Dorastała w Berlinie, prawdziwy koszmar przyszedł z Armią Czerwoną. Wnuczka odkrywa jej sekret [KSIĄŻKA TYGODNIA]

"Tajemnica Pauliny Hoffmann" Carmen Romero to opowieść o sile kobiet, pełna emocji podróż młodej kobiety, która podczas pobytu w Berlinie odkrywa sekrety z pełnej tragicznych przeżyć przeszłości ukochanej babci. Publikujemy fragment powieści.

Paulina Hoffmann wychowuje się w piekle nazistowskiego Berlina, jednak prawdziwy koszmar zaczyna się wraz z wkroczeniem do miasta Armii Czerwonej. Po zakończeniu wojny jej matka podejmuje decyzję, która zaważy na całym ich życiu. Los Pauliny wyznaczają ucieczka do Madrytu, burzliwa młodość, nieoczekiwane małżeństwo, a przede wszystkim wielka miłość, jaką będzie darzyła dzieci i jedyną wnuczkę - Alicię.

Wiele lat później Alicia wybiera się w samotną podróż do Berlina, żeby zanurzyć się w przeszłości kobiety, od której tyle się nauczyła, i odkryć ostatni sekret ukochanej babci.

"Tajemnica Pauliny Hoffmann" to debiut powieściopisarski Carmen Romero, dziennikarki i redaktorki, absolwentki Uniwersytetu Madryckiego. Książka wydana przez Rebis ukazała się w Polsce 4 czerwca.

"Tajemnicę Pauliny Hoffmann" możesz znaleźć w formie ebooka tutaj >>

Carmen Romero "Tajemnica Pauliny Hoffmann" - fragment:

Odeszła już ponad miesiąc temu. Pewnego dnia świt zastał ją martwą, tak po prostu, w łóżku, w którym spała sama przez tyle lat, od kiedy owdowiała w bardzo młodym wieku. Lekarz orzekł, że w nocy dostała ataku serca. Bez bólu, bez lęku. Do tamtej chwili cieszyła się doskonałym zdrowiem, była w pełni samodzielna, choć lada dzień miała skończyć osiemdziesiąt cztery lata. Na dobrą sprawę to wielkie szczęście odejść w taki sposób, wieść tak dobre życie do samego końca, powtarzali jak mantrę wszyscy krewni i znajomi przybyli do domu pogrzebowego i na cmentarz. Ale, jak powtarzał głosik w sercu Alicii, do dupy z taką pociechą, kiedy tak ważna i bliska osoba z dnia na dzień znika z naszego życia.

Babcia była jej powierniczką, przyjaciółką, opiekunką, wzorem, wspólniczką. Niemalże matką dla  osieroconej w dzieciństwie dziewczynki. Spędziła z nią niezliczone popołudnia i wieczory, nauczyła radzić sobie z pierwszymi rozczarowaniami, a niepowodzenia przyjmować z pogodą ducha. Kochać książki. Nie dać się pokonać, dążyć do szczęścia. Dawała jej schronienie setki razy, kiedy już jako nastolatka, a nawet dorosła kobieta kłóciła się z ojcem czy jakimś chłopakiem. Jej dom stanowił dla Alicii najważniejszy azyl, drzwi zawsze stały dla niej otworem.

Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży z Jaimem, zadzwoniła do babci wcześniej nawet niż do ojca. Kiedy
po przyjęciu do kancelarii adwokackiej wygrała pierwszą ważną sprawę, także czym prędzej zawiadomiła Paulinę Hoffmann: najcenniejszych pochwał udzielają nam ci, którzy wiedzą, ile wysiłku włożyliśmy w osiągnięcie celu. A kiedy nieco ponad rok temu wszystko się zawaliło, była jedyną osobą (nie licząc Marcosa, oczywiście, ale w jego przypadku nie miała wyjścia), wobec której zdobyła się na szczerość. Każdy potrzebuje kogoś, kto kocha go bezgranicznie, kto ofiaruje absolutną, bezwarunkową
miłość. W jej przypadku tym kimś była babcia. Alicia od dzieciństwa wiedziała, że cokolwiek by się działo, Paulina zawsze będzie przy niej.

Ale teraz już jej nie ma.

Zawsze opowiadała jej wszystko, bez zahamowań, bez skrępowania. I to właśnie dlatego czuje się teraz taka zagubiona. Odkryła, że babcia nie odwzajemniała jej szczerości. Być może łącząca je więź wcale nie była taka silna. W zasadzie to pogniewała się na babcię. Bardzo się na nią gniewa. Ale teraz już nie może rzucić słuchawką ani zjawić się u niej w domu, żeby się pokłócić.

Kilka dni po pogrzebie rodzina zebrała się w gabinecie notariusza na odczytanie testamentu. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat życia Paulinie dobrze się powodziło, a jak na porządną Niemkę przystało, wszystkiego dopilnowała i dopięła na ostatni guzik. Jej dzieciom, Elisie i Diegowi, zależało na jak najszybszym załatwieniu sprawy. Podział spadku wydawał się z góry raczej oczywisty, chcieli tylko
odbębnić formalności i pogrążyć się w żałobie.

Babcia jednak miała dla nich w zanadrzu ostatnią niespodziankę.

- Nieruchomość w Berlinie? - Ojciec Alicii jako pierwszy przerwał milczenie.

- Owszem, usytuowana przy Kastanienallee pod numerem czternastym. Pięć lat temu państwa matka podpisała akt kupna-sprzedaży - odparł notariusz.

- To na Prenzlauer Berg, znam tę okolicę - dodała Elisa. – Kilka razy wystawiałam się w galerii w Berlinie.
Ale nic nie rozumiem.

- Kiedy babcia była w Berlinie? Po co miałaby kupować tam mieszkanie? I dlaczego nic nam nie powiedziała? - dopytywała Alicia.

- Nie mam pojęcia, córeczko, babcia robiła, co jej się podobało. Sama wiesz, że jak na swój wiek miała niewiarygodne pokłady energii. W każdej chwili mogła pojechać do Berlina - stwierdził Diego.

- Może kupiła je jako inwestycję? - zasugerowała Elisa. - Mieszkanie w Berlinie to mógł być niezły interes
w latach najgorszego kryzysu.

- Szczerze wątpię. Nie sądzę, żeby w wieku siedemdziesięciu dziewięciu lat nasza matka zaczęła inwestować w nieruchomości za granicą - odrzekł jej brat. - Może po prostu tęskniła za miastem. W końcu to tam się urodziła.

- Ale to bardzo dziwne, że nie pisnęła ani słówka… - wtrąciła Alicia.

- Zawsze była taka niezależna - odparła Elisa. - I co my teraz zrobimy z mieszkaniem w Niemczech?

- Decyzja należy do wnuczki. Świętej pamięci pani Hoffmann zaznaczyła, że mieszkanie ma odziedziczyć
właśnie ona - oznajmił notariusz.

Oczy rodziny natychmiast zwróciły się ku Alicii z nadzieją, że może ona coś wyjaśni.

Nie miała jednak nic do powiedzenia na ten temat, bo sama nic nie wiedziała, choć gorączkowo przeczesywała wspomnienia w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Czy babcia wspomniała, choćby mimochodem, o niedawnej podróży do Niemiec? Mogłaby przysiąc, że nie. Choć trzeba przyznać, że Paulina niechętnie tłumaczyła się ze swoich poczynań. Tyle razy zdarzało jej się pojechać na przykład do Malagi bez żadnego uprzedzenia. Kiedy w Madrycie robiło się zimno albo po prostu się nudziła,
wsiadała do pociągu na stacji Atocha i już wkrótce przekraczała próg swojego wspaniałego domu w dzielnicy El Limonar, na wzgórzu z widokiem na Morze Śródziemne. To było bardzo w jej stylu.

Jednak nawet biorąc pod uwagę jej charakter, wydawało się dziwne, że ukrywała coś tak ważnego. Pojechać spontanicznie na plażę to jedno, ale kupić mieszkanie w innym kraju i nie napomknąć o tym nawet własnym dzieciom, to zupełnie co innego. Dlaczego postanowiła zachować to w tajemnicy? I dlaczego zależało jej, żeby mieszkanie trafiło właśnie do niej? Dokładnie w tamtej chwili zdecydowała się pojechać do Berlina w sierpniu, kiedy Jaime miał spędzić dwa tygodnie z ojcem.

Notariusz podał jej kopertę wyciągniętą z teczki.

W środku znajdowały się dokumenty nieruchomości i pęk czterech kluczy z breloczkiem opisanym niebieską literą P.

Oraz niezliczone pytania bez odpowiedzi.

Tajemnica Pauliny Hoffmann - okładkaTajemnica Pauliny Hoffmann - okładka Rebis, mat. prasowe

W nowym cyklu "Książka tygodnia" prezentujemy fragmenty nowości na rynku wydawniczym. Kolejne odcinki można znaleźć w soboty na kultura.gazeta.pl 

Więcej o: