Homofobię i antysemityzm łączy więcej, niż mogłoby się wydawać. Ryziński wraca z nowym reportażem [FRAGMENT]

Poruszająca reportażowa opowieść o obcości i samotności, a także podróż po warszawskich ulicach lat wojny i PRL-u, które pod pozorem szarego życia kryły zaskakująco tęczową wolność.

Kiedy płonęło getto, Hubert spoglądał na niebo w płomieniach z okna rodzinnego mieszkania na warszawskiej Ochocie. Michał w tym samym czasie ukrywał się przed Niemcami w kopcu kartofli. Jeden i drugi od początku wiedzieli, że inność potrafi być zagrożeniem, a homofobię i antysemityzm łączy więcej, niż mogłoby się wydawać. Wiedzieli też, że sami są "inni", a wyjście z szafy oznaczałoby narażenie się na ostracyzm.

Bohaterów u Ryzińskiego jest więcej: Jurek z międzywojennej Podkowy Leśnej, który chłopaków pojechał szukać do Warszawy, Lulla – najstarsza polska drag queen, Iza – lesbijka, córka wiedeńskiej Żydówki. Łączy ich wykluczenie ze względu na orientację seksualną i silna potrzeba walki o swoje człowieczeństwo.

Remigiusz Ryziński z książką 'Dziwniejsza historia'Remigiusz Ryziński z książką 'Dziwniejsza historia' Wydawnictwo Czarne

Książka dostępna jest w formie ebooka w Publio.pl >>

Przeczytaj fragment książki "Dziwniejsza historia" Remigiusza Ryzińskiego:

Wolność

W Polsce Stalin.

Czerwony car.

Gruzin.

Syn szewca.

Swój chłop.

Na początku był wielki entuzjazm. Wojna minęła, życie zostało.

Resztki, ale jednak.

Nie można powiedzieć, żeby to było zwycięstwo. Ludzie byli jednak szczęśliwi, bo żyli. Taka jest prosta prawda wszystkiego.

Od razu pojawił się też entuzjazm wobec odbudowy Warszawy.

- Ludzie gnieździli się w okropnych warunkach, dzielili swoje posłanie z powracającymi z wygnania. Był jednak wyczuwalny, prymitywny instynkt życia.

Stalinizm: nie wolno nic powiedzieć, bo można wylądować tam, gdzie by się nie chciało. Z rodziny był taki przypadek z Klemensem, mężem ciotecznej siostry Huberta. Klemens jechał tramwajem i ktoś go poczęstował papierosem. Papieros, niestety, nazywał się "Wolność". Pudełko tekturowe, malowane na żółto-czerwono. Na środku: logo Polskiego Monopolu Tytoniowego. Papierosy były bez filtra, dość długie i grube, w cienkiej, ale twardawej bibułce, po brzegi wypełnione liśćmi tytoniowymi. Ułożone w dwóch rzędach po dziesięć. Smaczne nie były, ale skoro częstowane, to odmówić też głupio. "To gówno, a nie wolność", powiedział Klemens, właśnie z uwagi na smak tego papierosa.

No i zaraz Klemensa wsadzili. Potem wypuścili, ale mieli na oku.

W rodzinie Klemensa uznano, że trzeba uciekać.

Takie było przyzwyczajenie, tradycja i nauka z przeszłości.

Z dnia na dzień wszystko zostawili, tylko trochę rzeczy najpotrzebniejszych zabrali i pojechali.

Pewnego dnia myślą: trzeba żyć.

Poszli do kina. Swojego synka podrzucili znajomym. Wieczór romantyczny, kulturalny. Trochę im zeszło. Wrócili późno, a tu niespodzianka: pod mieszkaniem już stali. Czekali, bo cierpliwi z natury.

"Dobry wieczór, my do obywateli".

"Zapraszamy".

Bo żeby pytać ubeków, jakim prawem, no to się raczej nie zdarzało.

Zrewidowali cały pokój, porozpruwali zabawki małego, zabrali zdjęcia, papiery. Wszystko do wglądu.

- Ten Klemens, mojej kuzynki mąż, był w partyzantce i się ujawnił. Ubecy znaleźli te papiery zaświadczające o ujawnieniu i jeden usiadł na nich. Nie wiadomo, czy schował, czy się zawieruszyły, w każdym razie przepadły. I tak Klemensa za nieujawnienie się wsadzili na rok do celi śmierci. A czy to za nieujawnienie, czy za ujawnienie - to bez znaczenia.

Ujawnić się - źle. Nie ujawnić - jeszcze gorzej. Ale najgorzej: ujawnić, a siedzieć za nieujawnienie. Taka szarada. Gra w piekło-niebo. Nie wiadomo, co wyjdzie i gdzie człowiek skończy.

UB na uwadze miał: pochodzenie, powstanie, stosunek do władzy ludowej.

- My mieliśmy ojca w powstaniu. Ale myśmy się nie chwalili, więc studiować mogłem. Ale już Wanda nie. Ojciec w AK to było bardzo źle.

Siedzimy w mieszkaniu na Filtrowej przy stole w stylu współczesnym. Podano owoce, kawę, słodkie. Rozmowa schodzi na PRL, którego charakterystyka wprowadza w świat baśni i koszmarów.

- Mnie ciągle wołali do personalnej - wspomina Wanda.

Personalna, czyli kierowniczka działu kadr, zawsze była z UB. Taka postać wiedziała zawsze wszystko o wszystkich. Jej władza była właściwie nieograniczona. Jej pozycja niezachwiana. Jej status: królowa.

- Kazali życiorys pisać - wspomina Wanda. - Wielokrotnie. Ja nie wiedziałam dlaczego i w końcu mówię: ile razy ja mogę pisać to samo? A taki stary kasjer mówi do mnie: pani Wando, oni uważają, że pani ojciec żyje.

Niespodzianka.

Okazało się, że Szczepcio, dozorca z Filtrowej, złożył zeznanie, że państwo z trzeciego piętra, drzwi na lewo od schodów, dostają paczki. To była prawda. Szczepcio, swoją drogą, bardzo dużo z tych paczek korzystał. Paczki były bogate, więc wymyślił sobie, że nikt obcy by takich paczek nie przysyłał, tylko pan domu, który oficjalnie nie żyje.

- Przez te paczki - śmieje się Hubert - założyli podsłuch. To nic nie miało wspólnego z moimi zainteresowaniami seksualnymi, tylko z ojcem z AK.

Chociaż kto z kim śpi, zawsze też ciekawe.

Radość

Kiedy Stalin umarł, to była radość.

- Była uciecha - mówi Michał. - Stalinizm to był terror, więc ludzie cieszyli się z jego końca, chociaż głównie po cichu.

I wielu tak miało.

- To nie można też tak po prostu powiedzieć, żeśmy się śmieli czy podskakiwali. - Hubert zastanawia się, jak ująć tamte nastroje. - Ale było uczucie jakiejś ulgi. I jakiejś satysfakcji. Piliśmy, że dobrze, że umarł.

A znowu Lulla, która jeszcze Huberta nie znała, ale zaczynała już dostrzegać złożoność wszystkiego, odwrotnie. W szkole i na ulicach mówili, że koniec świata blisko. Przyszło ogólne wzruszenie i podniosła atmosfera warszawskich ulic. Lulla w ciemnym odświętnym ubraniu, z włosami na wodę z cukrem, z czarną szarfą pod kołnierzykiem poszła na miasto lamentować. Szła z tłumem, a śnieżek, jak to w marcu, cichutko drobił z nieba.

Znaki na ziemi też były. Tłumy nieprzebrane, początkowo ciche i zalęknione, potem szemrzące jak morze i odważne jak burza, co to nad drzewami idzie, ale w końcu - znudzona - odchodzi po wierzchu.

Lulla szła czarnym pochodem, chociaż nie wiedziała właściwie dokąd. Kazali iść, to szła, pytań zbędnych nie zadawała. Bardzo chciało jej się siku, ale nie było po prostu sposobu. Jak już doszła do celu, to zapaliła świecę, położyła goździk i stała wśród tłumu, ściskając nogi, żeby nie popuścić.

Z pytaniem o przyszłość własną i świata pognała Lulla do domu. Ustawiła ołtarzyk złożony z krzyżyka i świeczki, zaciągnęła zasłony i popadła cała w rozpacz. Jak ją ojciec zobaczył, jak pasek ze spodni wyciągnął, przez kolano przełożył i lał bez pamięci na oślep. Lulla krzyczała: "Tatusiu, już nie będę, już nigdy nie będę!".

Tak zrozumiała, że narodowy smutek jest w domu całkiem prywatny i że go czasem wcale nie ma.

Nowy początek

Jako student wydziału architektury Hubert poznawał wiele osób.

Dawało się. Stalinizm, nie stalinizm, ale życie szło.

Poza tym, czego też według Huberta nie można zupełnie pominąć, bywało paradnie. Przyjeżdżali do Warszawy Louis Jouvet, Gérard Philipe, balety Sadler’s Wells, Teatr Mały z Moskwy i z Leningradu, Berliner Ensemble z Helene Weigel. W Polskim pod dyrekcją Szyfmana wystawiano wspaniale Gogola, Fredrę, Słowackiego.

- Widziałem wszystkie te przedstawienia! Wchodziłem na gapę, a siedziałem często w pierwszym rzędzie, bo towarzysze, dla których były rezerwowane miejsca, mieli na głowie ważniejsze rzeczy niż teatr.

A szkoda, bo w teatrze życie teatralne, ludzie w pozie, w przegięciu, zawsze ktoś czymś oko przyciągnął, kogoś się poznało, z kimś przyszło, z kim innym wyszło. Znajomości z tego były i doświadczenia niecodzienne.

Bo na co dzień, jako student architektury, jeździł po PGR-ach. Rysował stajnie, obory, budynki przeróżne, które należało zinwentaryzować.

- Wszyscy zarabialiśmy mało, nie było komu zazdrościć. A wakacje na Mazurach lub nad Bałtykiem! Na przykład w domu ZAiKS-u w Mielnie, gdzie piłem z Mają Berezowską.

W dodatku było już gdzie mieszkać.

Odzyskali mieszkanie na Filtrowej. No dobrze, jeden pokoik i wnękę, ale jednak – pokoik był z balkonem, a wnęka tylko dla Huberta.

- Nie jeździliśmy wtedy za granicę, więc nie było porównania z normalnym światem. Kto chciał, to narzekał. Wolno było, byle w miarę.

Hubert narzekać nie lubił. A po co? To psuje humor. A najważniejsze: chercher des petits bonheurs. W związku z tym wszystko, co szare i smutne, grzebał w pamięci na zawsze lub na potem.

Postanowił być po prostu szczęśliwy.

'Dziwniejsza historia', Remigiusz Ryziński'Dziwniejsza historia', Remigiusz Ryziński Wydawnictwo Czarne

 Książka dostępna jest w formie ebooka w Publio.pl >>

"Dziwniejsza historia", Remigiusz Ryziński, Wydawnictwo Czarne 2018.

Więcej o: