Gisele Bündchen stała się ikoną, kiedy okrzyknięto ją "Ciałem"- teraz napisała fenomenalną autobiografię [FRAGMENT]

Pracowała dla największych w modzie - od Armaniego po Versace. Pojawiła się na ponad 1200 okładkach, wzięła udział w blisko 500 pokazach mody. W 2016 roku podziwialiśmy ją na otwarciu Letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio. Wreszcie możemy poznać ją bliżej, także jako prywatną osobę.

Ten wieczór zmienił wszystko. Styl w modzie, bo w przeszłość odeszła era „heroin chic”, epoka wyglądających jak narkomanki „modelek – wieszaków” i jej własne życie – dziewczyny z małego miasteczka na prowincji Brazylii, która chciała być weterynarzem albo siatkarką, a została najsłynniejszą modelką na świecie. Wiosną 1998 roku Gisele Bündchen miała 18 lat i niewielkie pojęcie o tym, jak okrutny jest świat mody i jak brutalnymi prawami się rządzi. Ale była piękna, naturalna i niepowtarzalna. Od skąpanego w deszczu pokazu kolekcji słynnego projektanta Alexandra McQueena zaczęła się jej wielka kariera. 

W bestsellerowej autobiografii „Lekcje. Moja droga do dobrego życia” opowiada o swoim życiu prywatnym, rodzinnymi, zawodowym i zaangażowaniu w walkę o środowisko.

Książka dostępna jest w formie ebooka w Publio.pl >>

Gisele Bündchen z książką 'Lekcje'Gisele Bündchen z książką 'Lekcje' Wydawnictwo Literackie

 Fragment książki:

 Podczas pokazu za kulisami zawsze panuje ogromny pośpiech. W pośpiechu trzeba się przebrać. W pośpiechu poprawia się fryzurę i makijaż. W pośpiechu pędzi się do kolejki i wraca na wybieg. Ktoś wcisnął mi w ręce spódnicę, a ja ją założyłam. Ledwie mogłam poruszać w niej nogami. W dodatku miałam tak wysokie obcasy, że utrzymywanie w nich równowagi graniczyło z cudem. Wciąż czekałam na swój top i w końcu zapytałam o niego kogoś łamaną angielszczyzną. „Nie ma żadnej góry”, usłyszałam w odpowiedzi. 

Rozpłakałam się. Nie wiedziałam, co robić. Przede wszystkim dlatego, że myślałam o tym, jak bardzo rozczarowani i zażenowani będą moi rodzice. Próbowałam powstrzymać łzy, ale one ciągle płynęły. W efekcie czarne pióra zaczęły odklejać się od moich rzęs. Słyszałam ciężki, zgrzytliwy, elektroniczny bit dobiegający z wybiegu. Przyszło mi do głowy, żeby stamtąd wyjść, a najlepiej uciec. Nie było mowy, abym zaprezentowała się bez bluzki. Wiedziałam jednak, że jeśli zdezerteruję, prawdopodobnie nie dostanę już kolejnej okazji. Rezygnacja świadczyłaby o braku profesjonalizmu. Musiałabym się liczyć z tym, że już nigdy nie zostanę zaproszona na żaden casting. Ale ostatecznie moje ciało należało wyłącznie do mnie; nikt inny nie mógł o nim decydować. 

Gdy tylko Val, wizażystka, zorientowała się w sytuacji, zaproponowała, że użyje białego podkładu do namalowania topu na moim torsie. I tak też zrobiła. Dzięki temu wyglądałam tak, jakbym naprawdę miała bluzkę. Val powiedziała, że wyglądam przepięknie, i dodała, że w ciemnościach panujących na wybiegu nikt nawet się nie zorientuje, że moja biała kusa koszulka nie jest prawdziwa. Wątpię, czy wyszłabym na wybieg, gdyby w odpowiedniej chwili nie pojawiła się przy mnie Val. Pamiętam, jak myślałam sobie, że jeśli ktokolwiek zrobi mi zdjęcie, być może rodzice nie rozpoznają mnie w czarnej peruce. 

W pewnym momencie zauważyłam, że jedna dziewczyna, a potem kolejna — a właściwie wszystkie, które wracały za kulisy — miały mokre włosy. Potrzebowałam kilku sekund, żeby zrozumieć, co się dzieje. Nie dość że ledwo poruszałam nogami w obcisłej spódnicy i szpilkach, to jeszcze miałam wyjść w namalowanej na ciele białej bluzce… w strugach deszczu! 

Prawdopodobnie to właśnie tamtego wieczoru dokonał się mój wewnętrzny rozłam, a ja zaczęłam myśleć o swoim publicznym wizerunku jak o tej drugiej — o niej, „onej”. Modelka, która w końcu pojawiła się na wybiegu, była dla mnie kimś obcym. Kilka minut wcześniej wypłakiwałam sobie oczy do tego stopnia, że rozpływał mi się makijaż. Byłam dobrą córką. Byłam chłopczycą. Byłam dziewczyną, która od okresu dojrzewania czuła się zakłopotana z powodu swojego dużego biustu. Byłam chora ze strachu, że swoim występem tak bardzo zawstydzę swoich krewnych, że nigdy więcej się do mnie nie odezwą. Byłam przerażona. (Dzięki Bogu, że w tamtych czasach internet nie był powszechnie dostępny w Horizontinie. Inaczej rodzice kazaliby mi natychmiast wracać do domu). 

Utkwiłam spojrzenie w jednym jasnym punkcie na końcu wybiegu i ruszyłam. Tamtego wieczoru nikt nie zobaczył nieśmiałej, zalęknionej, zażenowanej, niepewnej siebie osiemnastolatki. Wszyscy widzieli tylko silną, śmiałą kobietę w spódnicy ciasno opinającej jej kolana. To Ona potrafiła chodzić na niebotycznie wysokich obcasach po niesamowicie śliskiej scenie. To Ona nie popełniała błędów. To Ona się nie potykała. To Ona sprawiała wrażenie, że nie obchodzi jej nic na tym świecie. W deszczu czarny tusz spłynął mi po twarzy, więc nikt nie był w stanie odróżnić kropli wody od łez. Przysięgam, że powiedzenie „fake it till you make it” naprawdę działa! Na szczęście wszystko skończyło się równie szybko, jak zaczęło. 

Udział w pokazie Alexandra McQueena otworzył mi drzwi do międzynarodowej kariery. Lee był uważany za geniusza. Branża modowa okrzyknęła go wizjonerem. Czcili go wszyscy redaktorzy mody i fotografowie na świecie, a wielu z nich siedziało na widowni tamtego wieczoru. Kiedy mnie wybrał, w agencji powiedzieli, że to wielka rzecz, ale ja nie wzięłam tego na serio. Z kolei podczas pokazu pojawiłam się na wybiegu półnaga i zapłakana w deszczu padającym z sufitu. Spoglądając wstecz, myślę, że musiałam się wyróżniać, zwłaszcza na tle modelek w typie heroin chic, do których wszyscy przywykli. Miałam duży biust, wysportowane ciało i nawet zapłakana wyglądałam jak okaz zdrowia. Przemysł modowy był gotowy na zmianę. Nadszedł na nią odpowiedni moment, a tamtego wieczoru ja byłam właściwą modelką na właściwym miejscu. Byłam inna, a branża była gotowa na inność. 

W jeden wieczór udało mi się wywalczyć dla siebie miejsce na mapie światowej mody. Nagle mnóstwo ludzi zapragnęło ze mną współpracować. Zaczęli wydzwaniać do „dziewczyny wieczoru”. To było trochę przytłaczające. Rok później redaktor naczelna „Vogue’a”, Anna Wintour, zaproponowała mnie na okładkę numeru, którego artykuł przewodni miał tytuł „Powrót krągłości”. „Vogue” jest uważany za biblię przemysłu modowego. Kiedy więc Anna zapowiedziała nowy ruch w modzie — w tym przypadku był to powrót krągłości — i wybrała mnie do zilustrowania tego trendu, moja kariera rozkwitła. Byłam jedną z najmłodszych modelek, które kiedykolwiek zdobiły okładki amerykańskiego „Vogue’a”. W środku znajdowało się moje nagie zdjęcie autorstwa Irvinga Penna.

Książka dostępna jest w formie e-booka w Publio.pl >>

Książka 'Lekcje. Moja droga do dobrego życia', Gisele BündchenKsiążka 'Lekcje. Moja droga do dobrego życia', Gisele Bündchen Wydawnictwo Literackie

Fragment książki „Lekcje. Moja droga do dobrego życia” Gisele Bündchen w przekładzie Natalii Wiśniewskiej. Wydawnictwo Literackie 2019 r.

Więcej o: