W ostatnich miesiącach nasiliła się dyskusja o feminatywach, czyli, potocznie rzecz ujmując, rzeczownikach z "żeńskimi końcówkami". Daje się w tej sprawie rozróżnić dwa zasadniczo odmienne podejścia. Podczas gdy np. Wanda Nowicka jeszcze w 2014 roku w rozmowie z telewizją Superstacja mówiła, że "brak żeńskich form to dyskryminacja", Patryk Jaki jej odpowiadał: "To idiotyczny postępujący feminizm. Gdyby głupota mogła fruwać, to pani marszałek byłaby już trzy metry nad Sejmem". Niemałe poruszenie wywołał też ostatnio fakt, że Sejm przystał na prośby Lewicy i udostępnił dla chętnych druki sejmowe z podpisem "posłanka".
Czytaj więcej: "Słyszymy przyrostki żeńskie, bo są potrzebne". Rozmowa z językoznawczynią, dr hab. Katarzyną Kłosińską
Debata o włączaniu żeńskich rzeczowników osobowych wykroczyła poza sejmowe ławy i rozbudziła medialną dyskusję. W końcu głos w tej sprawie zabrał organ najbardziej ku temu odpowiedni - Rada Języka Polskiego.
Na stronie Rady Języka Polskiego pojawiło się oficjalne stanowisko zespołu językoznawców w sprawie żeńskich rzeczowników osobowych. "Powszechne mieszanie faktów językowych z argumentami społecznymi i ideologicznymi skłania nas do zajęcia stanowiska" - czytamy na początku oświadczenia.
Naukowcy zauważają, że "dyskusja o formach żeńskich trwa od ponad stu lat". Podkreślają też, iż zaszły istotne zmiany zarówno w świadomości społecznej, jak i języku, i "od lat dziewięćdziesiątych formy żeńskie rzeczowników osobowych znacznie się rozpowszechniły; w języku przyjęły się wyrazy 'socjolożka', 'polityczka' czy 'posłanka', choć tylko ostatni z nich był obecny, a nawet powszechny w polszczyźnie I połowy XX wieku". Dlatego też jasno oznajmiają:
Większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw. Jednakowe brzmienie nazw żeńskich i innych wyrazów, np. pilotka jako kobieta i jako czapka, nie jest bardziej kłopotliwe niż np. zbieżność brzmień rzeczowników pilot ‘osoba’ i pilot ‘urządzenie sterujące’. Trudne zbitki spółgłoskowe, np. w słowie chirurżka, nie muszą przeszkadzać tym, którzy wypowiadają bez oporu słowa zmarszczka czy bezwzględny (pięć spółgłosek).
Podkreślają też, że "sporu o nazwy żeńskie nie rozstrzygnie ani odwołanie się do tradycji (różnorodnej pod tym względem), ani do reguł systemu". Co więcej, tendencja do tworzenia nazw w obydwu rodzajach - żeńskim i męskim - ich zdaniem ma "podstawy społeczne". Językoznawcy konkludują:
Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN uznaje, że w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa. Stosowanie feminatywów w wypowiedziach, na przykład przemienne powtarzanie rzeczowników żeńskich i męskich (Polki i Polacy) jest znakiem tego, że mówiący czują potrzebę zwiększenia widoczności kobiet w języku i tekstach.
Podkreślają: "Prawo do stosowania nazw żeńskich należy zostawić mówiącym, pamiętając, że obok nagłaśnianych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem. Nie wszyscy będą mówić o kobiecie 'gościni' czy 'profesorka', nawet jeśli ona sama wyartykułuje takie oczekiwanie".
Językoznawcy uspokajają jednocześnie, że "nie ma jednak potrzeby używania konstrukcji typu Polki i Polacy, studenci i studentki w każdym tekście i zdaniu, ponieważ formy męskie mogą odnosić się do obu płci". Co więcej, przypominają też, że w tej samej sprawie zostało już wcześniej wydane oświadczenie. W 2012 roku naukowcy tłumaczyli, dlaczego żeńskie nazwy zawodów cieszą się mniejszą popularnością, bo "budzą negatywne reakcje większości osób mówiących po polsku". Już jednak wtedy zaznaczali - "To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji". I ta zmiana dokonuje się na naszych oczach.