Czytasz i wiesz, że nie "wszystko będzie dobrze". Nowa powieść autora "Dygotu"

- W tej popieprzonej rodzinie najlepiej nam wychodzi marnowanie okazji - stwierdza jedna z głównych bohaterek "Rdzy". Jak o czymś tak banalnym napisać znakomitą powieść? Jest kilku polskich pisarzy, którzy to potrafią. Jakub Małecki należy do tej wąskiej grupy.

Prozę Jakuba Małeckiego najłatwiej porównać z prozą życia – niby jest zwyczajna, ale nie sposób się od niej oderwać. Mimo że w nowej powieści "Rdza" autor nadal pozostaje wierny tematom kojarzonym z nim po "Dygocie" i "Śladach", a do tego znowu opowiada przeciętne, nawet w swoim tragizmie, losy przeciętnych ludzi, wychodzi mu to rewelacyjnie. Z książki na książkę coraz lepiej. Historia rodziny Stawnych i ich sąsiadów z Chojen uwodzi więc od pierwszej do ostatniej strony. I pozostawia po sobie niedosyt – chciałoby się, żeby była dłuższa.

Chwile, które zmieniają życie

Jedno wydarzenie, w którym Szymon Stawny nie bierze udziału, nieodwołalnie wpływa na resztę jego życia. Przyszłość siedmiolatka jeszcze ściślej splata się z życiem jego babki Tośki, obecnym i przeszłym. Przez jeden "cholerny wieczór" Michał Stawny przeobraża się w oczach całej wsi w Doktora. Jedna nieprzemyślana decyzja skazuje Gracjana na egzystencję wiejskiego Hołowczyca...

Jakub Małecki nieustannie poddaje bohaterów "Rdzy" próbom. Podsuwa im "życiowe okazje". Przy czym nieistotne, podjęte mimochodem decyzje bywają dla mieszkańców Chojen równie brzemienne w skutkach, co uczestnictwo w sytuacjach strasznych, odciskających trwały ślad w pamięci. Każdy dokonany wybór, ucieczka przed nim również, są jak przestawianie kolejowej zwrotnicy – zjazd z głównego toru, w kolejne warianty życia, bliższe lub dalsze od ideału. Co by było, gdybym... wtedy stchórzył/postanowiła nie wracać do swoich/jednak pojechała do Kijowa? Jak wyglądałyby moje "wszystkie możliwe życia, które nie były tym życiem"?

Na "Rdzę" składają się coraz bardziej zazębiające się z sobą opowieści Szymka, dziecka czasów popkultury, fana superbohaterów z komiksów i kreskówek, oraz jego babki Tośki, która wśród najważniejszych wspomnień z dzieciństwa przechowuje odczucie "ostrego smrodu ciemnego wagonu, dotyku robaków na skórze". Dzieli ich czas, łączą więzy krwi, rodzinne tragedie i skłonność do poddawania się losowi. Odwagę, by wziąć sprawy we własne ręce, znajdują w sobie od czasu do czasu. Podobnie jak ich sąsiedzi.

Zazwyczaj nie dzieje się nic

Przemijanie to temat, który powraca w książkach Jakuba Małeckiego jak bumerang. Nie inaczej jest w "Rdzy". Bohaterowie powieści oczekują. Brną przez gęstniejącą nudę codzienności. Czas przepływa im przez palce. Dorastają, starzeją się, marzą o chwilach, kiedy "istnieją szczególnie". A potem następuje moment szczęścia albo dochodzi do tragedii. Zmienia się wszystko i jednocześnie nie zmienia się nic. Świat trwa dalej. Jak po śmierci Niewidzialnego Człowieka, który w czasie wojny zobaczył coś, czego nikt oglądać nie powinien, i na poły legendarnego pradziadka Szymka:

Nie wierzył, że ten człowiek kiedykolwiek zabił gołymi rękoma niedźwiedzia, i nie wierzył, że nawet gdyby zabił, cokolwiek by to zmieniło. Człowiek, który zabija w walce niedźwiedzia, i człowiek, który nigdy z niedźwiedziem nie walczy, wyglądają na zdjęciu dokładnie tak samo i tak samo nic oprócz zdjęć po nich nie zostaje.

Najważniejsze w "Rdzy" i tak jest to, co "pomiędzy", kiedy "zazwyczaj nie dzieje się nic". Małecki ma bowiem rzadki talent do wychwytywania i utrwalania takich chwil: magii rytuałów, maleńkich codziennych cudów, indywidualnych obsesji. Może to być pisanie listów, kolorowanie krów, tworzenie fikcyjnych rozkładów jazdy pociągów, papieros w samotności wypalany w łazience, lęk przed topolą, rudymi mężczyznami, Bozią.

 

Wszystko będzie dobrze

- Co to jest? – zapytała, pociągając za sznurek.

Chciał przykryć odsłoniętą stopę kołdrą, ale babcia już go odwiązywała: długo męczyła się z supłem na kaloryferze, wreszcie się udało, zwinęła sznurek w kulkę i znów wbiła wzrok prosto w niego.

- No słucham.

Powiedział jej wtedy wszystko – o dźwiękach, o Bozi, o tym, jak chce mu w nocy wejść do pokoju, i o tym, że się jej boi. (...)

- Ale wiesz co? – powiedziała nagle, prostując się. – Jak ta Bozia wejdzie nam do domu, to ja ją zastrzelę. (...)

- A czym? Przecież babcia nawet nie masz pistoletu.

- Mam pistolet. I ją zastrzelę tym pistoletem, jak tu wejdzie. Rozumiesz?

Zgodnie z zasadą strzelba, która wisi na ścianie musi wystrzelić. Czytając "Rdzę", wiadomo, że wystrzeli nie jeden raz, że nie "wszystko będzie dobrze", jak nieustannie pocieszają się nawzajem bohaterowie. Często wiadomo nawet, kiedy wystrzeli. Prawdziwa zagadka brzmi: Dlaczego? I po co to wszystko? Czy nie lepiej, zamiast opłakiwać kolejne rozczarowania, zmagać się ze starością, kalectwem, dokonać wyboru ostatecznego? Małecki stworzył piękną odpowiedź na te pytania – bogatą, pełną niuansów, napisaną precyzyjnym, ale i poetyckim językiem powieść o wielu obliczach miłości, przyjaźni, odwagi i tchórzostwa, okrucieństwa i zarazem błogosławieństwa upływającego czasu, długach wdzięczności, których nie sposób spłacić, poszukiwaniu swojej drogi w przeżartym rdzą świecie – tak żeby niczego potem nie żałować. Albo żałować jak najmniej.

Do tej pory Jakuba Małeckiego tytułowano jako autora głośnego "Dygotu". Na okładce jego kolejnej książki może się to zmienić.