9 sierpnia 1969 roku do domu Sharon Tate i Romana Polańskiego wtargnęło czterech członków sekty Charlesa Mansona zwanej "Rodziną" i dokonało krwawej zbrodni, która wstrząsnęła całym światem. Susan Atkins, Charles "Tex" Watson, Patricia Krenwinkel oraz Linda Kasabian włamali się do rezydencji przy Cielo Drive w Los Angeles, po czym brutalnie zadźgali ciężarną aktorkę i grupę jej przyjaciół, którzy dotrzymywali jej towarzystwa w nocy z 8 na 9 sierpnia. W tym samym czasie Polański przebywał w Londynie, gdzie pracował nad kolejnym filmem. Miał wrócić do żony za kilka dni. "Prawdziwe piekło rodziny Tate zaczęło się wraz z makabryczną śmiercią Sharon. Z relacji jej najbliższych — matki, ojca, siostry i siostrzenicy — wynika jasno, że pomimo bestialstwa Mansona, jego ideologia nieustannie przyciągała wielu młodych ludzi. Dlaczego ta wizja świata była tak atrakcyjna?" - pyta Tomasz Raczek, dziennikarz i krytyk filmowy, który czytał książkę. Przypominamy jej dwa fragmenty, które po raz pierwszy ukazały się na naszych łamach w 2019 roku.
Pierwszy z nich to zapis przesłuchania męża Tate, Romana Polańskiego, które przeprowadził z użyciem wykrywacza kłamstw porucznik Earl Deemer z policji w Los Angeles. Drugi to słowa, które na sali sądowej w trakcie procesu wypowiedział ojciec zamordowanej aktorki.
"Dobrze, włączam. Proszę się nie stresować — powiedział Deemer i rozległ się trzask. — Mam tu parę noży, które panu pokażę jeden po drugim. Niech pan nie wstrzymuje oddechu, proszę oddychać normalnie".
"Oddychać normalnie — zakpił Roman. — To nie takie proste, kiedy ktoś ci to nakazuje".
"Proszę przynajmniej spróbować. A więc — czy kiedykolwiek widział pan kogoś w domu na Cielo z nożem takim jak ten?"
"Nie" - odpowiedział Roman po zobaczeniu każdego z dziesięciu noży, po czym dodał: "Mogę coś powiedzieć? Ciągle myślę o swoim oddechu".
"Zauważyłem".
"Tylko dwa z nich wyglądały bardziej znajomo od innych. Na przykład ten. Wygląda trochę znajomo i możliwe, że widziałem kogoś posługującego się podobnym".
"Nie oddycha pan normalnie. Widzi pan różnicę? Panie Romanie, zadam panu teraz parę zwykłych pytań, proszę odpowiadać tylko 'tak' lub 'nie'. Ma pan ważne prawo jazdy?"
"Tak".
"Jadł pan dzisiaj lunch?"
"Nie".
"Wie pan, kto odebrał życie Wojtkowi i pozostałym?"
"Nie".
"Pali pan papierosy?"
"Tak" - wybuchnął śmiechem.
"Jeśli będzie pan się wygłupiał, będziemy zmuszeni powtórzyć to od początku. Proszę spojrzeć, jak skacze panu ciśnienie, kiedy zaczyna pan kłamać na temat papierosów. Coś panu powiem: jeśli kiedykolwiek coś pan przeskrobie, niech pan się w to nie bawi. Jest pan mocno reaktywny".
"Chciałem tylko sprawdzić, czy to działa. Przepraszam i obiecuję, że już nie będę kłamać".
"Dobrze. Pija pan mleko?"
"Nie".
"Miał pan coś wspólnego ze śmiercią Wojtka i innych?"
"Nie".
"Czuje się pan w jakikolwiek sposób odpowiedzialny za śmierć Wojtka i pozostałych?"
"Tak… w sensie, że mnie tam nie było".
"Czy od śmierci Sharon spotykał się pan z jakimiś stewardesami?"
"Tak. W zasadzie to nie spotykałem się, widziałem się z paroma".
"Zapraszał je pan na lunch albo coś w tym guście?"
"Rżnąłem je" - oznajmił z dumą Roman.
"Dobrze… Czy oprócz trawki Sharon lubiła jakieś inne narkotyki?"
"Nie. Wzięła LSD może szesnaście razy. Z początku jej się podobało, bo pomagało jej pozbyć się zahamowań. Ale w pewnym momencie dotarło do niej, że jeszcze jeden trip i odbije jej szajba. Więc dała sobie spokój. Na jednym z naszych pierwszych spotkań… Miałem trochę. Podzieliliśmy to, a potem całą noc rozmawialiśmy… Rano zaczęła fiksować i wrzeszczeć. Dusza poszła mi w pięty. Nie mogłem nic dla niej zrobić. Później powiedziała: «Widzisz, mówiłam, że nie mogę tego brać. Kończę z tym». No i skończyła, ja tak samo. W każdym razie zapewniam pana, że przez cztery lata nie brała żadnych dragów oprócz maryśki, a i tej nie za dużo, a w czasie ciąży w ogóle. Nie było o tym mowy, ani nawet o lampce wina".
"Doyle to ponoć znaczący diler. Czy według pana wiedzy nauczył Jaya brać kokainę?"
"Według mojej wiedzy nie. Billy Doyle to bubek, Sharon nie zamieniłaby z nim jednego słowa".
"Czy kiedykolwiek wszedł pan do sypialni i zastał Billy’ego Doyla z Sharon? - oczywiście nie w łóżku".
"Widziałem Doyle’a tylko parę razy w życiu… raz na przyjęciu, i jeszcze przy Mamie Cass. Co do Sharon, nie sądzę, żeby go w ogóle znała".
"Jakie wrażenie zrobiła na panu Mama Cass?" - zapytał Deemer.
"Zawsze było z nią utrapienie, od początku do końca. (…) Prawie jej nie znam. (…) Z nią zawsze jest utrapienie, lepiej trzymać się od niej z daleka. (…) Nie spodobała mi się od samego początku".
Roman lubił eksperymentować na ludziach. Tym razem zasadził się na Deemera: wyciągnął papierosa z paczki leżącej na stole, zapalił i zaciągnął się z lubością.
"Zdawało mi się, że mówił pan, że nie pali?"
Roman nie odpowiedział, bo to była podpucha; naprawdę nie palił. W tym momencie na nagraniu słychać tylko szum. Guy i Frankie spojrzeli po sobie, czekając, aż wpadnę w szał po usłyszeniu wiadomości o narkotykach w życiu Sharon. Guy odezwał się pierwszy.
- P.J., wiedziałeś, że Sharon brała?
- Nie. Ale to chyba nie takie szokujące. Wygląda na to, że w dzisiejszych czasach to nic wielkiego, normalka. Frankie poklepał mnie po plecach.
- Przynajmniej sprawa wyszła na jaw i wiemy, z czym mamy do czynienia.
- Wiecie co, on robi wrażenie kogoś akurat na tyle aroganckiego, żeby sprzątnąć kogoś, kto mu zawadza. "Nie rejestruję twarzy, które mi się nie podobają" - powiedział Guy, przedrzeźniając akcent Romana.
- No nie wiem — mruknąłem. - Ma drżączkę, to na pewno, ale nie sądzę, żeby był zabójcą.
- Ja tam nie byłbym pewien — odparł Guy. - Pogrywał sobie z Deemerem. Kłamie zaraz po kluczowym pytaniu o morderstwa, plus weźmy pod uwagę środki uspokajające. Mógł przechytrzyć system. Miejmy go na oku przynajmniej do czasu, aż wkroczy Interpol.
Otaksowałem go wzrokiem. Miał zmarszczki wokół oczu, ale poza tym niewiele się zmienił. Dałem sobie chwilę na przestudiowanie twarzy trzech mężczyzn, którzy mieli zdecydować o jego losie. Czy byli w stanie pojąć ten ogrom żalu, jaki spowodowały jego czyny? Czy rozumieli piekło, jakimi były dla nas te posiedzenia, rok po roku? Musiałem jakoś na nich wpłynąć. Kiedy wreszcie zabrałem głos, zdziwiło mnie, jak łatwo słowa wypływały z mojego serca.
- Myślę, że nie ma tutaj nikogo, kto widział miejsce zbrodni tak jak ja. Oglądałem na własne oczy, co Watson zrobił mojej córce. Widziałem ją, gdy wynoszono ciała, widziałem ją pokrytą zakrzepniętą krwią. Panowie, pozwólcie, że coś wam wyznam: nie ma słów na opisanie tego, żadne fotografie nie oddadzą temu sprawiedliwości, ale to jest tutaj — postukałem się w skroń — wyryte w mojej pamięci, ponieważ musiałem posprzątać to, co pan Watson po sobie zostawił. Jestem więc doskonale świadom, jak to wyglądało, i nie mam wątpliwości, że człowiekowi temu nie wolno nigdy, przenigdy pozwolić wrócić do społeczeństwa i powtórzyć tego, co zrobił. Obserwuję go od osiemnastu lat; nie zmienił się ani na jotę. Na poprzednich posiedzeniach Watson opowiadał, jak to jest mieć rodzinę, widywać się z nią w więzieniu. Ja mam w domu zakrwawione kąpielówki Sharon i mogę patrzeć na krew swojej córki na tych kąpielówkach – tak wyglądają moje spotkania z rodziną. Żona mówiła mi, że ostatnio poprosił o zwolnienie, bo chciałby przed śmiercią zobaczyć się z mamą i tatą. Wy daliście jego mamie i tacie największy prezent, o jakim może marzyć rodzic; mogą nadal odwiedzać swoje dziecko. Ja muszę żyć ze świadomością, że nigdy nie zobaczę już mojego dziecka z powodu tego, co zrobił Tex Watson. Jeszcze jedna, ostatnia myśl. Pan Kay poinformował mnie o magicznej liczbie stu listów, w których napisano, że powinniśmy spuścić Watsona ze smyczy. Jeśli ma to o czymś przesądzić, to dostarczę panom milion listów. Moja żona może wyjść na scenę i przemawiać, a listy zaczną płynąć… dostajemy jeszcze listy od poprzedniego razu. Wszystkie zgadzają się w jednym: że ten człowiek jest zagrożeniem i nie powinien móc wrócić do społeczeństwa. Nie mam nic więcej do dodania. Dziękuję.
Sharon Tate - okładka mat. prasowe