Adwokaci to też ludzie. To, co pokazują na sali sądowej, to teatr [ROZMOWA]

Paulina Świst: "Czasem szarpiemy się na sali sądowej jak psy, po czym wychodzimy i idziemy razem na piwo". Jak naprawdę wygląda świat prawników i prokuratorów? O tym rozmawiamy z autorką kryminałów.

Powieść "Prokurator" przebojem zdobyła sympatię polskich czytelników. Mocny, bezpardonowy styl i ostry język w połączeniu ze szczerością ukazania świata palestry to mieszanka prawdziwie wybuchowa. Teraz Paulina Świst powraca z kontynuacją poprzedniej książki zatytułowaną "Komisarz". Z autorką o kulisach pracy Wymiaru Sprawiedliwości, etyce działań operacyjnych i handlu ludźmi rozmawia Mateusz Uciński.

Mateusz Uciński: Pani Paulino, zarówno w "Prokuratorze", jak i w swojej najnowszej książce "Komisarzu" pokazuje Pani świat palestry w zupełnie innym świetle. To tacy sami ludzie, jak wszyscy inni, którzy mają gorsze dni, klną, piją, kiedy mają gorszy dzień, uciekają w seks i przygodne znajomości.  Dla wielu ludzi, którzy przeczytają Pani powieści, które - nie okłamujmy się - są bardzo mocne i napisane żywym językiem, taka wizja może być szokiem, nie uważa Pani?

Paulina Świst: Nie wiem, skąd wziął się mit adwokatów jako osób bez skazy. Naprawdę jesteśmy ludźmi, mamy gorsze dni, większość z nas, zwłaszcza we własnym gronie, szpetnie klnie. Rozumiem, że ogrom osób postrzega nas przez pryzmat tego, jak się zachowujemy na sali sądowej. Tam oczywiście używamy słów takich jak azaliż albo koherentny, ale nie oszukujmy się... to teatr.  Zapewne nie dotyczy to wszystkich członków palestry, ale tych, których dobrze znam, akurat tak.

Wiarygodności tym książkom dodaje fakt, iż jest Pani czynnie pracującym adwokatem posiadającym własną kancelarię we Wrocławiu. Pracowała Pani przy różnorakich sprawach, tych naprawdę wielkiego kalibru także. Jak na Panią to wpływa jako autorkę? Jest źródłem inspiracji? Czy przemyca Pani do swoich książek autentyczne zdarzenia, z którymi stykała się Pani podczas prowadzonych rozpraw?

Unikam w książkach jakichkolwiek odniesień do spraw, które prowadzę – tajemnica adwokacka to święta rzecz. Ale inspirują mnie. Czasem na kanwie konkretnej sprawy zastanawiam się, co by było, gdyby coś poszło nie tak? Lubię wymyślać historię. Lubię wynajdywać luki w systemie. Lubię się potem zastanawiać, co mogłaby w takiej sytuacji wymyślić osoba amoralna, gdyby też to dostrzegła. Z zasady nie ufam ludziom, więc zawsze w duchu zakładam, że mogą zrobić coś kompletnie nieprzewidywalnego. W życiu hamuje ich wiele czynników, a w książce mogę zrobić w tej kwestii, co mi się tylko podoba. To piękne uczucie.

Narratorem "Komisarza" jest policjant, Radosław Wyrwa, który prowadząc dochodzenie, współpracuje ze znanymi z poprzedniej książki mecenas Kingą Błońską i prokuratorem Łukaszem Zimnickim. Zastanawia mnie, jak wygląda współpraca na takiej linii w rzeczywistości. Nie ukrywam, że zarówno ja, jak i wielu innych czytelników swoją wiedzę czerpiemy z książek i filmów, w których różnie to wygląda. Od normalnych, służbowych stosunków po próbę sił i kompetencji.

To kompletna fikcja literacka. Nie znam żadnego prokuratora, który byłby w związku z adwokatem. Ale to, że ja ich nie znam, wcale nie znaczy, że tak nie mogłoby się zdarzyć. Jeśli zaś chodzi o służbowe stosunki, to jak zwykle wszystko rozbija się o to, kto i z kim. Prokuratorzy mają swoich ulubionych "operacyjnych", adwokaci lubią się albo nienawidzą z prokuratorami i między sobą. Różnie bywa. Czasem szarpiemy się na sali sądowej jak psy, po czym wychodzimy i idziemy razem na piwo.

Wspomniany powyżej komisarz Wyrwa pracuje pod przykrywką. Podczas działań operacyjnych mocno zbliża się do córki jednego z podejrzanych. Ciekaw jestem, jakie są granice takich działań zarówno proceduralne, jak i etyczne. Nawet Pani powołuje się w tekście na głośną kilka lat temu sprawę jednego z agentów CBA i jego nieszablonowe metody rozpracowywania jednej z posłanek zamieszanej w aferę korupcyjną.

Właśnie dlatego go poruszyłam, bo pamiętam, że dużo o tym wtedy myślałam. Jaka jest granica? Jak widać procedura procedurą, a życie życiem. Patrząc na płaczącą przed kamerą posłankę, zastanawiałam się, gdzie jest ta granica etyczna. Czy powinno się działać w taki sposób? Nie mam pojęcia, naprawdę. Nigdy nie byłam policjantem pod przykrywką. Ale jeśli kiedyś jakiegoś spotkam, to z pewnością zapytam.

Pozostając w kręgu działań operacyjnych. W powieści pokazuje Pani sytuację, kiedy osoba zamieszana w mafijne interesy zostaje wykryta i zaczyna współpracować z wymiarem sprawiedliwości. Jak duże jest ryzyko takich działań? Wiadomo, że z jednej strony takiego policyjnego "kreta" czeka kara ze strony wymiaru sprawiedliwości, z drugiej - zemsta świata przestępczego, która uderzy nie tylko w niego, ale i nierzadko w jego rodzinę. To bardzo niebezpieczna gra, nie uważa Pani?

Uważam, że to duży dylemat. Bardzo często bywa tak, że prokuratorzy wykorzystują tak zwane "sześćdziesiątki". Są to osoby, które współpracują z prokuraturą, obciążając własnych kolegów. Jak się można domyślić, kiedy sprawa wychodzi na jaw, są w ogromnym niebezpieczeństwie. Ale to tylko i wyłącznie ich wybór – proszę pamiętać, że wtedy jest wobec nich stosowane nadzwyczajne złagodzenie kary i często dostają naprawdę śmieszne wyroki w porównaniu do swoich dawnych kolegów. Życie to sztuka wyboru, chyba dopiero stając przed takim dylematem, można się dowiedzieć, co by się wybrało.

Postacią, która w pewnym sensie splata fabuły książek "Prokurator" i "Komisarz", jest "Szary". Szef jednego z mafijnych gangów, a prywatnie przyrodni brat mecenas Kingi Błońskiej. Intryguje mnie, czy jest to absolutna fikcja literacka, czy wręcz przeciwnie i czy spotkała się Pani w swojej pracy z sytuacją, kiedy członkowie rodziny stawali po zupełnie przeciwnych stronach barykady, działając w majestacie prawa i łamiąc je z premedytacją.

Jest to absolutna fikcja literacka, ale... dlaczego nie mogłaby się wydarzyć? Kiedyś czekałam przed salą na sprawę i zobaczyłam, że po drugiej stronie mam swojego kolegę z ogólniaka, z którym nie widziałam się od 10 lat i ma na sobie... togę prokuratora. Kompletnym przypadkiem, w sądzie oddalonym o 200 kilometrów od Wrocławia. Teoretycznie możliwe, praktycznie mało prawdopodobne, ale się wydarzyło. Podobnie jest z przestępcami. Rodziny przecież nie wybieramy...

Dotyka Pani w "Komisarzu" bardzo poważnego problemu, jakim jest handel ludźmi. Ostatnio jest o tym głośno, pokazały to Kasia Adamik w serialu "Wataha" czy Marta Zaborowska w powieści "Jej wszystkie śmierci". Z czego Pani zdaniem wynika, że w XXI wieku nadal mamy de facto do czynienia z niewolnictwem, zwłaszcza jego seksualną odmianą? Nie chcemy tego widzieć, świadomie przymykamy oczy?

Niestety tak. Jak śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz, seks i kasa to dwie rzeczy, które najmocniej podniecają ludzi. Zawsze będzie na to popyt, więc zawsze będzie podaż. Są osoby, które zarabiają na tym miliony monet, więc zawsze znajdą się również ofiary, które będą wykorzystywane. Gdzie łatwiej je znaleźć niż w kraju ogarniętym wojną ?

Moje ostatnie pytanie będzie dotyczyło kryminału jako gatunku literackiego. Obserwuję, że ostatnio prym wiodą w nim kobiety, co mnie cieszy, bo bardzo go Panie odświeżyłyście i nadałyście nowego szlifu, że tak się kolokwialnie wyrażę. Mam wrażenie, ze spojrzałyście na to z zupełnie innej strony. Czym Pani zdaniem, jako pisarki, która stworzyła tak charyzmatyczne postacie jak tandem Błońska – Zimnicki, cechuje się kobiece spojrzenie na powieść kryminalną?

Patrzymy na nią "po babsku". Czyli dużo tu uczuć, emocji, dram. Strasznie "tarmosimy" tych naszych bohaterów, nie żałując im trudnych, ekstremalnych sytuacji. Myślę, że o to chodzi.

Książki Pauliny Świst są dostępne w formie elektronicznej w Publio.pl >>