Autor osadził akcję powieści w latach 70. Wydarzenia rozgrywają się w skorumpowanym mieście pełnym przestępców. Macbeth jest jeden z niewielu nieprzekupnych policjantów, a także dowódcą jednostki specjalnej. Po niebezpiecznej akcji przeciwko handlarzom narkotyków zaczyna piąć się po szczeblach kariery. Wspiera go Lady – piękna i wpływowa właścicielka kasyna. Bohater w młodości zmagał się z problemem narkotykowym, ale uzależnienie od władzy okazuje się znacznie bardziej niebezpieczne…
Fabuła zapowiada się zawile i wciągająco, dokładnie tak jak można było tego oczekiwać po kryminałach Jo Nesbø. Najnowsza książka autora bestsellerowej serii z Harrym Holem w roli głównej, ukaże się już 18 kwietnia nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego. Powieść została napisana w ramach "Projektu Szekspir". A dla wszystkich niecierpliwych mamy fragment!
Fragment książki "Macbeth"
Duff spojrzał na zegarek.
Godzina zgadzała się z informacją w liście co do minuty. Duff na moment przyłożył koniuszki palców jednej ręki do wnętrza nadgarstka drugiej. Wyczuł przyspieszone tętno. Teraz już nie tylko miał nadzieję, zaczynał też wierzyć.
– Duff, dużo ich jest? – rozległ się nagle szept.
– Dostatecznie dużo, żeby chwała była wielka, Seyton. A jeden z nich jest tak ogromny, że przy jego upadku huk rozniesie się po całym kraju.
Duff przetarł zaparowaną szybę. Dziesięciu podenerwowanych, spoconych policjantów w niewielkim pomieszczeniu. Podobne zadania nie wchodziły w zakres ich obowiązków. Duff jako naczelnik Wydziału Narkotykowego samodzielnie podjął decyzję, że nie pokaże tego listu nikomu innemu i przeprowadzi akcję wyłącznie ze swoimi ludźmi.
Korupcja i przecieki miały w komendzie zbyt długą tradycję, aby mógł ryzykować inne rozwiązanie. Przynajmniej tak miał zamiar odpowiedzieć komendantowi Duncanowi, gdyby ten go o to spytał. Nie spodziewał się jednak zbyt wielu pytań krytycznych. Nie zadaje się ich komuś, kto zatrzymuje największą partię narkotyków wszech czasów i trzynastu członków Norse Riders przyłapanych na gorącym uczynku.
Tak, właśnie trzynastu. Nie czternastu. Jeden zginie na polu bitwy. Jeśli tylko nadarzy się okazja.
Duff zacisnął zęby.
– Mówiłeś, że będzie ich czterech czy pięciu – odezwał się Seyton, który też podszedł do okna.
– Boisz się?
– Nie, ale ty powinieneś się bać, Duff. Zebrałeś w tym pokoju dziewięciu ludzi, a ja jako jedyny mam doświadczenie w ostrych akcjach – powiedział Seyton, nie podnosząc głosu. Był to chudy, żylasty, łysy mężczyzna.
Duff nie miał pojęcia, od jak dawna Seyton służy w policji, wiedział jedynie, że pracował za czasów Kennetha. Duff próbował się go pozbyć. Nie miał wprawdzie na Seytona nic konkretnego, ale coś w tym człowieku, czego nie umiał nazwać, sprawiało, że czuł się nieswojo.
– Dlaczego nie wezwałeś Gwardii, Duff?
– Im mniej osób będzie w to zaangażowanych…
– …z tym mniejszą liczbą będziesz musiał dzielić się chwałą. Bo o ile dobrze widzę, to albo mam przed oczami ducha, albo Swena we własnej osobie. – Seyton ruchem głowy wskazał indian chiefa, który zatrzymał się przy trapie prowadzącym na m/s Leningrad.
– Mówicie, że to Sweno? – Z ciemności za ich plecami dobiegł zalękniony głos.
– Owszem. A ridersów jest okrągły tuzin – odparł Seyton głośno, nie odrywając oczu od Duffa. – Co najmniej.
– O kurwa – mruknął któryś.
– Nie powinniśmy zadzwonić do Macbetha? – spytał trzeci.
– Słyszysz? – powiedział Seyton. – Nawet twoi ludzie chcieliby, żeby przejęła to Gwardia.
– Zamknij się! – syknął Duff, odwrócił się i wycelował palec w ogłoszenie na ścianie. – Tu jest napisane, że m/s Glamis wypływa do Capitolu w piątek o szóstej zero zero i poszukuje jungi do kambuza. Zgodziliście się na udział w tej akcji, ale ten, który zamiast tego miałby ochotę zaciągnąć się na statek, dostanie moje błogosławieństwo. Podobno lepiej tam płacą i lepiej karmią. Ręka do góry, kto się zgłasza.
Jo Nesbo 'Macbeth' ebook Publio
Duff zmrużył oczy, patrząc w ciemność na nieruchome sylwetki bez twarzy. Usiłował zrozumieć, co oznacza milczenie. Już żałował, że rzucił im wyzwanie. No bo co by było, gdyby któryś rzeczywiście podniósł rękę? Zwykle unikał ustawiania się w pozycji zależności od innych, ale teraz potrzebował każdego z tych mężczyzn. Jego żona twierdziła, że Duff woli działać solo, ponieważ nie lubi ludzi. Coś mogło w tym być, ale prawda wyglądała inaczej: to ludzie nie lubili jego. Nie żeby wszyscy żywili do niego niechęć, ale wydawało się, że jest coś – być może w jego osobowości – co działa odpychająco. Nie wiedział tylko co. Przecież nie brakowało mu urody ani pewności siebie, cech pociągających pewien typ kobiet. Był uprzejmy, zorientowany w świecie i bardziej inteligentny od większości osób, które znał.
– Nikt? Naprawdę? Dobrze, wobec tego działamy według planu, tyle że z paroma drobnymi zmianami. Seyton z trzema swoimi ludźmi po wyjściu stąd kieruje się w prawo i kryje tylną połowę tej kawalkady. Ja z moimi trzema idę w lewo. A ty, Sivart, natychmiast lecisz w lewo poza krąg światła, w ciemności obiegasz ridersów od tyłu i ustawiasz się na trapie, tak żeby nikt nie mógł zejść ze statku ani na niego wejść. Zrozumiano?
Seyton chrząknął.
– Sivart jest najmłodszy i…
– …najszybszy – wszedł mu w słowo Duff. – Nie prosiłem o komentarz, pytałem tylko, czy moje słowa zostały zrozumiane. – Po kolei przyjrzał się twarzom bez wyrazu. – Przyjmuję to za potwierdzenie. – Znów odwrócił się do okna.
W ulewnym deszczu zszedł po trapie niski krzywonogi mężczyzna w białej kapitańskiej czapce. Zatrzymał się przed człowiekiem na czerwonym motocyklu. Motocyklista nie zdjął kasku, tylko uniósł przyłbicę, nie zgasił nawet silnika. Usadowiony na siodełku w obscenicznym rozkroku, słuchał, co mówi kapitan. Spod kasku wystawały dwa jasne warkocze, sięgające aż do emblematu Norse Riders.
Duff wziął głęboki oddech. Sprawdził pistolet.
Najgorsze było to, że Macbeth do niego dzwonił, bo miał anonimowy telefon z tym samym cynkiem, i zaproponował asystę Gwardii. Duff jednak odmówił, wskazując, że przecież chodzi tylko o przejęcie ciężarówki, i poprosił Macbetha, żeby ten zachował informację dla siebie.
Na sygnał mężczyzny w kasku wikinga podjechał jeden z pozostałych motocykli i gdy jego kierowca otworzył aktówkę przed kapitanem statku, Duff dostrzegł krokiewki sierżanta naszyte na rękaw skórzanej kurtki. Kapitan kiwnął głową, podniósł rękę, a sekundę później zazgrzytało spragnione smaru żelazo i zapaliło się światło dźwigu, którego ramię wychyliło się z nabrzeża.
– Już niedługo – powiedział Duff. Głos miał teraz pewniejszy. – Zaczekamy, aż narkotyki i forsa przejdą z rąk do rąk, wtedy uderzymy.
W milczeniu pokiwali głowami. Wcześniej starannie omawiali plan, ale przewidywali maksymalnie pięciu kurierów. Czy to możliwe, że Sweno dostał cynk o prawdopodobnej interwencji policji i dlatego stawił się w takim składzie? Nie, wtedy odwołałby całą akcję.
– Czujesz ten zapach? – spytał szeptem stojący obok Duffa Seyton.
– Czego?
– Ich strachu. – Seyton zamknął oczy, nozdrza mu drgały.
Duff zapatrzył się w deszczową noc. Czy w tej chwili przyjąłby propozycję Macbetha i Gwardii? Długimi palcami powiódł wzdłuż ukośnie biegnącej blizny. Teraz nie było się nad czym zastanawiać. Musiał to zrobić, zawsze musiał to zrobić. Sweno tu był, a Macbeth i jego gwardziści spali w swoich łóżkach.
Macbeth leżał na plecach. Ziewnął, wsłuchany w bębnienie deszczu nad głową. Poczuł, że trochę zesztywniał, i obrócił się na bok. (…)
– Zaczęli rozładowywać, szefie. – Sepleniące „sz”. To był nowy snajper w szeregach Gwardii, młody Olafson. Wraz z równie młodym Angusem było ich na miejscu zaledwie czterech, ale Macbeth wiedział, że każdy z dwudziestu pięciu członków Gwardii bez wahania zgodziłby się tu siedzieć i marznąć razem z nimi. Macbeth odchylił brezent i na brzuchu podpełzł do krawędzi dachu.
Banquo czołgał się obok niego.
Przed nimi nad pokładem m/s Leningrad unosiła się w świetle reflektorów prehistoryczna ciężarówka w kolorze wojskowej zieleni.
– Zis-5 – szepnął Banquo.
– Z wojny?
– No. „S” jak Stalin. Co o tym myślisz?
– Myślę, że Norse Riders mają więcej ludzi, niż spodziewał się Duff. Sweno najwyraźniej się niepokoi.
– Podejrzewa, że policja dostała cynk?
– Wtedy by nie przyjechał. Boi się Hekate. Wie, że Hekate ma więcej uszu i oczu niż my.
– No to co robimy?
– Czekamy. Może Duff da sobie radę sam. Jeśli tak będzie, nie interweniujemy.
– Chcesz powiedzieć, że ściągnąłeś tu tę piękną młodzież w środku nocy, żeby tylko się przyglądała?
Macbeth zaśmiał się cicho.
– Zgłosili się dobrowolnie. Uprzedzałem, że może być nudno.
Banquo pokręcił głową.
– Masz za dużo wolnego czasu, Macbeth. Powinieneś założyć rodzinę.
Macbeth rozłożył ręce. Uśmiech rozjaśnił jego szeroką, brodatą twarz.
– Moją rodziną jesteście ty i ci chłopcy, Banquo. Potrzeba mi czegoś więcej?
Olafson i Angus zachichotali z zadowoleniem.
– Kiedy ten chłopak wreszcie dorośnie? – mruknął Banquo zrezygnowany i starł krople deszczu z celownika karabinu Remington 700.
Fragment pochodzi z powieści Jo Nesbø - "Macbeth", tłum. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2018
Powieść "Macbeth" jest dostępna w formie ebooka w przedsprzedaży w Publio.pl