Powieść "Prokurator" przebojem zdobyła sympatię polskich czytelników. Mocny, bezpardonowy styl i ostry język w połączeniu ze szczerością ukazania świata palestry to mieszanka prawdziwie wybuchowa. Teraz Paulina Świst powraca z kontynuacją poprzedniej książki zatytułowaną "Komisarz". Z autorką o kulisach pracy Wymiaru Sprawiedliwości, etyce działań operacyjnych i handlu ludźmi rozmawia Mateusz Uciński.
Paulina Świst: Nie wiem, skąd wziął się mit adwokatów jako osób bez skazy. Naprawdę jesteśmy ludźmi, mamy gorsze dni, większość z nas, zwłaszcza we własnym gronie, szpetnie klnie. Rozumiem, że ogrom osób postrzega nas przez pryzmat tego, jak się zachowujemy na sali sądowej. Tam oczywiście używamy słów takich jak azaliż albo koherentny, ale nie oszukujmy się... to teatr. Zapewne nie dotyczy to wszystkich członków palestry, ale tych, których dobrze znam, akurat tak.
Unikam w książkach jakichkolwiek odniesień do spraw, które prowadzę – tajemnica adwokacka to święta rzecz. Ale inspirują mnie. Czasem na kanwie konkretnej sprawy zastanawiam się, co by było, gdyby coś poszło nie tak? Lubię wymyślać historię. Lubię wynajdywać luki w systemie. Lubię się potem zastanawiać, co mogłaby w takiej sytuacji wymyślić osoba amoralna, gdyby też to dostrzegła. Z zasady nie ufam ludziom, więc zawsze w duchu zakładam, że mogą zrobić coś kompletnie nieprzewidywalnego. W życiu hamuje ich wiele czynników, a w książce mogę zrobić w tej kwestii, co mi się tylko podoba. To piękne uczucie.
To kompletna fikcja literacka. Nie znam żadnego prokuratora, który byłby w związku z adwokatem. Ale to, że ja ich nie znam, wcale nie znaczy, że tak nie mogłoby się zdarzyć. Jeśli zaś chodzi o służbowe stosunki, to jak zwykle wszystko rozbija się o to, kto i z kim. Prokuratorzy mają swoich ulubionych "operacyjnych", adwokaci lubią się albo nienawidzą z prokuratorami i między sobą. Różnie bywa. Czasem szarpiemy się na sali sądowej jak psy, po czym wychodzimy i idziemy razem na piwo.
Właśnie dlatego go poruszyłam, bo pamiętam, że dużo o tym wtedy myślałam. Jaka jest granica? Jak widać procedura procedurą, a życie życiem. Patrząc na płaczącą przed kamerą posłankę, zastanawiałam się, gdzie jest ta granica etyczna. Czy powinno się działać w taki sposób? Nie mam pojęcia, naprawdę. Nigdy nie byłam policjantem pod przykrywką. Ale jeśli kiedyś jakiegoś spotkam, to z pewnością zapytam.
Uważam, że to duży dylemat. Bardzo często bywa tak, że prokuratorzy wykorzystują tak zwane "sześćdziesiątki". Są to osoby, które współpracują z prokuraturą, obciążając własnych kolegów. Jak się można domyślić, kiedy sprawa wychodzi na jaw, są w ogromnym niebezpieczeństwie. Ale to tylko i wyłącznie ich wybór – proszę pamiętać, że wtedy jest wobec nich stosowane nadzwyczajne złagodzenie kary i często dostają naprawdę śmieszne wyroki w porównaniu do swoich dawnych kolegów. Życie to sztuka wyboru, chyba dopiero stając przed takim dylematem, można się dowiedzieć, co by się wybrało.
Jest to absolutna fikcja literacka, ale... dlaczego nie mogłaby się wydarzyć? Kiedyś czekałam przed salą na sprawę i zobaczyłam, że po drugiej stronie mam swojego kolegę z ogólniaka, z którym nie widziałam się od 10 lat i ma na sobie... togę prokuratora. Kompletnym przypadkiem, w sądzie oddalonym o 200 kilometrów od Wrocławia. Teoretycznie możliwe, praktycznie mało prawdopodobne, ale się wydarzyło. Podobnie jest z przestępcami. Rodziny przecież nie wybieramy...
Niestety tak. Jak śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz, seks i kasa to dwie rzeczy, które najmocniej podniecają ludzi. Zawsze będzie na to popyt, więc zawsze będzie podaż. Są osoby, które zarabiają na tym miliony monet, więc zawsze znajdą się również ofiary, które będą wykorzystywane. Gdzie łatwiej je znaleźć niż w kraju ogarniętym wojną ?
Patrzymy na nią "po babsku". Czyli dużo tu uczuć, emocji, dram. Strasznie "tarmosimy" tych naszych bohaterów, nie żałując im trudnych, ekstremalnych sytuacji. Myślę, że o to chodzi.
Książki Pauliny Świst są dostępne w formie elektronicznej w Publio.pl >>