"Policjanci i gangsterzy": To nie może być płytki grób [FRAGMENT]

Wybuchające na ulicach bomby, nieustające porwania, krwawe morderstwa i brutalne zamachy - tak w Polsce w latach 90. rozprawiali się ze sobą gangsterzy. Wojny pomiędzy bossami mafii doprowadziły do tego, że powołano do istnienia Centralne Biuro Śledcze. A jak to wyglądało od środka opisał na podstawie rozmów z funkcjonariuszami Krzysztof Wójcik w najnowszej książce "Policjanci i gangsterzy", której pierwszy fragment u nas możecie przeczytać.

Krzysztof Wójcik to dwukrotny zdobywca nagrody Grand Press, autor słynnej książki "Psy Wojny". Zainspirowany książką "Miłość, pieniądze i śmierć" Ryszarda Dzieszyńskiego, postanowił, że napisze powieść sensacyjną, która przy okazji będzie także wpisywać się w nurt literatury faktu.

Na podstawie licznych rozmów, stworzył opis ociekających okrucieństwem zbrodni polskich gangsterów, ubierając to w literackie szatki kryminału. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis i jej pierwszy fragment prezentujemy poniżej.

To nie może być płytki grób

Sopot, czerwiec 1998

– Zajcewa trzeba ubić, bo nie będzie swołocz ze mnie drwić. – „Willy” przeglądał się w lustrze i poprawiał czarny kapelusz. Przekrzywiał go lekko na prawą stronę, żeby wyglądać jak Alphonse Capone. Nawet ksywkę miał niczym amerykański gangster. Nikt nie wiedział, jak naprawdę się nazywa. Wszyscy wołali na niego „Willy”, tak się przedstawiał. Sam wymyślił ten pseudonim. Jego ojciec od lat mieszkał w USA i „Willy” też marzył o życiu za oceanem.

Uśmiechał się do swojego odbicia z zadowoleniem, wydmuchując dym z cygara. Podobał się sobie.
Choć miał lekką nadwagę i podwójny podbródek, a czarna koszula niemiłosiernie opinała się na wystającym brzuchu, tak że guziki się rozchodziły i powstawały nierówne fałdy, nie zwracał na to uwagi. Jego idol – słynny Capone – też był przy kości. Zresztą mankamenty koszuli postanowił przykryć krawatem. Sam go wybrał – żółty w szare wężyki, komicznie prezentował się przy tym zestawie, ale „Willy” tego nie dostrzegał. Czuł się świetnie. Myślał, że równie świetnie wygląda. Jak prawdziwy gangster.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

Zawsze chciał być jak legendarny król Chicago. Stąd te koszule, garnitury, krawaty i nieodłączne cygaro. Był może nieco wyższy od pierwowzoru, ale tych sto osiemdziesiąt centymetrów tylko dodawało mu animuszu. Wzrost i siła fizyczna pomagały w utrzymaniu w ryzach bandy. Miał pod sobą ośmiu zdecydowanych na wszystko ludzi. Ze strachu posłusznie wykonywali wszystkie jego rozkazy. Nie mówił
o nich gang, ale „firma”.

Kiedy tak patrzył w lustro, humor psuło mu jedynie wspomnienie niewyparzonego języka Walerego Zajcewa, Białorusina, którego poznał w więzieniu w Białymstoku. Przypadli sobie do gustu i zaraz po odsiadce „Willy” zadzwonił do Walerego. Ten zaprosił go do Sopotu, gdzie handlował podróbkami markowych ciuchów i perfum. Za grosze można było u niego kupić Versace, Gucciego czy
Bossa. Obydwaj zamieszkali prawie po sąsiedzku w Sopocie: „Willy” przy spokojnej ulicy Łokietka, a Walery przy prestiżowej, ale zawsze ruchliwej ulicy Bohaterów Monte Cassino, popularnym Monciaku.

Zajcew za dużo sobie pozwalał. Przy kumplach naśmiewał się z niego, że nie potrafi zdobyć kasy na utrzymanie. Że nie radzi sobie z prowadzeniem „fi rmy”. Tego było za wiele. Wspólna odsiadka to jedno, ale „Willy” nie pozwoli, żeby takie zero ośmieszało go przy podwładnych.

Było coś jeszcze. Zajcew wprawdzie był właścicielem mieszkania przy Monciaku, ale z uwagi na swoje lewe interesy musiał je kupić na znajomego Polaka, „Sikora”. Formalnie, gdyby zniknął on i jego rodzina, można by sprzedać z niezłym zyskiem apartament w najbardziej prestiżowej lokalizacji nadmorskiego kurortu. „Willy” już liczył dolary, które dostanie po sprzedaży mieszkania. Jakieś sto tysięcy. Niezły hajs, a ryzyko wpadki praktycznie żadne.

Dlatego zaprosił do siebie kumpli, których wtajemniczył w swój plan. Oczywiście nie wspomniał im o mieszkaniu. Chodziło jedynie o ukatrupienie Białorusina. Przyszli trzej: Siergiej Siegonow „Pyton”, Ricardas Bucatis „Kierownik” oraz Igor Sawośko „Aleks”. Godna reprezentacja byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich: Łotysz, Litwin i Ukrainiec. Łączyła ich jedynie bandyterka, a dokładniej apetyt na szybki zarobek. Wszyscy bezwzględnie słuchali „Willy’ego”, który twardą ręką rządził w „firmie”.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

„Pyton”, dwudziestosześcioletni mieszkaniec Rygi, był specjalistą od mokrej roboty. Ksywka nie była przypadkowa. Jako niegdysiejszy karateka świetnie się bił, a w razie potrzeby potrafił klienta porządnie przydusić.

„Kierownik” był prawą ręką szefa. „Willy” miał do niego wielkie zaufanie. Litwin spod Kowna odpowiadał w bandzie za logistykę i organizację broni.

Sawośko przyjechał trochę na doczepkę. „Willy” potrzebował kierowcy i obiecał mu kilka groszy.

Na kanapie w salonie siedziała też dziewczyna szefa, dwudziestoośmioletnia Białorusinka Olga.

Szczupła brunetka nic nie mówiła. Oglądała paznokcie, sprawdzając, czy gdzieś nie odprysł nałożony przed kilkoma dniami lakier. Dbała o dłonie. Zawsze miała obsesję na punkcie czystości i lubiła patrzeć na swoje długie palce. Zresztą dbałość o detale i pedanteria przydały się jej później. Po ukończonym z doskonałymi wynikami liceum dostała się na upragnioną medycynę w Grodnie. Dla niej, skromnej dziewczyny z Wołkowyska, uczelnia była przepustką do lepszego świata. Wtedy liczyła, że po otrzymaniu dyplomu z pediatrii ucieknie do Polski i tam znajdzie pracę w zawodzie. Taki miała plan, ale w Grodnie poznała „Willy’ego”. Studia co prawda skończyła, nawet przez dwa lata pracowała w katedrze pediatrii Akademii Medycznej w Grodnie, ale już nie chciała leczyć dzieci. „Willy” roztoczył przed nią nowe marzenia.

Porzuciła pracę i przeniosła się na stałe do Polski. Zamieszkała w Sopocie razem z „Willym”. Już wiedziała, że jej ukochany nie jest rosyjskim biznesmenem, jak się na początku przedstawiał, tylko bezwzględnym gangsterem, który w razie potrzeby potrafi zabić. Nie włączała się do rozmowy, bo wiedziała, że i tak decydujące zdanie ma „Willy”.

– Trzeba zabić Walerego – powtórzył, po czym spojrzał na Olgę i kompanów, jakby szukał chętnych do wykonania egzekucji. 

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

– Ale jak to zrobimy, żeby nic nie podejrzewał? – dopytywał „Kierownik”. – Walery nie jest w ciemię bity. Jak mu powiemy, żeby jechał z nami, to od razu nabierze podejrzeń. Wie, czym się zajmujemy. Nie wsiądzie do samochodu.

– Dlatego ubijemy ich wszystkich.

– Elenę i tego małego też? – nie dowierzał „Aleks”.

– Jak wszystkich, to wszystkich. – „Willy” wydmuchiwał kółka dymu z cygara, które lubił trzymać trzema palcami prawej ręki i patrzeć, jak żar kurczy zwinięte liście tytoniu. Nie wtajemniczał kumpli, że chce przejąć sopockie mieszkanie po Elenie i Walerym, które akurat było remontowane. Już miał świetny plan. – Olga zaprosi ich do nas na drinka. Potem wszyscy pojedziemy na grilla. Dziewczyny się przyjaźnią i Walery nie będzie nic podejrzewać, jeśli Olga, Elena i Marek pojadą z nami. Po prostu wybierzemy się na piknik.
Weźmiemy kiełbasy, karkówkę i piwo. To będzie normalna wycieczka. Walery się nie kapnie – tłumaczył „Willy”. – Tam ich ubijemy…

Olga patrzyła przerażona na „Willy’ego”, ale nic nie mówiła. Już wcześniej wtajemniczył ją w swoje zamiary.
Mówił, że sprzedaż mieszkania pary Białorusinów pozwoli im sfinansować wyjazd do Ameryki. Tam dopiero będą mieli perspektywy. A „Willy” przecież wiedział, co mówi. Miał ojca w Stanach. Tam zaczną nowe życie.

Jak znikną wszyscy, to nikt się nawet nie zorientuje, że ich nie ma. A poza tym wiecie, że mówiłem Waleremu o moim ojcu. Znajomym będziemy opowiadać, że wyjechali do wymarzonej Ameryki. Nikt nie będzie zdziwiony.

– Dobra, ale kto zabije dzieciaka? – dopytywał Siergiej.

– Będziemy ciągnąć zapałki. – „Willy” wyjął cztery z pudełka, które leżało na stole, i jednej odłamał siarkowy łebek. Trzymał przed sobą cztery jednakowe patyczki, chowając brązowe główki i tę jedną, która wskaże mordercę jedenastoletniego Marka.

Siergiej bez słowa gwałtownie szarpnął jeden patyczek. „Willy” przesunął rękę do „Aleksa”, który dopijał screwdrivera. Ten niedbale pociągnął drugą zapałkę.

– Kurwa mać! – syknął przez zęby. Patrzył tępo na patyczek, któremu przed chwilą „Willy” zerwał siarkową główkę.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

– Dobra! Dopijać drinki i jedziemy – rzucił szef władczym tonem. – Pokażę wam, gdzie zrobimy piknik. Miejsce na grilla mam już upatrzone. To spory kawałek stąd, ale tam na pewno nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Czterech mężczyzn wyszło z mieszkania w willi przy Łokietka. Została jedynie Olga. Odsunęła delikatnie zasłonę i zerknęła przez okno. Widziała, jak jej chłopak i jego trzech kumpli znika w zielonkawym mercedesie 123. Wcześniej „Willy” wrzucił do bagażnika dwie łopaty, które zabrał
z piwnicy. Nie wiedziała, dokąd pojadą. Wiedziała jednak po co. Musieli wykopać głęboki dół. Na tyle głęboki, żeby można było w nim pochować trzy osoby: jej koleżankę Elenę, Walerego i Marka. To nie może być płytki grób…

Olga chwyciła telefon i zadzwoniła do Eleny. – Cześć, kochana. Mam dwie sprawy. Skończyły mi się
perfumy i coś bym od ciebie kupiła, a poza tym zapraszamy na grilla. Jest piękna pogoda. Wpadnijcie do nas w tygodniu, wypijemy drinka i pojedziemy gdzieś na grilla. Weźcie małego, niech chłopak pobiega sobie po lesie. „Willy” zna jakieś fajne miejsce nad morzem, na pewno wszystkim się spodoba miła wycieczka. Tylko nie zapomnij o perfumach dla mnie.

Wystrzelałem cały magazynek

Białogóra, 3 lipca 1998

Trzy dni później tuż przed południem „Willy” zadzwonił do Zajcewa. 

– I jak, gotowi? Możecie wpadać. Czekamy w mieszkaniu. Coś wypijemy, a później pojedziemy na grilla. Mamy piękne miejsce na piknik. Na pewno się wam spodoba. Możecie przyjść pieszo, pojedziemy naszym samochodem.

Willy” wiedział, że Walery nie będzie protestował. Lubił wypić i na pewno nie chciałby prowadzić podczas wypadu na grilla. 

Zajcew niczego nie podejrzewał. Idąc do mieszkania na Łokietka, wstąpił do niewielkich delikatesów tuż obok willi, którą wynajmował „Willy” z Olgą. Kupił pół litra wódki. Śmiał się, że skoro mają grillować, to przecież nie o suchym pysku. Piwa za bardzo nie lubił, karkówki zimna wódka pasuje jak ulał.

– Witaj, przyjacielu! – powiedział z uśmiechem „Willy”, otwierając drzwi mieszkania. – Wypijemy po piwku i jedziemy.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

– Ale pieniądze na benzynę masz? Czy znowu mam ci pożyczyć? – drwił Walery.

– Dziś ja za wszystko płacę. – „Willy” próbował ukryć złość, choć najchętniej zaraz udusiłby Zajcewa gołymi rękami. Nie dość, że kpił z niego przy kumplach, to jeszcze obraża go w jego własnym mieszkaniu.

Olga wyciągnęła z lodówki kilka piw i podała chłopakom.

– Nie zapomnieliście o perfumach? – Starała się załagodzić napiętą atmosferę.

– Wszystko mamy. Perfumy, mięso i wódeczka. Twój chłop nie będzie musiał za nic płacić. A… zapomniałem. On i tak nie ma pieniędzy – natrząsał się Zajcew.

„Willy” nic nie mówił. Przełykał te szyderstwa. Już nie musiał się odcinać. Wiedział, że wkrótce będzie miał okazję do zemsty. Z jego twarzy nie znikał głupkowaty uśmieszek.

Pół godziny później zapakowali grilla i koce do mercedesa. Do środka wsiedli „Willy”, „Pyton” i „Aleks”. „Kierownik” prowadził drugie auto, fiata 125p. Do niego wsiedli Zajcew z rodziną i Olga. W czasie drogi Zajcew niewiele mówił. Siedział z przodu i jedynie otwierał kolejne puszki lecha. Podróż się dłużyła. Przejechali przez całe Trójmiasto, a potem ruszyli w górę, na północ, w stronę Jeziora Żarnowieckiego. W końcu w Wierzchucinie skręcili do Białogóry. To niewielka miejscowość, w której pierwsze domki letniskowe postawiono w latach sześćdziesiątych. Z roku na rok stawała się coraz modniejsza, a prawdziwy turystyczny boom nastąpił w latach dziewięćdziesiątych. Pensjonaty i kwatery do wynajęcia rosły jak grzyby po deszczu. Dwa auta przejechały przez wioskę, kierując się ku morzu. Wjechały do lasu i przez kilkanaście minut tłukły się po leśnej drodze, zmierzając na wydmy. Wysokie sosny trochę chroniły przed niemiłosiernie palącym słońcem. Auta wjechały na teren rezerwatu przyrody.

Przez półtorej godziny Walery zdążył opróżnić cztery puszki. Gdy zatrzymali się pod Białogórą, był już nieźle podchmielony. Co prawda jak na niego nie wypił zbyt dużo, ale swoje robiła też pogoda. Było cholernie gorąco. Żar wprost lał się z nieba.

– „Willy”, nie mogłeś znaleźć gdzieś dalej tego miejsca na grilla? Już myślałem, że dojedziemy do Szczecina. – Walery się uśmiechał, wytaczając się z fiata.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

Zaparkowali na niewielkiej polanie, a pośrodku już czekali „Willy”, „Pyton” i „Aleks”, którzy zdążyli wysiąść
z mercedesa.

Miało być krasno i jest krasno. Stąd już niedaleko na plażę. Jak sobie zjemy i wypijemy, to podejdziemy nad morze – zaciągał z rosyjska „Willy”.

Elena i Olga zaczęły rozkładać koce, a „Kierownik” wyciągnął grilla i ustawił na środku polany. „Aleks” rozlał
wódkę do plastikowych kubeczków i podał wszystkim mężczyznom. Kierowcy też pili. Nikt nie przejmował się policją.

– Na zdrowie! Za spotkanie! Trzeba się napić – pokrzykiwał „Willy”.

Walery szybko spełnił toast. Wolał wódkę od tego cienkiego piwa. Kiedy opróżnił kubek, zaraz podszedł do niego „Aleks” i ponownie napełnił.

– No, „Willy”, powiedz, jak tam twoja firma. Coś planujecie czy znowu będziesz mnie prosił, żebym dokładał do interesu albo pożyczał ci diengi? – wyzłośliwiał się nadal Walery. Mówił wolno i cedził słowa. Był już całkiem pijany.

– Dorzucisz do interesu, to zrobimy coś dla ciebie. Pomożemy, tak jak wtedy, gdy miałeś problemy z „Nikosiem”. Pamiętasz, przyjacielu?

– Stare dzieje. Musisz, chłopie, wziąć się do roboty, bo co to za mężczyzna, co nie potrafi zarobić na swoją kobietę i musi od kumpli pożyczać siano – brnął dalej Zajcew.

– To się niedługo skończy. Planujemy coś dużego. Wrzuć mięso na grilla i przestań już ględzić. Przyniosę jeszcze kiełbasy – powiedział „Willy”.

To był umówiony znak. „Willy” ruszył w stronę mercedesa, który stał w cieniu dwadzieścia metrów od polany. Z koca poderwał się też „Pyton”. Pod siedzeniem mieli schowane dwa walthery kaliber 9 mm. Broń wcisnęli za paski spodni. Powoli zbliżali się do Walerego, który przerzucał mięso na grillu. „Willy” kiwnął głową. „Pyton” tak gwałtownie wyciągnął broń zza paska, że wypadła mu z ręki i poleciała pod nogi Zajcewa. Ten ze zdziwieniem spojrzał na czarny zarys walthera w trawie. „Willy” też nie dowierzał własnym oczom. Podniósł pistolet i oddał trzy strzały do Białorusina. Dwa w pierś, jeden w głowę.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

– Giń, kurwo! – wrzeszczał wściekły.

– O Boże! Nie! – krzyknęła siedząca na kocu Elena.

Obok niej Olga schowała głowę między kolanami, jakby nie chciała widzieć morderstwa przyjaciół. Zaczęła płakać. „Willy” już odwrócił się do Eleny i wywalił w nią cały magazynek. „Pyton”, który tymczasem zdążył podnieść pistolet, strzelał do czołgającego się jeszcze w trawie Zajcewa.

– Mamo! Mamo! Mamo! – krzyczał jedenastoletni Marek i rzucił się ku Elenie.

Chłopca miał zamordować „Aleks”, ale tylko patrzył z niedowierzaniem na to, co się dzieje. Trzęsły mu się ręce. Nie był w stanie się ruszyć.

- Kurwa mać! Skończyły mi się naboje! – krzyknął „Pyton”.

– Łap chłopaka! Zrób coś, bo nam do lasu spierdoli!

„Pyton” kilkoma susami dopadł Marka i powalił na ziemię, usiadł na nim i rękojeścią pistoletu uderzał w głowę. Tłukł bez opamiętania. Z potężną siłą walił w twarz dziecka. Tak mocno uderzał waltherem, że czaszka chłopca pękła na pół i wylał się mózg.

– Daj spokój! On nie żyje! – krzyczał „Willy”.

Olga nie patrzyła na zamordowanych i zabójców. Siedziała obok zakrwawionej Eleny z głową między kolanami. Po chwili zapadła cisza. Przerywał ją jedynie szloch Olgi.

– A ty co się gapisz? Miałeś ukatrupić małego! Teraz bierz się do łopaty. Trzeba zakopać ciała – „Willy” rozkazywał „Aleksowi”.

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS

Ten, nic nie mówiąc, wziął papier, w który wcześniej była zawinięta kiełbasa, i zaczął zbierać z trawy mózg dziecka, który wyciekał z rozłupanej czaszki.

„Willy” zdjął Waleremu zegarek i złoty łańcuch z szyi. Sprawdził kieszenie. Gotówki za wiele nie znalazł, ale łańcuch zapiął sobie na szyi. Elenie ściągnął z palców obrączkę i pierścionki.

– Już nie będą jej potrzebne. Kurwa, wszystko muszę robić za was. Nie nadajecie się nawet do prostej roboty. Sam musiałem do nich strzelać – wściekał się „Willy”.

„Pyton” z „Kierownikiem” złapali Walerego i zanieśli do dołu, który wykopali trzy dni wcześniej. Leśny grób miał dwa metry głębokości. Człowiek mógł stanąć na dnie i nie było go widać. Nakopali się sporo, ale „Willy” chciał, żeby dół był na tyle głęboki, by pomieścił trzy ciała i by żadna zwierzyna nie wykopała zwłok. Taki też był. Mężczyźni wrzucili do niego ciało Zajcewa. Potem przeciągnęli przez polanę Elenę i Marka. Cisnęli do dołu. „Aleks” i „Kierownik” chwycili łopaty. „Willy”, przegryzając śląską, przyglądał się, jak jego ludzie pracują. W ciszy słychać było tylko tępe uderzenia pryzm piachu o martwe ciała.

Teraz musieli załatwić jeszcze jedną rzecz – sprzedaż mieszkania. „Sikor”, na którego apartament był zapisany, początkowo nie chciał się zgodzić na transakcję. Piękny lokal chciał zostawić dla siebie. „Willy” się zabezpieczył. Nagrał rozmowę z „Sikorem”, gdy oferował mu załatwienie rodziny Białorusinów.

– Jak nie sprzedasz, wykorzystamy taśmę – groził.

Wystraszony „Sikor” się zgodził. Przez znajomego adwokata znaleźli kupca, dawnego mistrza świata w boksie. Jego brat zapłacił sześćdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Większość kasy wziął „Willy”. Swoją dolę dostali adwokat boksera i pośrednik. „Pyton”, „Kierownik” i „Aleks” za morderstwo trzyosobowej rodziny zarobili po pięćset dolarów na głowę…

Materiały wizualne z książki 'Policjanci i gangsterzy' Krzysztofa Wójcika, Dom Wydawniczy REBIS