodych, ale już dojrzałych ludzi z sąsiedztwa. Może dlatego, że po zerwaniu z dziewczyną potrzebował miejsca, w którym mógłby się zaharować na śmierć. Może dlatego, że oferta lichwiarza Daniala Banksa wydała mu się bardzo korzystna, kiedy bank odrzucił jego wniosek o kredyt. A może po prostu dlatego, że w barze Jealousy to on decydował o doborze muzyki, a nie jakiś pieprzony dyrektor hotelu, który znał tylko jedną melodię: brzęk wydobywający się z kasy. Przepędzenie starej klienteli poszło łatwo, dawni bywalcy już od dłuższego czasu zagrzewali miejsce w tanim barze trzy kwartały dalej. Trudniejsze okazało się przypędzenie nowej. Może powinien zrewidować koncept. Może jeden telewizor pokazujący turecką piłkę nożną nie wystarczy, żeby nazwać lokal barem sportowym. A w kwestii muzyki, może powinien postawić raczej na klasyczne pewniaki, U2 i Springsteen dla chłopaków, a Coldplay dla pań.
- Co prawda zaliczyłem niewiele randek z Tindera – Geir odstawił kieliszek z białym winem z powrotem na bar. – Ale i tak się zorientowałem, że można się zetknąć z mnóstwem dziwactw.
- Naprawdę? – Kobieta stłumiła ziewnięcie.
Miała jasne, krótko ostrzyżone włosy. Szczupła. Mehmet ocenił ją na trzydzieści pięć lat. Szybkie, trochę nerwowe ruchy. Zmęczone oczy. Pracuje za dużo i ćwiczy, bo ma nadzieję, że to jej da energię, której stale jej brakuje. Mehmet patrzył, jak Geir unosi kieliszek, trzymając go trzema palcami za nóżkę, w taki sam sposób jak jego towarzyszka. Na niezliczonych tinderowych randkach konsekwentnie pił to samo co kobiety, z którymi się umawiał, wszystko jedno, czy chodziło o whisky, czy o zieloną herbatę. Chyba chciał zasygnalizować, że i w tej kwestii do siebie pasują.
Geir chrząknął. Od wejścia kobiety do baru minęło sześć minut i Mehmet wiedział, że Geir właśnie teraz postanowił ruszyć do ataku.
- Jesteś ładniejsza niż na profilowym zdjęciu, Elise – powiedział Geir.
- Już to mówiłeś, ale jeszcze raz dziękuję.
Mehmet polerował kieliszek, udając, że nie słucha.
- No to powiedz mi, Elise, czego pragniesz w życiu?
Uśmiechnęła się lekko, zrezygnowana.
- Mężczyzny, który nie kieruje się wyłącznie wyglądem.
- Oczywiście nie mogę się z tobą nie zgodzić, Elise. Liczy się to, co w środku.
- To był żart. Na zdjęciu jestem ładniejsza i, prawdę mówiąc, ty też, Geir.
- Ho, ho. – Geir zdezorientowany zajrzał do swojego kieliszka. – Chyba większość ludzi wybiera swoje najlepsze zdjęcia. Więc pragniesz mężczyzny. Jakiego mężczyzny?
- Takiego, który nie będzie pracował i zajmie się w domu trójką dzieci. – Elise spojrzała na zegarek.
- Ho, ho. – Geirowi pot wystąpił nie tylko na czoło, ale na całą wielką ogoloną na łyso głowę. A wkrótce wielkie plamy potu miały ukazać się pod pachami czarnej koszuli typu slim fit, będącej zresztą dziwnym wyborem, ponieważ Geir nie był ani slim, ani fit. Obrócił kieliszek w palcach. – To dokładnie moje poczucie humoru, Elise. Chociaż na razie za rodzinę wystarczy mi pies. Lubisz zwierzęta?
Tanrim, dlaczego on nie rzuci kart? – zdumiał się Mehmet.
- Jeśli spotkam tego właściwego, jeśli poczuję, że do siebie pasujemy, zarówno tu…
- Jak i tu… - Geir uśmiechnął się, zniżył głos i wskazał na krocze. – No, ale najpierw trzeba się przekonać, jak to jest z tym dopasowaniem. Co ty na to, Elise?
Mehmetowi ciarki przebiegły po plecach. Geir zagrał all in, a na jego poczuciu własnej wartości zapewne wkrótce pojawi się kolejne wgniecenie.
Kobieta odsunęła swój kieliszek na bok i nachyliła się do Geira, więc Mehmet musiał nastawić uszu, żeby ją usłyszeć.
- Możesz mi obiecać jedno, Geir?
- Oczywiście. – W jego spojrzeniu i głosie pojawił się wręcz psi zapał.
- Że kiedy stąd wyjdę, nigdy więcej nie będziesz próbował się ze mną kontaktować.
Mehmet z trudem ukrył podziw dla Geira za to, że ten zdobył się na uśmiech.
- Oczywiście.
Kobieta się wyprostowała.
- Nie wyglądasz mi na stalkera, Geir, ale mam już za sobą parę złych doświadczeń. Jeden facet zaczął za mną łazić. Groził też tym, z którymi się spotykałam. Mam nadzieję, że rozumiesz, skąd moja ostrożność.
- Rozumiem. – Geir sięgnął po kieliszek i opróżnił go do dna. – Sam ci mówiłem, że jest mnóstwo dziwaków. Ale nie bój się, jesteś całkiem bezpieczna. Statystycznie mężczyźni mają cztery razy większe szanse na to, żeby zostać zamordowanym, niż kobiety.
- Dziękuję za wino, Geir.
- Gdyby ktoś z nas trojga…
Mehmet czym prędzej odwrócił wzrok, kiedy Geir wskazał na niego.
- …miał dziś wieczorem stać się ofiarą zabójstwa, szansa na to, że padłoby na ciebie, jest jak jeden do ośmiu. Chociaż, chwileczkę, trzeba to podzielić przez…
Elise wstała.
- Mam nadzieję, że uda ci się to policzyć. Wszystkiego dobrego.
Po jej wyjściu Geir jeszcze przez chwilę wpatrywał się w swój kieliszek, kiwając głową do rytmu Fix You, jakby chciał przekonać Mehmeta i ewentualnych innych świadków, że już się otrząsnął z porażki, że Elise była jak trwająca trzy minuty popowa piosenka, która równie szybko poszła w zapomnienie. Potem on także wstał bez słowa i wyszedł. Mehmet rozejrzał się po lokalu. Kowbojek i faceta, który dręczył piwo, też już nie było. Został sam. I tlen wrócił.
Mehmet zmienił w komórce listę utworów. Na s w o j ą listę. Bad Company. Z członkami z Free, Mott The Hoople i King Crimson raczej nie powinno być źle. A z Paulem Rodgersem w wokalu n i e m o g ł o być źle. Podkręcił głośność tak, że szklanki za ladą zaczęły o siebie podzwaniać.
Elise szła przez Thorvald Meyers gate, wśród prostych trzypiętrowych kamienic, niegdyś zamieszkiwanych przez klasę robotniczą żyjącą w biednej części biednego miasta, w których jednak teraz metr kwadratowy kosztował tyle co w Londynie i Sztokholmie. Wrzesień w Oslo. Nareszcie powróciła ciemność, mieli już za sobą te długie, irytująco jasne letnie noce, wypełnione charakterystyczną dla lata histeryczną wesołością, idiotyczną radością życia. We wrześniu Oslo odzyskiwało swoje prawdziwe ja: melancholijne, pełne rezerwy, efektywne. Solidna fasada, ale skrywająca mroczne zaułki i tajemnice. Podobno i ona była właśnie taka. Przyspieszyła, bo w powietrzu czuło się deszcz, mżawkę, prysznic boskiego kichnięcia, jak się wyraził, siląc się na poetyczność, jeden z facetów, z którymi się umówiła. Odstawi Tindera. Jutro. Dosyć już tego. Dosyć napalonych gości, pod których wzrokiem czuła się jak dziwka, gdy spotykała się z nimi w jakimś barze. Dosyć obłąkanych psychopatów i stalkerów, którzy wpijali się w nią jak kleszcze i wysysali z niej czas, energię i poczucie bezpieczeństwa. Dosyć żałosnych przegranych, przy których czuła się jedną z nich.
Mówiło się, że umawianie się na randki przez Internet to nowy sposób poznawania nowych ludzi, że nie ma się już czego wstydzić, że wszyscy tak robią. Ale to nie była prawda. Ludzie poznawali się w pracy, w czytelni, przez przyjaciół, w siłowni, w barku kawowym, w samolocie, autobusie, pociągu. Poznawali się tak, jak powinni się poznawać, z nisko opuszczonymi ramionami, bez presji, mogąc zachować na przyszłość romantyczną iluzję niewinności, czystości i kaprysu losu. Ona p r a g n ę ł a tej iluzji. Postanowiła skasować konto. Mówiła to sobie już wcześniej, ale tym razem to się naprawdę stanie, już dziś wieczorem.
Przecięła Sofienberggata i wyjęła klucz, żeby otworzyć bramę koło warzywniaka. Pchnęła je, zanurzyła się w mrok. I stanęła jak wryta.
Było ich dwóch.
Minęło kilka sekund, zanim oczy dostatecznie przywykły do ciemności i mogła zobaczyć, co trzymają w dłoniach. Obaj mężczyźni mieli rozpięte spodnie i organy płciowe na wierzchu.
Cofnęła się. Nie odwracała się, tylko modliła się w duchu, żeby kolejny nie pojawił się za nią.
- Kurwasorry.
Zlepione w jedno słowo przekleństwo i przeprosiny wypowiedział młody głos. Elise oceniła go na jakieś osiemnaście-dwadzieścia lat. Nietrzeźwy.
- Ty – odezwał się ten drugi, rozbawiony. – Nasikałeś mi na buty!
- Bo się przestraszyłem!
Elise mocniej owinęła się płaszczem i wyminęła chłopaków, którzy z powrotem odwrócili się do ściany.
- To nie jest szalet – rzuciła.
- Sorry, ale nas przypiliło. Więcej się nie powtórzy.