To skomplikowane, niemal niemożliwe, więc tego dokonamy, czyli o tym, dlaczego Amerykanie polecieli na Księżyc [KSIĄŻKA TYGODNIA]

Od zakończenia drugiej wojny światowej trwała nieustanna rywalizacja Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego o dominację w kosmosie. To Rosjanie wysłali na orbitę pierwszego sztucznego satelitę Ziemi i pierwszego człowieka w przestrzeń kosmiczną. Jednak w wyścigu o to, kto postawi pierwszy stopę na Księżycu, zwyciężyli Amerykanie.

Między innymi o tym, jak doszło do tego, że 20 lipca 1969 roku Neil Armstrong i Buzz Aldrin wysiedli z lądownika i stanęli na Księżycu, w wydanej właśnie książce "Człowiek. Istota kosmiczna" rozmawiają były szef Polskiej Agencji Kosmicznej Grzegorz Brona i dziennikarka Ewelina Zambrzycka. Publikujemy fragment trzeciego rozdziału, zatytułowanego: "To skomplikowane, niemal niemożliwe, więc tego dokonamy, czyli o tym, dlaczego Amerykanie polecieli na Księżyc".

"Człowiek. Istota kosmiczna" - fragment książki:

Dwie pierwsze rundy dla Sowietów. Jakie były szanse, że wygrają również kolejną i pierwsi polecą na Księżyc?

Zakładasz, że trzecią rundą rzeczywiście miał być lot na Księżyc, ale przez długi czas nie było to wcale jasne. Kennedy się wściekł po locie Gagarina. Przegrana w wyścigu zbiegła się z klęską w Zatoce Świń. Zaledwie po pół roku jego prezydentury płyty tektoniczne światowej polityki zmieniały położenie. I to w niewłaściwym kierunku. Po konsultacji z wiceprezydentem Lyndonem Johnsonem oraz grupą von Brauna podjął decyzję co do wytypowania kolejnej konkurencji olimpiady kosmicznej. Najpierw w maju 1961 roku
przed Kongresem, a następnie we wrześniu przed całym narodem ogłosił, że Ameryka przed końcem dekady wyśle człowieka na Księżyc. Aplauz. Pierwotnie jednak Kennedy rozważał wybór zupełnie innej konkurencji…

Ponoć myślał o budowie orbitalnej stacji kosmicznej. Dziesięć lat przed tym, zanim rakieta Proton wyniosła na orbitę radziecki Salut 1.

Odradzono mu tę konkurencję, bo wiele wskazywało na to, że Sowieci mogą wystawić w krótkim czasie niezłych zawodników. Natomiast lot na Księżyc był równie abstrakcyjny dla Amerykanów, jak i dla Rosjan, a więc na tyle odsunięty w czasie, by USA zdążyły nadrobić opóźnienia w stosunku do ZSRR. Poza tym lot na Księżyc wymaga znacznie bardziej rozwiniętej technologii niż lot orbitalny. A technologia była domeną Amerykanów. No i cel lądowania do roku 1970 wykraczał poza ewentualną drugą kadencję Kennedy’ego. Był więc politycznie bezpieczny.

I wówczas wydarzyło się coś niebywałego. Sowieci zareagowali milczeniem. Jeszcze wiele lat po tym, jak Neil Armstrong stanął na powierzchni Księżyca, twierdzili, że nawet nie uczestniczyli w tym wyścigu.

Dopiero po 1989 roku na jaw wyszła skala ich przygotowań. Okazało się, że Amerykanie ścigali się nie tylko sami ze sobą, ale i z potężną radziecką machiną, napędzaną daczami i Kołymą.

Buzz Aldrin Jr.  na KsiężycuBuzz Aldrin Jr. na Księżycu Neil Armstrong / AP / AP

Rozumiem, że chodzi ci o kij i marchewkę? Marchewką były dacze, a kijem obozy pracy?

Tak. Na początku wszystko szło po myśli Rosjan. Ruszyli z drugim programem lotów załogowych Woschod. Był to Wostok na sterydach. Wiedzieli, że Amerykanie przygotowują nowy statek kosmiczny Gemini, który może zabrać na wycieczkę wokół Ziemi dwóch astronautów, więc uznali, że koniecznie muszą być pierwsi. I nie tylko pierwsi, ale także lepsi. A że zupełnie nowy statek Sojuz miał się pojawić dopiero za kilka lat, radzieccy specjaliści postanowili pojechać po bandzie. Przerobili jednoosobowy statek Wostok w trzyosobowy statek Woschod.

Dodali kilka elementów, ale generalnie kapsuła załogowa pozostała taka sama. Rzecz jasna oprócz tego, że w ciasnym wnętrzu miał się znaleźć nie jeden kosmonauta, tylko trzech. Ale coś za coś. Aby ich pomieścić, usunięto system katapulty. Zmieniono też system spadochronów, by zapewnić bezpieczne lądowanie. Jednak w razie niepowodzenia startu brak katapulty oznaczał, że załoga nie miałaby jak uciec. Pozostawało trzymać kciuki za sukces. Co więcej, aby kosmonauci dali radę zmieścić się wewnątrz kapsuły, mieli podróżować bez kombinezonów. Dehermetyzacja kapsuły zakończyłaby się ich pewną śmiercią. Ale i to nie wystarczyło. Przed startem kosmonauci musieli przejść na ścisłą dietę i zrzucić niepotrzebne kilogramy. No i polecieli na jednodniową wyprawę kosmiczną razem z transparentem z Komuny Paryskiej, który wzięli ze sobą na szczęście i na polecenie Kremla. W czasie lotu uzyskali połączenie z samym Chruszczowem, który pogratulował im osiągnięcia i ponownego wyprzedzenia USA, tym razem w locie wieloosobowym. Pierwszy sekretarz następnie powiedział im, że musi się udać na ważne spotkanie w Moskwie… Jakież było zdziwienie kosmonautów, gdy dzień później, po szczęśliwym lądowaniu, przywitał ich Leonid Breżniew, który przedstawił się jako nowy przywódca ZSRR. Historia dzieje się na niebie i na ziemi.

O ile pamiętam, Woschod to również ten statek, z którego kosmonauta wyszedł na pierwszy kosmiczny spacer. Prawda?

Zgadza się. To był drugi i zarazem ostatni lot w programie Woschod. Tym razem polecieli tylko dwaj kosmonauci i nawet ubrano ich w odpowiednie stroje. Aleksiej Leonow wyszedł na dwanaście minut w przestrzeń kosmiczną i jako pierwszy człowiek na świecie unosił się poza statkiem w kosmicznej próżni. W czasie tego drugiego lotu obaj kosmonauci przez cały czas mieli na sobie skafandry, co istotnie ograniczało swobodę ruchów. Tymczasem okazało się, że w czasie lądowania Woschoda należało użyć sterowania manualnego – wysiadł system automatyczny. Było jak w grze twister, w której gracze stoją na różnokolorowej planszy i muszą przestawić dłoń lub stopę na kolor, który wypadnie na kostce do gry. Oczywiście plansza jest mała, a graczy zazwyczaj dużo. Szybko więc zaczynają być ze sobą splątani. Podobnie było w kapsule Woschod. Do tego stopnia, że pilotom trudno było przemieścić się tak, aby kapsuła odzyskała właściwy środek ciężkości i mogła bezpiecznie wejść w atmosferę. Proces rozplątywania rąk i nóg i zajmowania odpowiednich pozycji opóźnił wejście w atmosferę prawie o minutę,
więc Woschod wylądował nie tam, gdzie powinien. Osiadł w górach Uralu, w środku marca, w głębokim śniegu, daleko od cywilizacji. Temperatura ujemna, ogrzewanie w kapsule jak na złość się zepsuło, nadchodziła noc, którą Aleksiej Leonow i Pawieł Bielajew – jakkolwiek na to patrzeć, bohaterowie narodowi – spędzili samotnie w rosyjskiej tajdze. Dopiero kolejnego dnia dotarli do nich na nartach ratownicy. Druga noc w tajdze była milsza. Przy ognisku. Na trzeci dzień kosmonauci zjechali na nartach do cywilizacji.

Czy tym razem, po kolejnych sukcesach ZSRR, to Amerykanie zamilkli i uznali, że nic się nie stało?

Niemal. Gdy Kennedy wymyślił wyścig na Księżyc, zaczął się martwić, że trochę przesadził. Do tego stopnia, że dwa lata później podkulił ogon i zaproponował Rosjanom wspólną wyprawę z lądowaniem na Srebrnym Globie! Rosjanie podobno nawet rozważali tę propozycję, ale w międzyczasie niejaki Lee Harvey Oswald pozbawił życia prezydenta Kennedy’ego i pomysł upadł. Tak czy inaczej, Amerykanie przystąpili do realizacji projektu Gemini, który był odpowiednikiem radzieckiego programu Woschod. Nazwa Gemini pochodzi od Bliźniąt i wskazywała, że w każdej kapsule programu podróżować ma dwóch astronautów.
Program Gemini przetestował serię operacji w przestrzeni kosmicznej, między innymi opuszczanie statku kosmicznego, czyli spacery kosmiczne.

Spacer w kosmosie wymaga odpowiedniego stroju, specjalnej kosmicznej zbroi.

Konkretnie wymaga skafandra kosmicznego przeznaczonego do spacerów kosmicznych. Bo jest jeszcze drugi typ skafandra. W te inne skafandry astronauci ubierają się podczas bardziej ryzykownych fragmentów misji kosmicznej, na przykład w trakcie lądowania kapsuły, gdy istnieje ryzyko dehermetyzacji. Dobrze określiłaś ten strój jako zbroję. Zbroje używane w misjach księżycowych Apollo miały 11 warstw.

Kombinezon Neila Armstronga używany przez niego podczas misji Apollo 11Kombinezon Neila Armstronga używany przez niego podczas misji Apollo 11 Fot. Andrew Harnik / AP Photo

W dodatku ważyły 83 kg. Na szczęście w warunkach księżycowej grawitacji waga ta spadała do nieco ponad 14 kg.

Kombinezony muszą zabezpieczać astronautę przed wpływem zewnętrznego nieprzyjaznego środowiska. A jest przed czym go zabezpieczać. Począwszy od próżni, przez osłonę przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym, a skończywszy na ochronie przed mikrometeorytami. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, przed jak wielką liczbą niebezpieczeństw chroni nas ziemska atmosfera. Do tego dochodzi potrzeba zapewnienia komfortu pracy, nieraz przez wiele godzin – kontrola temperatury, odprowadzenie dwutlenku węgla, dostarczenie astronaucie wody, pozbywanie się moczu i fekaliów.

Skafandry miały wszytą przenośną toaletę?

Na początku astronauci używali odpowiednich pojemniczków bądź też woreczków przyczepionych w strategicznych miejscach. Do odprowadzenia moczu w trakcie misji Apollo używano gadżetów przypominających nieco prezerwatywy zakończone rurką, która zbierała urynę. Okazało się to dość
kłopotliwe w użytkowaniu. W późniejszym okresie pojawiły się też nowe problemy, związane z obecnością kobiet w korpusie astronautów. Kwestia odprowadzania moczu u kobiet przerosła inżynierów z NASA. No i tak pojawiły się kosmiczne pieluchy. Szybko przekonali się do nich również mężczyźni. Kosmiczne pieluchy potrafią wchłonąć około dwóch litrów płynów i są używane do dzisiaj. NASA w latach dziewięćdziesiątych XX wieku zamówiła zapas 3200 sztuk tego cudu techniki. W większości przypadków astronauci zakładają je na wszelki wypadek, są bowiem bardziej ogarnięci od pierwszoklasisty i idą do toalety przed wyjściem na spacer w kosmicznej próżni.

Jak powiedziałeś, Sowieci zakończyli program Woschod, a Amerykanie program Gemini. Ponownie szli łeb w łeb. Jednak tym razem to amerykański orzeł wylądował na Księżycu.

Rosjanie nie do końca poważnie potraktowali buńczuczne zapowiedzi prezydenta Kennedy’ego. Dopiero w 1964 roku, czyli trzy lata po starcie amerykańskiego programu Apollo, rozpoczęli swój program księżycowy. I już na wstępie popełnili błąd. Zamiast jednego dobrze finansowanego programu rozpoczęli dwa równoległe programy księżycowe [Zond i L1-N3 - red.]! (...) Dwa konkurencyjne projekty, rozproszone, znacząco mniejsze zasoby finansowe niż w Stanach Zjednoczonych… To nie mogło skończyć się dobrze. W tle były kłótnie pomiędzy liderami obu projektów i wzajemne podkopywanie pozycji. Walka niemal na noże. Dochodziło nawet do tego, że liderzy zatrudniali znajomych i członków rodzin politycznych dygnitarzy, w tym krewnych samego Chruszczowa, aby zdobyć poparcie dla swoich działań. Program Zond miał doprowadzić do wysłania kosmonautów na lot wokół Księżyca już w 1966 roku. Jednak kolejne starty bezzałogowe kończyły się katastrofami. Rakiety nośne przeznaczone dla misji Zond wybuchały, a kapsuły, jeśli już do wybuchu przy starcie nie doszło, kończyły życie w czasie powrotu w atmosferę ziemską. Rosjanie używali nowej rakiety, Proton, która podobnie jak Sojuz po usunięciu problemów odpowiedzialnych za pierwsze niepowodzenia stała się koniem pociągowym rosyjskiego programu kosmicznego. Co więcej – ta rakieta jest z powodzeniem używana, naturalnie z wieloma modyfikacjami, aż do dzisiaj. Początkowo jednak były z nią problemy. Dopiero w 1968 roku Rosjanie odnotowali pierwszy duży sukces. Misja Zond 5 okrążyła Księżyc i wróciła na Ziemię. Kapsuła zaliczyła dość twarde lądowanie,
jednak nie wyrządziło ono krzywdy pasażerom. Rosjanie wysłali w podróż wokół Księżyca dwa żółwie i całe mnóstwo pomniejszych organizmów.

Rosyjskie żółwie w kosmosie. Dobry tytuł dla skeczu Monty Pythona…

Ale też spory sukces. Jednak żółwie przeżyły tylko dlatego, że to odporne gady. Lądowanie było tak nieprzyjemne, że człowiek raczej nie wyszedłby z niego cało. Tak czy inaczej, to Rosjanie wysłali pierwsze stworzenie poza orbitę Ziemi i odzyskali je. Zwierzaki na pokładzie kolejnej misji nie miały już tyle szczęścia. Podczas misji Zond 6 lądownik rozbił się w czasie procedury lądowania. Gdyby ten lot zakończył się sukcesem, to w grudniu 1968 roku dookoła Księżyca polecieliby pierwsi radzieccy kosmonauci. Amerykanie w ramach misji Apollo 8 umieścili swoich pierwszych astronautów na orbicie Księżyca właśnie
w grudniu 1968 roku. Widać z tego, jak bardzo zacięty był ten wyścig. Jednak po katastrofie Zond 6 Rosjanie zdecydowali się wprowadzić konieczne poprawki do opracowywanego przez siebie systemu. Były gotowe w sierpniu 1969 roku, kilka tygodni po lądowaniu misji Apollo 11 na Księżycu. Rosjanie przegrali i szybko zaczęli tracić zainteresowanie programem Zond. Od tego momentu przez następne dwadzieścia lat oficjalną "prawdą" dystrybuowaną przez Rosjan było twierdzenie, że program Zond nie przewidywał w ogóle lotów załogowych...

Człowiek. Istota kosmicznaCzłowiek. Istota kosmiczna mat. prasowe

W cyklu "Książka tygodnia" prezentujemy fragmenty nowości na rynku wydawniczym. Kolejne odcinki można znaleźć w soboty na kultura.gazeta.pl. Tutaj znajdziesz pozycje polecane w poprzednich tygodniach.

Więcej o: